Otworzyłem oczy, a moja głowa zapłonęła bólem niczym żywym ogniem.
Widziałem wszystko w rozmazanych kształtach, mój wzrok nie potrafił przystosować swojej funkcji do obecnego pomieszczenia. Czy to wina bólu, łez czy świeżo nabytej wady - nie miałem wtedy okazji do przemyślenia tego problemu.
Odruchowo chciałem sięgnąć ręką do oczu, by móc otrzeć je i przywrócić swą zdolność widzenia, jednakże na chęciach się skończyło. Ręce miałem skute kajdankami, przyczepione prawdopodobnie do haczyka wystającego ze ściany.
Zacząłem się szarpać, przeklinając w myślach tego, kto postanowił sobie ze mnie tak zażartować. Owszem, zdarzyło nam się wczoraj wypić odrobinę za dużo. Zaćpać trochę zbyt dużo. Zerżnąć o parę suk za dużo. Ale jak to możliwe, że skończyłem w takim oto stanie, gdzie dom wydawał się być nieskazitelnie czysty, jakby nie odbyła się tutaj żadna impreza, chociaż nie zdążyliśmy nawet tutaj posprzątać?
Nagle usłyszałem odgłos czyichś butów w pomieszczeniu obok i odetchnąłem z ulgą. Miałem wielką nadzieję, że to był tylko jeden, wielki żart.
- Nie wiem, który z Was pierdolonych kurwiów mnie zakuł, ale niech ktoś mnie, do cholery jasnej, uwolni! - zawołałem.
Kroki wyraźnie brzmiały coraz głośniej, a ja z niecierpliwością czekałem, aż mój przyszły wybawca powie mi, co tu najlepszego zaszło. Zdarzało nam się urządzać grubsze imprezy i jeszcze żadna nie skończyła się dla mnie w taki sposób.
- Hemmo uwięziony w domu Florence, z pogryzioną szyją i podrapanymi rękoma - skomentował drwiącym głosem Michael, powoli wchodząc do pokoju. - Dlaczego to mnie wcale nie dziwi?
- To nie jest śmieszne - warknąłem. - Co ja tu, do cholery, robię? Przecież później poszliśmy na chatę do Maxa!
- My poszliśmy - zaakcentował Cliffo. - Bez Ciebie. Byłeś tak zajęty pieprzeniem Flo, że kompletnie nas olałeś.
Zielonooki zatrzymał się na chwilę, by uważnie zeskanować mnie wzrokiem. Jego obecne zachowanie zupełnie do niego nie pasowało. Owszem, był równie wyszczekany i buntowniczy jak reszta naszych znajomych, ale tego się po nim nie spodziewałem. Oczekiwałem, że mi pomoże, a tymczasem szydził ze mnie i zupełnie nie pomagał mi w zrozumieniu wczorajszej nocy.
- Co Ty pierdolisz? - zdziwiłem się. - Oczywiście, że byłem z Wami! Pamiętam nawet, jak składaliśmy się na taksówkę. A tamtej dziwki nie dotykałem przez miesiąc - oznajmiłem.
- Jasne, jasne - uśmiechnął się kpiąco. - Powinniście trochę przystopować z Waszym maso-sado - spojrzał na podłogę. - Obawiam się, że niedługo Twoja lasia Cię wykończy.
Podążyłem za jego wzrokiem, a moim oczom ukazał się taki widok, że prawie straciłem przytomność. Obok mnie znajdowała się pokaźnych rozmiarów plama krwi.
Ale czy na pewno mojej? Owszem, nie czułem się zbyt dobrze, ale przecież gdybym stracił tyle krwi, nie ocknąłbym się sam z siebie, bez niczyjej pomocy. A może ja już umarłem, dlatego wszystko wydaje mi się tak piekielnie przerażające i nierealistyczne? Michael zupełnie inny niż zawsze, opowiadający mi jakieś kompletne bzdury... Nie, to zdecydowanie musi być jakiś żart.
- Dobra, Gordon, to przestało być zabawne - w tym momencie skończyło się babci sranie. - W tej chwili mnie uwalniasz i mówisz, że to tylko żart, a później dostajesz ode mnie wpierdol za wciskanie mi steku pieprzonych bzdur.
- Dla Ciebie przestało być zabawne? Jaka szkoda - roześmiał się.
- Michael! - krzyknąłem, zezłoszczony do granic możliwości.
CZYTASZ
jeden z nas; muke [porzucone]
FanfictionRobisz dosłownie wszystko, by osoba, na której Ci zależy, była szczęśliwa. Nie chcesz nic w zamian, ale chciałbyś choć raz usłyszeć "dziękuję", "tak bardzo cieszę się, że Cię mam". Michael jest od bardzo dawna zauroczony swoim blond włosym znajomym...