V. Kolejny wariat

175 16 5
                                    

- Jeste-

 Melanie krzyknęła wchodząc z zakupami do domu, ale przerwała, gdy zauważyła, że żadne ze świateł nie jest zapalone. - Może jeszcze jej nie ma... - Pomyślała, po czym odstawiła zakupy do pokoju i poukładała je na odpowiednie miejsca w szafie. Usiadła na łóżku i wyciągnęła telefon.

^ Kiedy będziesz?

 Wiadomość dostarczyła się, więc ciemnowłosa odłożyła komórkę. Wstąpiła do kuchni w celu odłożenia do lodówki niezjedzonej wcześniej babeczki. Nalała sobie wody do przezroczystej szklanki, kątem oka spoglądając na zegar. Co prawda, było już prawie ciemno, ale nie było bardzo późno. Mama jeszcze nie wróciła do domu, więc brunetka postanowiła wykorzystać pozostały czas. Narzuciła na ramiona czarną bluzę i wyszła. 

 Będąc już na podwórzu, rozejrzała się dookoła. Zaraz koło jej skromnego ogródka znajdowały się obrzeża lasu, więc to tam postanowiła się udać. 

Stawiała w głąb ciemnej głębi zieleni kolejne pewne kroki, bez obaw o własne bezpieczeństwo. Tak, ona właśnie taka jest. Mimo tego, że wygląda jak niewiniątko ma bardzo silny i nieustraszony charakter. Dlatego też siedziała w lesie, dopóki mrok dostatecznie nie utrudnił jej rozpoznawania otoczenia. W pewnym momencie, kiedy chłodny, nocny wiatr rozwiał jej i tak już poczochrane włosy zaczęła czuć się mniej przekonana. Odwróciła się i ruszyła z powrotem w stronę ciepłego domu.

 Mijały jej kolejne minuty wędrówki, a z każdą z nich napotykała kolejne przeszkody, których jakby wcześniej tu nie było. Patyki, kamienie i inne elementy otoczenia pod osłoną nocy stawały się o wiele trudniejsze do pokonania, niż za dnia. W pewnym momencie ujrzała już przebijające się przez liście drzew światło latarni ulicznej, znajdującej się przy chodniku obok jej posiadłości. Przyśpieszyła krok, w duchu radując się, że jest już tak blisko opuszczenia zacienionego lasu. 

 Gdy postawiła stopy poza jego granicami, ostatni raz odwróciła się za siebie, lecz to co zobaczyła przeprowadziło przez jej ciało nić strachu. 

 Przy jednym z drzew stał jakiś chłopak. Wysoki, ciemno ubrany, stał tam wpatrując się w dziewczynę. Przynajmniej, takie sprawiał wrażenie, ponieważ nosił na twarzy niebieską maskę. Melanie przystanęła odwracając się w stronę tajemniczej postaci, bez słowa wpatrując się w jej oblicze. - Biegnij idiotko, to na pewno kolejny wariat! - Krzyczała na siebie w myślach, jednak jej usta nie były zdolne do wypowiedzenia najkrótszej sylaby. Była zszokowana tym, że ten oto typ prawdopodobnie śledził ją jej całą wędrówkę do lasu. Zastanawiała się też, czy ma on jakiś związek z tymi chłopakami w galerii, w końcu oni też dziwnie się ubierali. Nie ważne co miała teraz w głowie, bała się. 

 Kiedy była już w stanie się poruszyć, postawiła krok do tyłu. Wraz z tym ruchem, usłyszała dźwięk kół samochodu i zobaczyła na drodze przed sobą swój cień. Odwróciła szybko głowę, aby ujrzeć samochód swojej rodzicielki.

- Melanie? Czemu stoisz jak słup na podwórku? - Spytała Caroline, otwierając drzwi pojazdu.

- Ja tylko... - Usiłowała odpowiedzieć brunetka, jednak przerwała odwracając niepewnie wzrok za siebie. Szukała tam tego chłopaka, ale już go tam nie było. Nie siliła się na dokończenie wypowiedzi.

- Dobrze, to nieistotne. Chodź już do środka, późno jest. - Zarządziła pani Evans odsyłając córkę do domu, a sama poszła zaparkować samochód.

𝐍𝐢𝐞 𝐓𝐲𝐦 𝐑𝐚𝐳𝐞𝐦 || 𝐂𝐫𝐞𝐞𝐩𝐲𝐩𝐚𝐬𝐭𝐚Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz