5.|Naiwni umierają najszybciej.|

488 51 71
                                    

Dwóch mężczyzn przechodziło wolnym tempem przez zatłoczoną uliczkę w dzielnicy Myeong-dong. Wyższy z nich miał założoną na siebie granatową bluzę, której kaptur naciągnął na głowę, zakrywając swoje ciemnobrązowe, pofalowane włosy. Obok niego szedł niższy chłopak, którego czarne włosy opadały na czoło, częściowo zakrywając jego oczy. Twarz miał zasłoniętą czarną maseczką, którą naciągnął na usta i nos. Dłonie trzymał w kieszeniach skórzanej kurtki, która była rozpięta i odsłaniała czarną koszulkę z dekoltem w serek. Mężczyźni szli w tłumie przechodniów i turystów, chcących zjeść coś na markecie ulicznym. Zapach kiełbasek i świeżych wypieków drażnił nozdrza ludzi i pobudzał ich ślinianki, przez co większość ludzi kusiła się na skosztowanie tego co sprzedawcy mieli do zaoferowania. Po obydwu stronach ulicy ciągnęły się najróżniejsze drogerie i sklepy z koreańskimi kosmetykami, będące oblężone przez zagranicznych turystów chcących zrobić sobie zapasy do domu.

Brunet przystanął na chwilę w miejscu i szatyn odwrócił się do niego, ponosząc pytająco brew do góry. 

- Mam ochotę na gyeran-ppang. Od tych zapachów zaraz zaślinię się na śmierć. - rzucił i wskazał podbródkiem na małą budkę stojącą przy ulicy.

- Wiesz, że z każdą sekundą twoje szanse na przeżycie maleją? - odparł Taehyung, patrząc na Jimina wzrokiem jakby niższy oznajmił, że ziemia jest płaska.

- Przynajmniej nie zdechnę z pustym żołądkiem. Chodź. - powiedział Jimin i złapał szatyna za rękaw bluzy, by poprowadzić go w stronę straganu.

Jimin wyjął portfel z kieszeni i zapłacił za dwie porcje. Gyeran-ppang była to tradycyjna koreańska przekąska, a dokładniej było to jajko otulone słodkim, aromatycznym ciastem. Jimin wgryzł się w swoją porcję i zamruczał wesoło. Drugą oddał Taehyungowi, patrząc jak szatyn mimo wywrócenia oczami zajada się przekąską w najlepsze. Jimin poklepał się po brzuchu zadowolony i przetarł usta dłonią. Tatuaż kolibra mignął mu przed oczami i uśmiechnął się smutno na jego widok.

- Gdzie idziemy, Tae? Przypominam ci, że nadal mnie nie olśniłeś i że to ty zginiesz jeśli ja umrę. Powinieneś okazywać mi trochę więcej szacunku, wiesz?- powiedział chłodnym tonem głosu.

- Właśnie. Zabiją mnie jeśli ty TEŻ umrzesz. Dodatkowo, chyba już ustaliliśmy, że moja śmierć trochę by ci utrudniła zaistniałą sytuację. No chyba, że chcesz iść na solo z czterema prawdopodobnymi psychopatami, którzy wyrwą ci tchawicę z gardła przy pierwszej, lepszej okazji.- odparł Taehyung, nie przerywając kontaktu wzrokowego z brunetem. 

- Wkurwia mnie to jak bardzo mnie nie doceniasz. Nie jestem jakąś damą w opałach, która potrzebuje księcia do ochrony. Jeśli mam zdechnąć, to zabiorę paru ludzi ze sobą. - mruknął i zmrużył oczy, wpatrując się w ciemne tęczówki szatyna.

- Wątpię tylko w to do czego będziesz w stanie się posunąć żeby wygrać, Jimin. Klatka dla Ptaków to nie spokojny spacer po molo. Prócz Namjoona, musisz zadowolić chorą widownię i nawet nie wiesz do jakich rzeczy oni są w stanie doprowadzić. Nie zabijałeś niewinnych, Jimin. Nie wiesz jakie to uczucie kiedy ich krew spływa po twoich dłoniach. W pewnym momencie nawet przestajesz mieć koszmary. Wygrasz Klatkę, ale nie odzyskasz tego co stracisz podczas tkwienia w niej. Zrozum to w końcu. Po to właśnie jestem ci potrzebny, bo w odróżnieniu od ciebie, ja się nie zatrzymam. - powiedział Taehyung i naciągnął czarną maseczkę z powrotem na nos Jimina.

- Zrobię to co będę musiał. A teraz wróćmy do prób pozostania przy życiu. Gdzie idziemy?- spytał się niższy i rozejrzał się uważnie po okolicy chcąc upewnić się, że nikt ich nie podsłuchuje.

- Idziemy do mojego informatora. Uratowałem mu tyłek parę razy, więc względnie można mu ufać. Potrzebujemy informacji na temat prawej ręki Namjoona. I chyba nawet wiem od czego zacząć. - powiedział Taehyung i ruszył do przodu.

Klatka dla ptaków「vmin 」✓Where stories live. Discover now