Mark spoglądał na opalonego szatyna, który znudzony bawił się długopisem, siedząc na końcu sali. Donghyuck miał na uszach słuchawki i nie zwracał uwagi na nikogo. Nawet uwagi w dzienniku i liczne wizyty u dyrektora nie były w stanie sprawić, żeby chłopak zaczął zachowywać się, jak należy. Przez liczne bójki i pyskowanie do nauczycieli groziło mu wyrzucenie ze szkoły, jednak cudem zawsze udawało się mu zostać w placówce. Jego rodzice mieli wtyki u dyrektora, więc Hyuck dalej mógł uczęszczać do liceum, czego on sam niespecjalnie pragnął. Każdego dnia przychodził do szkoły, aby mieć obecność, a następnie wrócić do domu.
Mark był tak zapatrzony w szatyna, że nie zauważył stojącej przed nim nauczycielki matematyki.
- Mark, zajmij się zadaniem. - Powiedziała surowym tonem, a Lee natychmiastowo pokiwał głową i przeprosił kobietę.
W przeciwieństwie do Donghyucka, Mark przykładał się do nauki i starał się mieć dobre oceny. Nie był może najlepszy w klasie, ale jego średnia jego ocen była znacznie większa niż u reszty jego klasy.
Po kilkunastu minutach zadzwonił dzwonek oznajmiający, że ostatnia lekcja dobiegła końca, więc uczniowie, czym prędzej zaczęli zbierać swoje rzeczy i opuścili salę lekcyjną, wcześniej żegnając się z nauczycielką.
Mark odwrócił się, aby po raz ostatni spojrzeć na Hyucka, który jako pierwszy, bez słowa opuścił klasę z słuchawkami na uszach.
- Znowu myślisz o tym idiocie? Mark, daj sobie z nim wreszcie spokój. - Odezwał się Jeno, ciężko wzdychając. Jaemin, Renjun i Jisung pokiwali głowami z aprobatą.
- Właśnie. - Potwierdził Chenle. - Mark, wiemy, że za nim tęsknisz, ale czasu nie cofniesz.
- Może o nim nie rozmawiać? - Zapytał nieco rozdrażniony Kanadyjczyk. - W ogóle po co zaczęliście ten temat? Nic do niego nie czuję, jasne? Ten rozdział jest już dawno zamknięty, a w moim życiu nie ma miejsca dla kogoś takiego jak Lee Donghyuck. - Oznajmił po raz ostatni, po czym wstał, chwytając w dłoń swój plecak i wyszedł ze stołówki, nie zważając na nawoływania paczki swoich przyjaciół.
Nałożył czarny plecak na lewę ramię i z łzami w oczach wybiegł z budynku. Nie miał ochoty przebywać w tym miejscu i po chwili namysłu postanowił, że uda się do szkoły tanecznej, należącej do jego brata, Taeyonga.
Droga zajęła mu zaledwie kilka minut, podczas których usilnie starał się nie myśleć o szatynie, który nie tak dawno temu mocno namieszał mu w głowie.
Lee Donghyuck.
Imię chłopaka nie było w stanie opuścić jego głowy, a on już miał tego wszystkiego powoli dosyć. Był zmęczony kochaniem szatyna, który od dawna nie należał do niego.
- Młody, co jest z tobą? - Zapytał zmartwiony Taeyong, wpatrując się w swojego młodszego brata. Mark siedział na podłodze, oparty o ścianę i wpatrywał się w wielkie okno naprzeciwko niego. Razem z bratem siedzieli w pustej sali tanecznej, którą przed chwilą opuściła grupa mająca tam lekcje.
- Nic. Wszystko okej. - Powiedział do starszego, mając nadzieję, że odpuści i nie będzie pytać o nic więcej. Niestety i tym razem Mark za bardzo się przeliczył.
- Próbujesz oszukać swojego hyunga? Nie tak cię wychowałem, młody. - Powiedział, siadając obok młodszego, po czym pokręcił głową na boki z udawanym wyrzutem na twarzy.
- Naprawdę, wszystko jest w porządku. Nie musisz się o mnie martwić.
- Dlaczego uciekłeś ze szkoły? - Zapytał Tae, nie dając za wygraną. Młodszy nie odezwał się ani słowem, a starszy z braci westchnął głośno i przeczesał włosy dłonią. - Mark, chodzi o niego?
- Czemu wszyscy ciągle o nim wspominacie? - Zapytał zdenerwowany, po czym przetarł twarz dłońmi.
- Mark, nie przyznasz się do tego, ale doskonale wiem, że chodzi o niego. Znam cię lepiej niż ci się wydaje, braciszku. Jeśli nie chcesz to nie musimy o tym rozmawiać, ale nie oszukuj samego siebie.
Przez chwilę Mark nie odezwał się ani jednym słowem. Tak samo zamilkł Taeyong, który wpatrywał się ze smutkiem na swojego brata. Było mu przykro, że chłopak nadał cierpiał z powodu zawodu miłosnego. Tak bardzo chciał mu pomóc, ale nie wiedział jak.
Po kilku minutach chłopcy wzięli swoje rzeczy i opuścili szkołę tańca, aby następnie udać się do domu.
Donghyuck siedział w swoim pokoju ze słuchawkami na uszach i zupełnie nie przejmował się otaczającą go rzeczywistością. Tak bardzo był pogrążony w świecie muzyki, że nie słyszał, jak jego mama od kilku minut próbowała się dobić do jego pokoju, który zamknął na klucz.
Gdy piosenka w jego słuchawkach przestała grać, szatyn usłyszał pukanie do drzwi i głos jego rodzicielki, wołającej jego imię.
- Hyuck! Otwórz wreszcie te drzwi! Donghyuck! - Nastolatek ściągnął słuchawki z uszu i powolnym krokiem podszedł do drzwi, które następnie otworzył. Jego oczom ukazała się jego mama, która wcale nie wyglądała na zadowoloną. - Czy ty możesz chociaż przez jeden dzień zająć się czymś innym niż słuchaniem muzyki na tych przeklętych słuchawkach? Dziecko, ty w niczym mi nie pomagasz! Muszę robić wszystko za ciebie, a tobie się nawet nie chce wynieść śmieci! W dodatku masz taki syf w pokoju, że jeśli mnie kiedyś zabraknie to cię zjedzą robaki i powstanie u ciebie jakaś nowa bakteria! - Donghyuck tylko przekręcił oczami na słowa kobiety.
- To mój pokój i mogę robić sobie tutaj, co mi się podoba. A tobie nic do tego.
- Nie wiem, co się z tobą stało. Ja i ojciec w ogóle nie mamy nad tobą kontroli. Zachowujesz się jak rozwydrzony gówniarz, Donghyuck. Gdy przyjaźniłeś się z Markiem - Kobieta nie zdążyła dokończyć zdania, ponieważ szatyn zamknął jej drzwi przez nosem i ponownie przekręcił klucz w zamku.
Położył się na łóżku i schował twarz w poduszkę, aby głośno krzyknąć w nią ze złości.
Że akurat matka musiała o nim wspomnieć.
Hyuck uważał Marka za dawno zamknięty rozdział i mimo że zdawał sobie sprawę z tego, że chłopak wpatrywał się w niego na lekcjach, myśląc, że ten go nie widzi to starał się nie zwracać na niego uwagi. Jednak było to wyjątkowo trudne z racji, że obaj chodzili do tej samej klasy, a Donghyuck nadal był w nim szaleńczo zakochany.
Szatyn wziął do ręki swój telefon, po czym wszedł w galerię. Po chwili zawahania otworzył album zdjęć z podpisem "Mark". Miał tam zachowane wszystkie fotki i filmiki z udziałem brązowookiego Kanadyjczyka, który dosłownie w jednej chwili skradł Donghyuckowi serce. Patrzył na zdjęcia, które przywołały w jego pamięci masę wspomnień. Ich pierwszy wspólny wypad, wakacje w Busan i ich pierwszą, oficjalną randkę.
Hyuck patrzył na zdjęcia uśmiechnętego bruneta, a w jego oczach niekontrolowanie pojawiły się łzy.
Łzy, które po chwili przemieniły się w istny wodospad.
Wodospad, którego Donghyuck nie był w stanie zatrzymać.
CZYTASZ
MISSING YOU. MARKHYUCK [✓]
Fanfiction❝now i wish we'd never met 'cause you're too hard to forget❞ [one shot, 1045 słów] cover: @jisoolia ©idzwcholere, 2020