Rozdział 48

414 23 3
                                    

- Bardzo panią przepraszam- zaczął zmieszany Harry podchodząc do kobiety wyglądającej jak Lily Evans, jego zmarła matka. Przez kilka minut zbierał się na odwagę, by to zrobić. Zdecydował się na ruch, gdy w końcu ludzie wokół zajęli się swoimi sprawami i chociaż głównie było to obgadywanie Ślizgonów, to ci, których to dotyczyło byli zajęci rozmową z Dumbledorem. Dyrektor postanowił ich w całości wtajemniczyć w organizację. Potter doskonale wiedział, że na to zejdzie pół nocy. Hope stała pod ścianą obserwując wszystkich wokół. Z uśmiechem zareagowała na chłopaka. Tak samo uśmiechała się jego mama. Chłopak podrapał się po karku.- Dobrze wiem, że nie jest pani moją mamą, ale...

- Nie przejmuj się tym- położyła swoją delikatną dłoń na jego ramieniu. Głos miała dźwięczny i kojący.- Jestem świadoma tego podobieństwa i nawet się z niego cieszę. Cieszę się również, że mogłam cię poznać.

- Jest pani bardzo miła...

- Proszę, mów mi Hope.- Wyciągnęła w jego stronę rękę, którą od razu uścisnął.

- Dobrze, Hope- Uśmiechnął się szeroko. Severus stojąc po drugiej stronie pokoju zauważył podobieństwo w tych uśmiechach.- Nie powinnaś z nimi dowiadywać się szczegółów?- wzrokiem podążyli w stronę Ślizgonów.

- Ja już wszystko wiem. Zakon nie ma przede mną żadnych tajemnic. Chociaż muszę przyznać dawno nic mnie tak nie zaskoczyło jak uczniowie Slytherinu. Miałam nadzieję na wielkie wejście, ale ze Śmierciożercą i reinkarnacją Salazara nie ma co konkurować.- Zaśmiała się delikatnie.

- Są godni zaufania. Ostatnio zrobili się bardziej prawi niż niektórzy stąd...- po zrozumieniu co właśnie powiedział, zarumienił się.- Przepraszam, nie powinienem ci mówić takich rzeczy...

- Harry- położyła rękę na jego policzku, jak mama pocieszająca dziecko- nie musisz za wszystko przepraszać. Mi również możesz zaufać.

- Dziękuję. Muszę...powinienem tam do nich pójść...- Hope pomachała mu z uśmiechem i została znów sama, ale tylko na krótką chwilę. Obok niej pojawił się Snape, jednak nie był tak miły jak Harry. Wpatrywał się w nią podejrzliwie, a i ona zmieniła nastawienie. Miała poważny wyraz twarzy, ale nie można było się dopatrzeć nawet krztyny wrogości.

- Co mi wyjdzie, jeśli dodam sproszkowany korzeń asfodelusa  do nalewki z piołunu?- Zaczęła a w oczach Snape'a pojawił się jakiś błysk. Nie odzywał się przez chwilę. Tym sposobem chciał podziękować za pamięć o Lily, ale dla osób trzecich wyglądało to jak niezręczna cisza. Jednak, kiedy uznał, że to już odpowiedni moment, jego ton i pytania miały na celu nie zostawić na kobiecie suchej nitki. Musiał dowiedzieć się wszystkiego.

- Dlaczego wcześniej cię nie widziałem?

- Mieszkałam w Ameryce. Przyleciałam tu wczoraj- odpowiadała grzecznie i rzeczowo. Nie peszyły ją bezpośrednie pytania.

- Tam działałaś jako zakon?

- Można tak powiedzieć. Byłam wywiadem badającym sprawę innych czarnoksiężników. Każda informacja jest ważna.

- Przyjechałaś bo wojna się zbliża.- kiwnęła głową.- Dlaczego wyglądasz jak ona? Jesteś metamorfomagiem?- Hope uśmiechnęła się zadziornie.

- A to zostawię już twoim śledztwom. Czy Śmierciożercy nie będą się zastanawiać twoją długą nieobecnością?

- Nie mają wglądu do Hogwartu, a z budynku nie wychodziłem.

- Sprytnie.

- Tak, myślenie się przydaje.- Odparł drwiąco, ale Stevenson się nie przejęła. Kiwnęła głową żegnając się i poszła do innych znajomych.

Ślizgoni kończyli już rozmowę z Dumbledorem.

-...to nie jest czas na udawanie. Przyda się każdy i każda informacja.- Dyrektor bardziej zwrócił się do Draco niż do pozostałej dwójki.

- Zrobię co w mojej mocy- stwierdził chłopak z poważnym wyrazem twarzy. Albus zawiesił na nim na chwilę wzrok i zrozumiał, że ten zadufany w sobie chłopaczek zrobił miejsce dorosłemu, walecznemu mężczyźnie. Pogłaskał swoją siwą brodę.

- Jeszcze jedno. Mirando, znasz swojego bogina?

- Nie.

- Mamy tutaj jednego. W szkole były już z tego zajęcia, a lepiej, żebyś była przygotowana na wszystko. Możesz to zrobić dziś?

- Oczywiście.

Przeszli z salonu do jednego z pokoi. Dumbledore musiał nadzorować, a Draco, Blaise i Harry stwierdzili, że też chcą pójść. Nikt im tego nie zabraniał. Dyrektor był już gotowy otwierać szufladę biurka, kiedy do pomieszczenia wszedł jeszcze Snape.

- Jestem jej opiekunem.- Wiedząc, że i tak nikt mu się nie sprzeciwi, stanął obok Albusa.

Bogin wyszedł z biurka i przybrał postać pięknej, brązowowłosej dziewczyny. Była niewiele starsza od Mirandy i bardzo do niej podobna, ale jej wyraz twarzy był dużo bardziej łagodny niż ten, który zawsze przybiera Slytherin. Wszyscy zgromadzeni spojrzeli na Mirandę i nawet Snape otworzył szeroko oczy w reakcji na to co widział, a myślał, że spotkanie sobowtóra Lily to najdziwniejsza rzecz tamtego dnia. Czarnowłosa stała w miejscu sparaliżowana a dolna warga jej drgała. Nawet gdy bogin zaczął się zbliżać, ona nie reagowała.

- To twoja wina.- zaczęła postać przeżartym jadem głosem- przez ciebie się taki stał. Nienawidzę cię- nagle, znikąd pojawiło się zielone światło, które ugodziło dziewczynę, a ta upadła. Zdawało się, że to koniec, ale bogin powtórzył całą sytuację od początku, a Miranda nie była w stanie zareagować. Różdżka wypadła jej z ręki, a po policzkach zaczęły płynąć łzy. Mimo tego, nie potrafiła się ruszyć i uparcie wpatrywała się w wciąż ożywającą szatynkę. Nie zorientowała się kto i kiedy zamknął bogina z powrotem w szufladzie. Jej myśli wciąż odtwarzały ten obraz. Dopiero głos Draco ją wybudził.

- Mirando- chłopak stał za nią i położył rękę na jej ramieniu. Czarnowłosa drgnęła gwałtownie po czym odwróciła się w stronę blondyna. Nie czekał, przyciągnął ją szybko do siebie i przytulił wiedząc, że zaraz zacznie płakać. Zrobiła to. Szloch próbowała ściszyć wtulając twarz w koszulę Draco. Malfoy położył rękę na jej włosach i zaczął głaskać.- już wszystko w porządku. Jestem tu.- Jego głos był spokojny, kojący. Nikt poza nim nie wiedział co zrobić. Harry tylko podniósł różdżkę dziewczyny z podłogi, ale nie śmiał do niej podejść. Spojrzał na nauczycieli, ale byli równie zaskoczeni co on. Pierwszy ruszył się Snape. Bezszelestnie wyminął Mirandę i otworzył drzwi dając znać, żeby wszyscy wyszli. Para została sama.

- Ona...oni nie żyją. To moja wina. Gdybym nie była tym kim...

- Nie mów tak- ton Draco był łagodny, ale stanowczy. Doskonale wiedział do czego zaraz by doszło. Sam to przerabiał. Zaczęłaby się obwiniać, uważać, że byłoby lepiej bez niej, a do tego nie mógł dopuścić.- Zabraniam ci tak mówić. Jesteś zbyt wartościowa na takie słowa.

Miranda zaczęła się powoli uspokajać. Było jej wstyd, że taką reakcję zobaczyli nauczyciele i przyjaciele, ale nie była zawstydzona przed Draco. Miała wrażenie, że  przy nim może być sobą i udowodnił to próbując jej pomóc. Kiedy ona płakała, maska Draco również spadła. Nikt by go nie posądzał o tak czułe traktowanie. W końcu puściła chłopaka i stanęła przed nim dumnie wypinając pierś. Malfoy uśmiechnął się lekko i otworzył drzwi. Po drugiej stronie stali zaniepokojeni Blaise i Harry. Byli naprawdę przejęci, ale nie śmieli zapytać o tę sytuację.

- Wracamy?- Zaczął Potter, a wszyscy zgodnie pokiwali głowami. Kiedy wrócili do Hogwartu, w pokoju Slytherin wciąż siedziały dziewczyny. Niemrawe miny chłopaków zdradziły, że coś się stało. Kiedy Mira poszła do łazienki się odświeżyć, Blaise wszystko powiedział. To nie było coś co można ukryć. Wchodząc do pokoju, czarnowłosa od razu zobaczyła te wymowne spojrzenia. Westchnęła głęboko.

- Rozumiem, że to czas na zwierzenia?- Uniosła brew i usiadła na kanapie. Przyszedł moment na opowiedzenie przeszłości, który zawsze odwlekała.

Enervate || Draco Malfoy. Zakończone.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz