[7] Why are You Here?

46 5 0
                                    

Nowy dzień kursów. Stara ja.

Tym razem miałam ze sobą notatnik (włącznie z zapiskami dnia poprzedniego, kiedy jakaś kobieta pożyczyła mi kartkę). Ale kto pomyślał o długopisie? Nie ja.

Horan zaczął dyktować, a ja czułam się jak czarna owca w stadzie białych. Byłam na linii ognia i czułam to.

On na pewno się czepi. Nie no, na 100%.

Udawałam, że mnie tam nie ma i zaciskałam zęby, wmawiając sobie, że ten różowy kaszkiet, który dzisiaj ubrałam, to peleryna niewidka.

- Procesor Intel Core i9 9900KS posiada 16 MB pamięci, 8 rdzeni, 16 wątków i czy ty znowu nie masz długopisu?

Zabrakło mi tlenu. Kurwa.

- Uhm... - wydukałam jakbym miała wadę mózgu.

Horan odepchnął się od biurka, wziął długopis z blatu i dał mi go, a to wszystko nie opuszczając wzroku z mojej twarzy.

- Zostań po zajęciach - powiedział, a ja przełknęłam ślinę. Bałam się go, serio. Miał wzrok psychopaty. Ale takiego wiecie... Że niby cicha woda, a jednak sekretarka zostaje znaleziona z długopisem w nosie.

Później wydarł się na cały głos.

- Słuchajcie! Robimy zakłady! Kiedy Panna Violetta przyjdzie przygotowana!

Wszyscy zakpili pod nosem, a ja nie miałam nic do dodania. Nie obstawiłabym na siebie nawet dolara.

Kiedy Horan ogłosił koniec, wszyscy wyszli z sali i drzwi zamknęły się, podeszłam do niego. Moje serce grało grunge. Mógł to usłyszeć, jestem pewna.

- Proszę - położyłam długopis na jego biurku, a później odeszłam do ławki, żeby pozbierać swoje rzeczy. Naprawdę chciałam wyjść i byłam bardzo blisko, ale jednak nie do końca chodziło mu o to, żeby oddać długopis.

- Tak właściwie - zaczął. Zatrzymałam się tuż przy drzwiach. Moje marzenia się rozprysnęły, więc mogłam poczuć tą ciecz na twarzy. Ohyda. - Czemu tu jesteś?

Znalazłam (Bóg jeden wie gdzie) odwagę, żeby odwrócić się do niego i spojrzeć mu w te psychiczne oczy.

- Tak jak wszyscy staram się zostać w firmie.

Uniósł brew i prychnął jakby to była niewiadomo jak śmieszna rzecz. Na pewno nie najbardziej głupia jaką powiedziałam.

- Zostać? Przychodząc na kurs kompletnie nie przygotowana? W dodatku pierwsze co chciałaś zrobić, gdy mnie zobaczyłaś, to wgnieść w ścianę, biegając po firmie.

Nie zapomni mi tego...

- To był wypadek! Poza tym to ty się zachowujesz jak prawdziwy dupek.

- Oh naprawdę? - założył ręce na piersi. Lew będzie sie bronił. Zaraz zaatakuje. A ja stałam tam jak ciele i czekałam.

No. Dawaj. Czym mi dowalisz?

- Nie jesteśmy w przedszkolu, Violetta. Może Violka? Przestań się zachowywać jak gówniarz i przychodź na zajęcia przygotowana, albo nie zjawiaj się wcale.

Obszedł biurko dookoła i czekał na moją reakcje. Co mogłam zrobić? Zabuzowało mi, więc od wróciłam się na pięcie i wyszłam, trzaskając drzwiami.

Okej, jebło bardziej niż powinno.

Ja to się nawet obrazić nie umiem.

- Jezus, sorry - w ostatnim momencie złapałam równowagę po czołowym spotkaniu z kobietą, która podała mi długopis na pierwszej godzinie. - Wybacz, cholera. Od paru dni staram się nikogo nie zabić, a prawie ci rozbiłam mózg.

Szatynka zaśmiała się.

- Nic nie szkodzi. Widocznie to przeznaczenie - rzuciła żartem i podała mi dłoń. - Octavia.

Tak skończyłyśmy w jakiejś losowej kawiarni, pijąc espresso i obgadując Horana, bo co innego mogą robić dwie nowe psiapsi poznane na wykładzie? Plotkować o nauczycielu.

- Słyszałam, że nie ma litości. Wszyscy mają go za sukinsyna. I to prawda.

- Jest chamem - pokiwałam głową.

- Podobno jego była z nim zerwała, bo był zbyt bezduszny - zaśmiałyśmy się.

- To choroba?

- Jeżeli tak, Horan potrzebuje leków.

📌Notification📌 //Niall Horan//✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz