Czy pojawią się spojlery? Może i tak, ale nie będę przed nimi ostrzegać ponieważ nie mają wpływu na rozwój fabuły.
Co ja mówię- cały film nie ma wpływu na rozwój fabuły.
Nie pamiętam kiedy ostatnio oglądałam tak bardzo niepomysłowy projekt: Nudny jak flaki z olejem, w ogóle nie angażujący i zwyczajnie zmarnowany. Dlaczego? Dlatego, że na początku zapowiada się jako świetne familijne kino przygodowe, mocno zainspirowane legendami arturiańskimi, a kończy się jako...
no cóż... sama nie wiem co.
Produkcję roboczo możemy podzielić na cztery mniejsze fazy, poprzeplatane problemami Artura wynikającymi z jego pozycji społecznej.
I Faza- ichtis (czyli ryba)
II Faza- sciurus (czyli wiewiórka)
III Faza - mycie naczyń (nie mam zamiaru sprawdzać jak to brzmi po łacinie)
IV Faza- Unus Magnus cum alia Magna pugnat et Puer avem est. (czyli jeden czarodziej walczy z inną czarodziejką, a chłopak jest ptakiem)...
...I przy okazji wyjęcie Excalibura z kamienia, ale kto by się tam tym przejmował.
Zacznijmy zatem od samego początku, gdzie poznajemy największą kradzież dokonaną lata później przez DreamWorks jaką oczywiście jest Merlin. Całkiem mądry i nowoczesny jak na tamte czasy staruszek, zupełnie normalnie podgląda poczynania młodej sieroty jaką jest chłopak o imieniu Artur. Dostrzega w nim jednak kogoś więcej niż zwykłego pazia i postanawia przekazać mu ważne nauki i przygotować do zostania w przyszłości królem.
Czymże są jednak te enigmatyczne nauki spytacie (a ja wam odpowiem)? gdyż kręci się wokół nich większość filmu.
Na ich elementy składowe wchodzi nic innego jak wspomniane przeze mnie wcześniej "fascynujące fazy" trwające po jakieś piętnaście minut. W pierwszej, Artur i Merlin zamieniając się w ryby uciekają przed większymi rybami, w drugiej zmieniając się w wiewiórki i uciekają przed... innymi wiewiórkami, a fazę trzecią macie szczegółowo po łacinie opisaną wyżej więc nie będę się powtarzać.
Osobiście nie mam bladego pojęcia jaki morał można byłoby z nich wycisnąć. Jeśli już nawet miałoby to nastąpić, to nie powiązałabym tego z całością filmu, a raczej z pojedynczymi wstawkami (gdzie Artur był przedstawicielem Homo Sapiens), mówiącymi o tym, że nie należy się nigdy załamywać oraz, że Ziemia jest okrągła*
Wyjątkowo pokrzywdzony wychodzi z tego wszystkiego Artur. Odgrywa najmniejszą rolę w całym filmie, chociaż uważam że można by było naprawdę świetnie rozwinąć tę postać. Fabuła chcąc nie chcąc kręci się jednak głównie wokół Merlina (któremu nie wiadomo co się wydaje), odtrącając widza od właściwych wątków na jakich powinien się skupić.
Jak w tej chwili spoglądam na to wszystko po czasie, na myśl przychodzi mi przyrównanie tego do typowej gry wideo z walkami. Na samym początku mamy nic nieznaczące ucieczki, po czym nareszcie nadchodzi moment starcia z bossem, który znowu- nie mam pojęcia co tutaj robi. Jest nim Madame Mim- długoletnia rywalka Merlina, o której wiemy tylko tyle, że jest zła i nie możemy jej lubić.
Odrzucając ją jednak nieco na bok, moim skromnym zdaniem tytuł czarnego charakteru bardziej pasuje przybranej rodzinie Artura, która pomiatała nim przez całe życie. O wiele lepiej idzie to zrozumieć i się tym zaniepokoić, niżeli zobaczyć osobę chodzącą z neonową plakietką z napisem "jestem ta niedobra". Jej wątek jest piekielnie króciutki , a po jej walce z Merlinem Artur na turnieju rycerskim zwyczajnie wyjmuje miecz z kamienia i...
Koniec.
Tak, dobrze przeczytaliście. W chwili kiedy wydawać by się mogło, że rozpocznie się właściwa fabuła, film się po prostu kończy. Ostatecznie zostajemy nakarmieni tylko dziwnym żarcikiem o Bermudach i skróceniem całej przyszłości Artura w kilku zdaniach. "Wspaniała przygoda dla całej rodziny jupii..."
No i tradycyjnie sequele...
Co?! Czy naprawdę istnieje tego druga część?!
Zanim wam skoczy ciśnienie uspokoję was i powiem, że nie, nie istnieje chociażby się przydała. Moim skromnym zdaniem twórcy byliby w stanie zrobić z "Miecza w Kamieniu" naprawdę świetny film i ikonę swojego studia, a ponieważ nie udało się to w pierwszej części to byłoby to możliwe do zrobienia w drugiej. Zanim zabierzecie mnie do psychiatry, na swoją obronę dopowiem, że doskonale zdaję sobie sprawę z tego, iż zapewne twór ten powstałby w stylu "Kopciuszka II" czy innych badziewi. Suma sumarum, wygląda na to, że dobrze iż tak się to skończyło.
Ostatecznie postawię sobie jedno pytanie: Po co to wszystko było? Masa nieistotnych wątków na których opiera się cała historia, niechlujna animacja i oszustwo scenarzystów, doprowadziły do powstania zwyczajne niepotrzebnej kupki celuloidu.
Co zatem można powiedzieć więcej? O dziwo z niewyjaśnionych przyczyn jest to już legendarna aczkolwiek (nie odkryję tutaj Ameryki) niezbyt popularna produkcja, a powyższe argumenty, wydaje mi się potrafią doskonale wytłumaczyć dlaczego. Jest mi po prostu niezmiernie przykro, że tak zmarnowano promieniujący od niego na kilometr potencjał i nie spełniono obietnicy złożonej widzowi na samym początku filmu.
A to jest po prostu nie fair!
Jeśli ktoś z was lubi starsze animacje, to jak najbardziej może go obejrzeć, ale niech nie ma później do mnie pretensji, że mu się nie podobało. Ja oceniam go na naciągane 6/10 i z tym przemyśleniem zostawiam was do następnego razu. Miłego jedzenia, spania, kąpania się czy co tam w tej chwili robicie i do zobaczenia wkrótce!
*Co przy dzisiejszych płaskoziemcach jest chyba najważniejszą rzeczą jaką trzeba przypominać ludzkości.
CZYTASZ
Disney według Echi
LosoweOto książka w której będziecie mogli przeczytać moje subiektywne "recenzje" filmów animowanych od wytwórni Walta Disneya :) Ponieważ nie mam żadnego wykształcenia w kierunku filmowym, spodziewajcie się opowieści bardzo "okiem widza". Liczę na waszą...