Chociaż na początku bardzo dziwiłam i emocjonowałam się swoją nową rolą w gronie żeglarzy, tak teraz entuzjazm ten powoli we mnie zanikał. Ciesząc się tym, zapomniałam co naprawdę oznacza „bycie okiem" - siedzenie na dziobie, rufie bądź w bocianim gnieździe i wgapianie się w taflę wody. Może robiłabym teraz coś innego, ale kapitan uznał, że niedługo już pojawią się wieloryby i ,,musimy być na to gotowi".
Nie miałam pojęcia na czym zatrzymać spojrzenie, i gdyby w takich okolicznościach jakiś nieszczęśnik wylądowałby za burtą, zapewne nie wiedziałby dokąd płynąć; wszystkie strony świata wyglądały tak samo, a mianowicie: horyzont stykający się z ledwo pofałdowaną powierzchnią wody. I dlatego, jeszcze przed południem ,nie mogłam przegapić jak coś wynurzyło się częściowo z wody by potem znowu zniknąć pod jej powierzchnią. Wychyliłam się szybko za burtę i wtedy go ujrzałam. Teraz nie miałam wątpliwości.
To musiał być on.
Pierwszy raz w życiu widziałam żywego wieloryba. Zauważyłam jeszcze jedno: Nie przypłynął tutaj sam.
- Hej na pokładzie! Stado wielorybów na zawietrznej, jakieś sto jardów! -
Wdok potężnych grzbietów tych ssaków zaparł mi dech w piersiach. Ledwo starczyło mi powietrza w płucach na wykrzyczenie nowiny całej załodze gdyż z podekscytowania oddychałam zdecydowanie szybciej niż zwyczajnie.- Bond, Ramsdell, Cole i inni wolni, zrzucić i sklarować żagle! Załoga szalup do roboty, tak jak na ćwiczeniach! - krzyknął kapitan.
Jedynym sensem tego jachtu, ba! Całej załogi i wszystkich łowców morskich bestii których kiedykolwiek nosiła Ziemia było właśnie ukatrupienie tychże ssaków.
Iskierka zapaliła się w oku kapitana, nie mówiąc już o Chase'ie, u którego, można by rzec, zamiast iskierki pojawiły się wiązki światła niczym w latarnii morskiej.
Naraz na pokładzie zaczęło wrzeć. Po dłuższej chwili, która zajęła żeglarzom wypatrzenie gromady ssaków morskich, wszyscy jak poparzeni wystrzelili do bakburty i przygotowywali szalupy do wypłynięcia, zupełnie jak podczas prób, którymi wręcz katował nas pierwszy oficer. Zaintrygowana spostrzegłam, że Nickerson jako jeden z pierwszych chyżo i energicznie poderwał się do roboty. Każdy był podekscytowany tak licznym stadem po niezwykle długim czasie braku połowów. Wiatr wiejący od rufy szalup sprzyjał szybkiemu dotarciu do celu.
Tymczasem ławica, która liczyła sobie blisko dwadzieścia osobników znajdowała się już nie sto, a siedemdziesiąt jardów od nas. Grzbiety kaszalotów niczym małe wysepki wyłaniały się z wody i zaraz potem znów zanurzały, wzburzając wokół siebie fale. Morskie kreatury wywołały taki popłoch wśród żeglarzy, że ci, niemal całkowicie zapomnieli o bożym świecie, przed oczami mając jedynie jeden cel. Ja tymczasem, ze względu na pełnioną przeze mnie rolę oka, zobligowana byłam do pozostania na pokładzie i bacznego obserwowania szalup. Jeszcze nigdy w moich żyłach nie płynęła taka ilość adrenaliny! Opanowałam się jednak by dalej móc pilnie spełniać obowiązek.
Gdy jedna z szalup została spuszczona na wodę natychmiast rozpoczęła pościg. Dzięki komendom wydawanych przez oficera łódka płynęła szybko i równo a zaraz potem dołączyły do niej dwie kolejne, w których udało mi się wypatrzeć Owena Chase'a i Thomasa. Chłopiec wypluwał płuca podczas pagajowania, i przyznam, że wcale mu się nie dziwię. Wszystko toczyło się z zawrotnym tempem, a biedny czternastolatek nie poddawał się mimo tak ogromnej różnicy siły fizycznej dzielącej młokosa od pozostałych doświadczonych żeglarzy. Choć było to wyczerpujące zajęcie, widziałam jak się uśmiechał.
Zaalarmowane wieloryby kłębiły się wokół nadpływających szalup. Niektóre były naprawdę duże, a łodzie w porównaniu z nimi wyglądały jak łupinki orzecha. Prócz tych większych, samców zapewne, w kotle morskich bydląt znajdowały się również samice - jak się później dowiedziałam z niezbyt ciekawych wykładów oficera Joy - krowy z cielakami. Cielak nie cielak, nikt się tu nie wahał z odbieraniem im życia. To było w pewien sposób na poziomie dziennym.
CZYTASZ
Nie patrz w oczy wielorybom || Essex
Ficción histórica"Jeszcze trudniej niż ciągnąć za fały, jest udawać kogoś, kim się nie jest. Wbrew swojej naturze oszukuję osobę, na widok której nie umiem ukryć uczuć, a jednocześnie oboje wiemy, że... możemy już nigdy nie zobaczyć lądu..." Rok 1819, wyspa Nantucke...