Rozdział 3

687 33 10
                                    


Całe moje ciało spina się, gdy słyszę ten przeraźliwy krzyk.

Potężny facet wchodzi nie spiesznie do pomieszczenia i podchodzi do mnie. Ma na sobie jeansy, zwykłe czarne adidasy i szarą bluzę z kapturem, który ma założony na głowę. Wyciąga broń z za pleców i przystawia mi do czoła.

Robię wielkie oczy. Strach paraliżuje całe moje ciało. Łza powoli spływa po moim policzku, a facet trzymający broń przy mojej głowie lekko się uśmiecha na ten widok.

- Boisz się suko, co? Widzę to po twoich wielkich oczach, ty mała dziwko. - mówi i przesuwa powoli pistolet w kierunku skroni. Pochyla się nade mną tak, że teraz patrzy mi prosto w oczy.

Odór alkoholu uderza w moje nozdrza. Nigdy nie cierpiałam takiego zapachu. Nie rozumiałam kobiet, które mogły całować mężczyznę, który przed chwilą przechylił kilka głębszych.

- No odpowiadaj jak pytam! - podnosi głos, mocniej przyciskając lufę do mojej głowy.

- T t tak. - jąkam się, a głos grzęźnie mi w gardle. Czuję palący ból w przełyku. Mój głos chrypi i piszczy zarazem.

- Uwielbiam jak się mnie boicie wy małe dziwki. Wszystkie zasługujecie na takie traktowanie. Wszystkie powinnyście skończyć w burdelu. Tylko do tego się nadajecie. - mówi przeszywając mnie wzrokiem, a ja czuję jeszcze większy strach.

- A ale co ja panu zrobiłam? Dlaczego tu jestem? - pytam ledwo wydobywając głos z mojego zaschniętego gardła. Tak strasznie chce mi się pić.

Mężczyzna prostuje się i patrzy na mnie z góry. Jego oczy są przepełnione nienawiścią. Jest sporo starszy odemnie. Na oko ma jakieś 50 lat. Nie mogę dostrzec dokładnie jak wygląda, bo stoi tak, że żarówka nad nim razi mnie w oczy, ale widzę, że jest bardzo wysoki i dobrze zbudowany. Odwraca się do ludzi stojących w drzwiach i odprawia ich skinieniem głowy.

Drzwi się zamykają, a my zostajemy tylko we dwoje w tym ochydnym pomieszczeniu. Mężczyzna idzie gdzieś w kąt i po chwili wraca stawiając przede mną krzesło. Siada okrakiem i opiera się łokciami o oparcie, które znajduje się z przodu niego.

Teraz widzę trochę lepiej. Kaptur założony na jego głowę skrywa wielkie czarne oczy, grube brwi i idealnie przystrzyżony zarost na twarzy. W jego brwi i brodę wkradły się gdzie nie tu siwe włoski co dodaje mu męskości. W lewym uchu połyskuje malutki kolczyk.

- No to teraz sobie pogadamy suko. - mówi i chowa pistolet za pasek spodni z tyłu. - Czy wiesz dlaczego tu jesteś? - pyta.

- Nie, proszę pana. - odpowiadam.

- Nie mów do mnie pan. Jestem Alberto Luciano i jestem twoim porywaczem. - mówi z uśmiechem jakby to była informacja o pięknej pogodzie. Dopiero teraz dokładnie słyszę jego włoski akcent.

- Dlaczego tu jestem? - pytam, zastanawiając się czym mogłam się narazić włochowi. Przecież nigdy nie byłam w tym kraju. Najdalej wyjeżdżałam do Warszawy i to chyba tylko ze dwa razy w całym moim życiu. Więc dlaczego?

- Bo mój głupi syn wszystko spierdolił- odpowiada, a ja szczerze mówiąc nie wiem o co mu chodzi.

- Już Ci tłumaczę ty mała dziwko. - mówi widząc moja dezorientację.

Jaki syn? Co spierdolił? Co ja mam wspólnego z jego synem? Nawet nie znam żadnego Włocha. - myślę wpadając w coraz to większą panikę.

Spuszczam głowę zrezygnowana. Zdaję sobie sprawę, że teraz będzie tylko gorzej.

Kiedy mogłam się narazić jakiemuś włochowi, który jak widać jest jakimś pieprzonym gangsterem? Nigdy nikomu nic złego nie powiedziałam. Z nikim nigdy się nie kłóciłam. Nawet głupiej muchy bym nie skrzywdziła. Do tej pory, nawet jak widzę żabę przeskakujacą po szosie to poganiam ją, żeby chociaż samochód jej nie rozjechał. To dlaczego komuś takiemu się naraziłam i czym??

Kolejne łzy spływają po moich policzkach. Czuję, że oto nadszedł koniec mojego życia.

- Nie spuszczaj wzroku ze mnie kurwa. - czuję nagle mocne uderzenie w policzek. Podnoszę głowę. Widzę, że facet wyciera rękę w husteczkę. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że sączy mi się krew z wargi. Sprawdzam językiem jak wielka jest rana.

- Jeszcze raz spuścisz głowę, a inaczej pogadamy. - mówi ze złością. - Jak już mówiłem jesteś tutaj, bo moj głupi syn spierdolił wszystko. Miał proste zadanie do wykonania i to zjebał. A teraz jak zwykle, ja sam muszę wszystko załatwiać osobiście. Także nie obraź się kochana, jak strzelę ci kulę w ten twój pusty kurewski łeb. - mówi, podnosi się i wyciąga pistolet z za paska. Przeładowuje i kieruje we mnie.

Słyszę huk..

********
Kochani. Witajcie w ten piękny, słoneczny niedzielny poranek.

Wstałam i jakoś tak mnie naszła wena z samego rana na jeszcze jeden rozdzialik.
Wiem, wiem niedawno był, ale pomyślałam, że z racji przymusowego siedzenia w domu  w tych naszych czasach, nie pogardzicie jeszcze jednym rozdziałem.

Także czekam na gwiazdeczki i komentarze.
Pozdrawiam i mimo wszystko udanego weekendu.
Buziaczki

Uważaj, o czym śniszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz