ROBERT Owen otworzył drzwi od swojego gabinetu. Były one drewniane, wykonane z brzozy rosnącej w niedalekim lesie. Właśnie takie wyroby Robert Owen lubił najbardziej. Które były wykonane z naturalnych rzeczy niż z plastiku.
Mężczyzna wszedł do swojego gabinetu i odłożył czarną teczkę na krzesło znajdujące się przy wieszaku na płaszcze i kurtki. Robert nigdy nie lubił tego wieszaka. Był on bowiem wykonany z czegoś o tak trudnej nazwie, że nawet jego małżonka, Rosie Owen—anglistka—nie umiała jej wymówić.
Rosie Owen był schludną i radosną kobietą. Jej włosy o kolorze jasnego blondu, zawsze były podkręcone ku górze z powabnymi lokami. Jej fiołkowe oczy zawsze były roześmiane a w dodatku zawsze ubierała kobiece sukienki, najczęściej te w kolorze pudrowego różu czy w kwiaty. Kiedy tylko przychodziła do sierocińca—a nie było to za często gdyż kobieta miała dużo pracy i choć chciała to rzadko udawało jej się przychodzić tak często—zawsze rozdawała własnej roboty, czekoladowe ciastka które tak chwalił pan Owen. I nie był on jedyny gdyż nawet Heather Robinson—opiekunka Stevens która nie słynęła z prawienia komplementów—wspominała, że są one wybitne.
Robert Owen uśmiechnął się wspominając o swojej małżonce i usiadł za drewnianym biurkiem. Nagle jednak rozległo się pukanie do gabinetu. Był praktycznie środek nocy więc mężczyzna nie spodziewał się nikogo. Wszyscy z sierocińca powinni już raczej spać, jak zwykle.
—Proszę.—mruknął cicho jednak na tyle słyszalnie by osoba znajdująca się za drzwiami mogła go usłyszeć.
Jednak nikt nie otwierał drzwi. W normalnym przypadku Robert Owen uznał by to za żarty, jednak nikt w sierocińcu nawet nie pomyślałby by je robić. Nie tylko dlatego, że główna opiekunka Heather Robinson najpewniej urwałaby im głowy. Nie. Nigdy nie stroili sobie żartów ponieważ najzwyczajniej w świecie bali się, że przysporzą mężczyźnie zawału, co było nie wykluczone.
Robert zmarszczył brwi i wstał z krzesła, podchodząc do drzwi. W pokoju jak i na korytarzu było praktycznie ciemno, tylko księżyc zza okna oświetlał nieco gabinet. Jednak dyrektor był niewzruszony i pewnie otworzył drzwi na oścież. Widok trochę go zdezorientował gdy ujrzał tam swoją małżonkę.
—A co ty tu robisz, Rosie?—spytał kompletnie zbity z tropu.—Nie powinnaś być teraz w domu?
Kobieta uśmiechnęła się sztucznie i delikatnie zatrzepotała rzęsami jak to miała w zwyczaju robić.
—Idź spać kochanie.
————————
—Ulubiony gwiazdozbiór?
—Za dużo ich jest by wymieniać.—odpowiedziała na kolejne pytanie Dokotr'a Penny, krążąc po Tardis.
Według Doktora zapoznanie się wyglądało nieco inaczej. Nie tylko dlatego, że musiał z nastolatką przelecieć pół galaktyki i odpowiadać na każde pytanie przez nią zadane. Penny również musiała odpowiadać na nieco dziwne pytania których normalny człowiek by nie zadał.
CZYTASZ
ETERNITY • DOCTOR WHO [1]
Fanfic❝Wy ludzie jesteście tacy prości. Niby potrzebujecie podróżować w czasie i staracie się by owe zjawisko miało miejsce, ale kiedy przychodzi co do czego, uciekacie przed tym i omijajcie szerokim łukiem, starając się to wyprzeć.❞ Każdy człowiek m...