Rozdział 2, IV.

462 18 0
                                    

Ból, który mi towarzyszył odkąd odeszłam od Liama, przemienił się w gniew. Wracałam do domu pieszo, starając się ukryć moje niepohamowanie. Nie wiedziałam czy przypadkiem Cassandra mnie nie obserwowała i wolałam nie ryzykować przypięciem do roweru. Zaciskałam mocno szczękę. 

- Chciałam tylko...
- To nie chciej.

Skończ o tym myśleć, Vivian. Nie umiałam kontrolować swojego temperamentu. A ja naprawdę się starałam! Złapałam się za głowę, nie wiedząc co robić. Wszystko, co pokazywała mi Cassandra nie działało. Musiałam udawać, że były to genialne pomysły na uspokojenie, bo nie wiem co by mi zrobiła. Przyznaję, że lekko się jej bałam. Nie wiedziałam kogo mam się spodziewać w domu państwa Dunbarów, dlatego gdy szłam, unosiłam się gniewem, by przy drzwiach móc się uspokoić. Weszłam do środka niepewna, czy ktoś wrócił wcześniej. Spojrzałam czy w przedpokoju nie ma jakichś butów, ale nie było żadnych, poza moimi oczywiście. Weszłam do kuchni, nalewając soku porzeczkowego, który nie był moim ulubionym, ale zabijał pragnienie szybciej niż ja swoje ofiary. W mojej własnej wyobraźni, nie morduję każdego, kto się krzywo spojrzy, przysięgam.
- Fuj. - przeszły mnie dreszcze po pierwszym łyku soku.
Spojrzałam na to, co wzięłam i okazało się, że był to barszcz w kartonie. Jakim cudem ja to w ogóle pomyliłam z porzeczką? Zmarszczyłam brwi i po prostu wylałam obrzydliwą ciecz do zlewu. Poczułam się zirytowana swoją ślepotą, ale ostatecznie wzięłam prawidłowy karton. Przed nalaniem czegokolwiek do kubka, upewniłam się co pisze na kartonie.
- Sok porzeczkowy. - przeczytałam na głos.
Wzięłam przeźroczyste naczynie i poszłam na górę do pokoju Liama. Mój pokój był jeszcze podczas remontu, dlatego męczyłam się z Liamem w jednym łóżku. Nie wiedziałam co miałam zrobić po tej małej sprzeczce. Iść na kanapę czy zachować się, jakby nic się nigdy nie wydarzyło? Westchnęłam głośno, siedząc na łóżku i spoglądając na swoje odbicie w wyłączonym telewizorze.

- Wiesz co jest najlepszym sposobem na uspokojenie? - zapytała Cassandra, widząc że ze złości poraniłam piąstki.
- Samobójstwo?
- W życiu. - pokręciła głową. - Medytacja.
- Medytacja? Jak ci ze skośnymi oczami i chustami na ciele?
- Oni się nazywają mnichami, Vivian. I medytacja pomaga im osiągnąć stan spokojnego ducha.
- Wystarczy posiedzieć w milczeniu, nic trudnego.

Ta, wystarczyło tylko posiedzieć w milczeniu, a to jedna z wielu rzeczy, których nie potrafiłam. Wzięłam głęboki oddech, próbując rozluźnić mięśnie. Usiadłam na podłodze, łącząc ze sobą stopy. Położyłam ręce na kolana, prostując plecy. Zamknęłam oczy i po paru sekundach poczułam jak ciężkie są moje powieki. Ta cisza wokół naprawdę była przyjemna i przysięgłabym, że udało mi się osiągnąć tego wolnego ducha, ale do czasu. Feniks zmusił mnie do przywrócenia bolesnych wspomnień, łącznie z tym, w którym rodzice powiedzieli mi wprost, że mnie nie chcą i byłam jedynie błędem. Chciałam otworzyć oczy, ale były jak zaklejone. Zaczęłam szybciej oddychać, czując stres w swoim ciele. Czemu Feniks z cudownego stworzenia przemienił się w mściwego drania? Co miałam zrobić, żeby to zatrzymać? Napięcie narastało, a ja przestawałam się kontrolować. Otworzyłam oczy znudzona, trochę wewnętrznie opustoszała.
- Skoro tak lubisz się wkurzać to powiedz przynajmniej czemu.

Dawno, bardzo dawno temu, kiedy ciebie jeszcze na świecie nie było, a ludzie byli blisko wymyślenia elektryczności, zostałam okradziona ze wszystkiego. Zaczęło się niewinnie, podobnie do twojej historii. Osoba, dokładnie ptak zasiadujący w tej osobie, został moją bratnią duszą. Przemierzaliśmy świat, niszczyliśmy zło, które uznaliśmy za realne zagrożenie. Mieliśmy spędzić ze sobą pięćset lat i spotkać się w następnych wcieleniach. Niestety nasze plany legły w gruzach, gdy Strażnik Światów się zjawił. Oskarżył nas o bezpodstawne zabijanie ludzi, o kradzież mocy z źródła i skazał Czarnego Feniksa na śmierć. Nasz gatunek ciężko jest zgładzić, dla tych, którzy nie mają o nas najmniejszego pojęcia, ale my sami dla siebie potrafimy być niebezpieczni, bo znamy swoje słabości i wiemy jak siebie nawzajem wykończyć. Strażnik utopił prawdziwą formę Czarnego Feniksa w rzece Kenai, która niegdyś była portalem do świata, gdzie się urodziliśmy. Po wszystkim, mnie kazał oczyszczać Ziemię z prawdziwych brutali. Jednakże Feniks Stróżujący nie wiedział, że przez te wszystkie lata naradzało się we mnie potężne uczucie. Uczucie tak ogromne, że wyniszczało każde moje naczynie. do czasu. Cztery wcielenia temu właściciele ciał przestali tracić zdrowie. Zgoda między mną a naczyniem była niewyobrażalna. Niestety pięćset lat temu zamieszkałam w dziewczynie, która potrafiła znieść moją rządzę zemsty, ale nadnaturalna istota siedząca w niej, zawalczyła ze mną, wiedząc że naczynie opadnie z wszelkich sił, jeśli oboje miałyśmy w niej normalnie funkcjonować. Pokonała mnie ilość głosów, które przemawiały w jej głowie. Szaleństwo, z jakim miałam styczność było nie do wytrzymania, więc osunęłam się z drogi, czekając na następną osobę. Pech chciał, że na ciebie trafiło. Jednakże przywołałaś swoim zachowaniem Feniksa Stróżującego, umożliwiając mi małą zemstę i przejście do świata pierwotnego. Historia lubi się powtarzać, a my nie możemy dopuścić do tego, by zechciała się odtworzyć.

Pierwszy wniosek ze wspomnienia, które miałam przed sobą: Feniks utożsamia się z płcią przejętego ciała. Warto było znać tę ciekawostkę. Drugi wniosek: Cassandra zabiła "bratnią duszę" Feniksa i oczekuje ode mnie kontroli. Zaczynałam rozumieć, że Liliana stworzyła sobie wizerunek ptaka jako ,,omylnego", nie mając ochoty zastanawiać się nad tym, co się wydarzyło. Było to całkiem zrozumiałe, ale koniec końców przekazała mi to stworzenie. Oczekiwała, że się nie złamię? Cóż, jak widać nie wyszło.

Wojna światów | Liam Dunbar [KONTYNUACJA NA PROFILU]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz