Siódmy lipca, godzina dwudziesta trzecia dwanaście. Urodziny Ashtona, które odbywają się na ogródku kapitana drużyny. Ashtona rodzina nie zezwoliła na przyjęcie w ich domu, więc musiał inaczej załatwić sprawę. To jego ostatnie urodziny przed studiami, więc nie mógł ich sobie po prostu odpuścić. Na końcu sierpnia zaczyna pierwszy semestr na uczelni w Richmond. Nie ma pojęcia, jak często będzie odwiedzał Staunton. Pragnie wykorzystać swój wolny czas w stu procentach, dlatego impreza ma niezły rozmach.
Siedzę na leżaku wraz z ludźmi z mojego rocznika. Właściwie wsłuchuję się w ich rozmowy, czasami dorzucając coś od siebie. Wylądowałem tutaj, kiedy Calum wraz z jubilatem zniknęli z pola widzenia. Nieustannie dolewam sobie alkoholu z litrowej butelki wódki, zapijając smutki.
Minął tydzień od mojej sprzeczki z Luke'iem. Nie odezwałem się do niego. On próbował przez cały weekend, ale odpuścił sobie, nie widząc odzewu. Wyrzuty sumienia gryzą, jednak ciągle się ich wypieram. Jego słowa dotknęły. Skrzywdziły. Stworzył nowe rany na sercu. Zacząłem brzydzić się sam sobą. Naprawdę coraz częściej zastanawiam się, czy jestem zdrowy psychicznie. A co jak miał rację i zwariowałem? Stałem się niezrównoważony? Ale czy osoba psychicznie chora mogłabym dobrze funkcjonować w społeczeństwie? Nie potrafię sobie tego wyobrazić, siedząc właśnie na imprezie między ludźmi i rozmawiając z nimi. Wykluczam wszystko.
Coraz więcej pytań pojawia się w mojej głowie. Tworzą niezliczone rozterki. Każdy dzień przemija mi na myśleniu. Nie kontroluję tego. Chciałbym się uwolnić z tej zasadzki, ale nie potrafię. Zabiera mi życie z życia. Nie umiem się skupić na żadnej czynności, bo zaraz przewijają mi się filozofie. Przyprawiają o ból głowy. Sen nie zapewnia wolności, ponieważ jest go zbyt mało. Wpędzam siebie w czarną otchłań cierpienia, łez oraz przebitego serca. A wszystko zapoczątkował Luke Hemmings. Słowa uderzyły we mnie bardzo mocno. Zbyt mocno. Nie potrafię ich przełknąć. Zatrzymują się w przełyku, czasami zabierając dostęp tlenu. Męczą mnie. Zabierają cały zapas energii. Brakuje mi siły na cokolwiek. Zachowuję się jak lalka, którą każdy popycha.
Zaciągam się papierosem, który tli się w dłoni. Jest to czerwone Marlboro. Całkowicie niesmaczne, ale moja paczka świeci pustkami. Raczę się tym, co dostaję.
Dym opuszcza moje usta, kiedy śmieje się z historii wraz z innymi. Alkohol uderzył do głowy. Obraz mi się rozmazuje, mięśnie są zwiotczałe, występują zawroty głowy. Nie myślę rozsądnie, jednak niezbyt się tym przejmuję. Na żałowanie przyjdzie czas. Aktualnie liczy się dobra zabawa oraz zapomnienie. Odcięcie się od całego gówna w moim życiu, które zaczyna przytłaczać. Skupiam się na śmiechach, głośnej muzyce, poniewierających trunkach oraz smaku nikotyny.
Unoszę głowę ku górze. Patrzę na granatowe niebo. Nie dostrzegam żadnych gwiazd. Jest wybrakowane. Niczym ja nieposiadający dzisiejszego wieczoru Luke'a Hemmingsa u boku. Atakuje mnie nieprzyjemny ścisk w klatce piersiowej, który maskuję kolejną dawką tytoniu.
Skrzywdził mnie, a i tak nie potrafię sobie go odpuścić.
Świat wiruje mi przed oczami, a ja czuję się z tym dobrze. Wręcz wyśmienicie. Chyba tego było mi trzeba. Zapomnienia. Błogiego zatracenia się w wyimaginowanej rzeczywistości. Upicia się do stanu, gdzie wszystko jest mi obojętne. Nie przejmuję się niczym. Beztroska, ukojenie i otępienie. I do pełni szczęścia brakuje mi osoby, która w tym momencie jest dla mnie nieosiągalna. Dlatego przystawiam plastikowy kubek do ust i wypijam całą zawartość. Gorzki posmak w przełyku oraz ciepło skutecznie zabijają tęsknotę.
- Michael - głos Caluma budzi mnie z refleksji. Zamglonym wzrokiem patrzę na jego twarz, która jest wykrzywiona w grymasie. Nie czuć od niego alkoholu, jedynie nikotynę - ile wypiłeś? - pochyla się, przyglądając się mojej twarzy.
CZYTASZ
Lost Boy || Muke Clemmings ✔️
FanficProblemy sprawiły, że obydwoje się zgubili w życiu. Pomylili zakręty, wybrali złe ścieżki. Nie umieli sobie poradzić, aż ich drogi się złączyły. Wtedy wszystko obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Start - 26.07.2019 Konie...