XVI

6.3K 326 56
                                    

      Wycie rozlegało się ze wszystkich stron, Amanda wciąż była nieprzytomna, Dagmara panikowała, rwąc sobie włosy z głowy, a tajemniczy wybawiciel prowadził, przyprawiając szatynkę o zawał na każdym zakręcie.

      — Jesteśmy już bezpieczni? — pytała co chwilę, chociaż doskonale znała odpowiedź na to pytanie.

      — Niezupełnie — wzdychał za każdym razem chłopak, ale nie wyglądał na zmartwionego.

      Wiedział, że teraz wszystko potoczy się tak, jak powinno od samego początku.

      — Gdzie tak właściwie nas zabierasz i kim jesteś? — nie chciał zdradzać o sobie wszystkiego w takiej chwili.

      — Powiem wam, kiedy dotrzemy na miejsce — obiecał, wyjeżdżając wreszcie z lasu.

      Wycie natychmiast ustało, jakby na drodze pojawiła się jakaś magiczna bariera.

      — Nie biegną za nami? — zaskoczona Dagmara zerknęła do tyłu, ale widziała tylko potężnego szarego basiora, który stał na linii drzew. Nie wyglądał na zadowolonego, co wcale jej nie dziwiło.

      — Granica — szepnął wybawiciel — nie mogą jej przekroczyć. Ta ziemia jest nienaruszalna.

      — Dlaczego? — westchnął, wahając się, czy powinien wyznać jej prawdę.

      — To ziemia wampirów — uśmiechnął się słabo, a ona poruszyła się niespokojnie.

      — Wampirów? Nie cierpię wampirów! Są okropne! — szatynka skrzywiła się z obrzydzeniem. — Chociaż to i tak lepsze, niż te popieprzone wilkołaki.

      Amanda powoli zaczęła otwierać oczy, chociaż robiła to z niemałym trudem.

      — Gdzie... — nie zdążyła dokończyć, bo koleżanka zgniotła ją w silnym uścisku.

      — Matko, tak się bałam, że ten cały alfa coś ci zrobił! Nigdy więcej mnie tak nie strasz! — rozkazała, podczas gdy dziewczyna usiłowała nabrać powietrza do płuc.

      — Dusisz mnie! — mruknęła i natychmiast została wypuszczona z ciepłych objęć. — Krzyczał na mnie — przyznała po chwili ciszy — kazał wracać.

      Wzdrygnęła się, jakby przeżyła najgorszą rzecz w życiu.

      — Nie masz się czego bać — zapewnił kierowca, uśmiechając się do niej delikatnie w lusterku. — Będzie dobrze. Nie musisz go już słuchać.

      — Nie muszę? — zdziwiła się. — Jak to? Znaczy, nie miałam takiego zamiaru, ale mimo wszystko, on mógł na mnie wpływać — to też było okropne, dlatego skrzywiła się podwójnie.

      — Jego władza tutaj nie sięga — zapewnił. — Nie ma możliwości, by nękał cię w pałacu.

      Amanda otworzyła oczy szerzej ze zdumienia, a Dagmara jęknęła.

      — W pałacu? W pałacu wampirów? — nie podobało jej się to ani trochę.

      — Wampiry nie są złe i pozbawione serca, jak mówią inni — posłał im rozbawiony uśmiech. — Zresztą przekonacie się same.

LunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz