Avengers, do boju!

451 42 6
                                    

-I jesteś pewien, że ten plan zadziała? Pamiętasz jak kończyły się nasze akcje, gdy nie dowodził Steve? Za bardzo pociągała cię duma i pewność siebie- powiedział Bruce, zakładając na twarz zieloną chustę. Zostało mu kilka dni wolnego od uczelni, więc postanowił poświęcić je na pomoc przyjacielowi. A z resztą i tak od dłuższego czasu rozmyślał nad powrotem do Nowego Yorku.

Brak przy sobie ludzi pokroju Avengers zbyt tragicznie wpływało na jego psychikę. W Massachusetts zadawał się tylko ze spokojnymi osobami, ale przez to cisza rozwalała mu głowę, nikomu nigdy nie wpadło do głowy by niespodziewanie krzyknąć mu do ucha, co w liceum było codziennością, a jeśli Tony albo Bruce tego nie zrobili, to znaczy, że się pochorowali. Albo zbliża się deszcz.

Stali w ciemnej alejce, tuż przy budynku, w którym mieszkał Aldrich. Z tego co udało się ustalić Natashy, chłopak miał za kilkanaście minut wyjść na spotkanie z przyjaciółmi, zapewne takimi samymi gnidami jak on sam.

-Słuchaj, Bruce, tutaj chodzi o jego bezpieczeństwo. Nie pozwolę by cokolwiek stało się moim przyjaciołom. Musimy wejść do domu, znaleźć dokumenty, zanieść je mojego ojcu i pójść na zwycięską shawarmę.

-Brzmi jak mowa motywująca ale musisz nad tym popracować. Za dużo ckliwości na początku i żartu na końcu.

-A ty co, jury mów motywacyjnych?

-Da

-Ja nie umieć w rosyjski- odpowiedział, wzruszając ramionami.

-Dobra, cel opuścił budynek. Mamy dwadzieścia minut- powiedziała pojednawczo Natasha, wskazując palcem na wychodzącego na zewnątrz Aldricha.

Wszyscy przysunęli się do ściany, tonąc w mroku nocy. Księżyc świecił bardzo jasno lecz na drodze światła stała stara kamienica z cegły. Killian przeszedł obok nich, nie zwracając uwagi na pięć par patrzących się na niego oczu. A przecież tego ognia nienawiści tylko egoista i narcyz by nie zauważył.

Avengers najpierw wspięli się na kosze na śmieci, a następnie Thor wyskoczył by złapać się najniżej umiejscowionego, jakieś cztery metry nad ziemią, parapetu. Podciągnął się i zaczął wypatrywać

-Te, geniusze- odezwała się Natasha, nadal stojąca na chodniku, kopiąc nogą śmietnik. Klapa nie wytrzymała ciężaru trójki chłopców oraz kopnięcia dziewczyny i osunęła się w głąb pojemnika. Chłopcy krzyknęli głośno i spadli tyłkami na chodnik, rozsypując zawartość kubła.- Tu są schody ewakuacyjne. Nie musimy robić za małpy.

-Och, masz rację- powiedział Thor, zeskakując z parapetu. Jako jedyny chłopak był czysty.

-Teraz nam to mówisz?

-A od czego masz oczy?

Tony podniósł się pierwszy. Podszedł do schodów i nie ustępując miejsca Natashy, zaczął wspinać się na poziom piętra, na którym mieszkał Aldrich. Stark z łatwością rozpoznał salon chłopaka, a Clint otworzył okno wytrychem, który ukradł ojcu z garażu. Thor przeszedł przez okno jako ostatni. Przekładając nogę przez wysoką framugę, zahaczył o nią i zatoczył się, robiąc obroty wokół się, a na koniec przewrócił się na drewniane panele w salonie.

-Thor, ogarnij się, nie pora na udawanie baletnicy.

Odinson tylko spojrzał na niego z szokiem wymalowanym na twarzy jakby to była jego wina i jęknął żałośnie. Ściągnął z siebie kurtkę i przewiesił ją przez ramię.

-Przeszukajcie dokładnie każdy kąt. To jest kilka kartek. Mógł je złożyć.

-Nie jesteśmy idiotami, Stark- powiedział Clint, przyglądając się jednemu z dyplomów, zawieszonych na ścianie.

-Tutaj jest tylko jakieś pudło- powiedziała Natasha, wyciągając z szafy karton na książki. Zdjęła z pokrywy pogniecioną koszulę i skarpetkę, i oddała znalezisko Starkowi.

-Co my tu mamy?- Tony podszedł do znaleziska i otworzył wieko.- Co to niby ma być, do chuja pana?!- jego głos przenikało obrzydzenie.- On jest większym pojebem niż myślałem. No nie wierzę! Koszmar! To nie możliwe! Koniec świata!

-Co tam jest?- w odpowiedzi na pytanie Bruce'a, wyciągając z pudła kilka płyt.

-Jak ja mogłem go polubić?! Blues? Kto tego słucha? Ma koszmarny gust muzyczny! Nienawidzę go jeszcze bardziej. Muszę porządnie wyszczotkować ręce.

-Jezu, Tony, nie strasz. A już myślałem, że to coś ciekawszego...- powiedział Clint, opuszczając ręce wzdłuż ciała.

-To, że ty trzymasz pod łóżkiem niestosowne dla ludzi w twoim wieku gazetki, nie znaczy, że każdy facet musi takie mieć.

-Ja nic nie trzymam!-krzyknął na całe gardło chłopak i zaczerwienił się. Chusta opadła mu z twarzy, trzymając się na końcu brody.

-Bo nie widziałam... Naprawdę? Magazyny My Little Pony? Dorośnij

-Bądźcie cicho. Nie wiadomo czy sąsiedzi nas nie złapią- skarcił ich Thor, jako jedyny w tamtym momencie pamiętając o ich tajnej misji.

Każdy po kolei kiwnął głową i poszedł przeszukać jakieś pomieszczenia. Bruce'owi wypadła łazienka, która poza zapchanym odpływem pod prysznicem była czysta, Natashy pusty korytarz, Thor'owi kuchnia, Clint'owi schowek na szczotki i sypialnia rodziców Aldricha, chłopak sam się przyznał, że tam nawet pająki boją się osiadać, a Tony'emu, o przeklęty losie, sypialnia jego oprawcy.

Duże łóżko, szafa, dywan... normalny pokój nastolatka, z wyjątkiem faktu, że jedna ściana pomieszczenia była obklejona zdjęciami Tony'ego. Steve'a też ale te były akurat potargane i zamazane czerwonym zakreślaczem. Prawdziwy psychol, pomyślał i odwrócił się do tej ściany plecami.

Podszedł najpierw do biurka i otworzył górną szufladę. Były tam tylko książki oraz zeszyt, który kiedyś pożyczył mu Tony. Chłopak przewertował wszystkie podręczniki, od razu odkładając je na miejsce ale niczego nie znalazł. Następnie przeszukał szafę z ubraniami, szufladę z bielizną ominął szerokim łukiem. Sprawdził jeszcze pod łóżkiem lecz tam też znalazł tylko kurz, i pod poduszką. Podwinął nogą także dywan ale i tam nie znalazł poszukiwanych dokumentów.

-Znalazłem!- usłyszał cichy krzyk Thora. Usłyszał jak wszyscy biegną by zobaczyć, co takiego chłopak mógł znaleźć w kuchni.

-Słuchaj, znalezienie mango to nie jest nasz cel.

-Och, czy to ci wygląda na mango?- spytał teoretycznie, wyciągając zza pleców złożony na pięć części plik kartek. Teraz były rozłożone i nawet w ciemności widać było duże litery HOWARD STARK.

-Świetna robota, Thor.

-Kochanie! Wróciliśmy!- do mieszkania weszli rodzice Aldricha.

-Szybko- szepnęła Natasha i po chwili wszyscy wyskoczyli na zewnątrz, zamykając za sobą okno.

Szybkim krokiem zbiegli po schodach przeciwpożarowych i zeskoczyli z konstrukcji, dysząc jak psy. Tony złapał się za klatkę piersiową i wstrzymał na chwilę oddech. Przed oczami pojawiły mu się mroczki. Nie wiedział czy to z adrenaliny, czy faktycznie tak się zmęczył zbiegając po tych schodach.

-Spietalamy stąd- wydusił Clint, opierając się ręką o cegły starej kamienicy. Thor schował dokumenty do kieszeni. Natasha związała buta, rozpuściła włosy z kitki i zakryła nimi twarz.

-I to w podskokach- dodał Bruce, solidniej mocując na twarzy zieloną chustę.

Ucieczka spod domu Aldricha była bardziej wyczerpująca niż samo włamanie. Gdy tylko Clint wyszedł zza ściany budynku, Tony złapał go za kaptur, wciągając go z powrotem w cień. Zaledwie dziesięć metrów dzieliło ich od bezpośredniego spotkania z Killianem. Kiedy chłopak przeszedł obok nich i wystarczająco się oddalił, ruszyli w kierunku Stark Tower z głośnym, maniakalnym śmiechem.

Padał wtedy deszcz / StonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz