Astrid stwierdziła że skoro dzisiaj mam walczyć z Vigo to muszę się rozciągnąć. Równo z piątą rano wyciągnęła mnie na bieganie. Wróciliśmy o siódmej. SIÓDMEJ.Skąd ona ma w sobie tyle energii?Jak wróciliśmy reszta dopiero wstawała.
- Siemka!- krzyknęła Astrid.
- A gdzie wy byliście?-zapytała Heathera.
-Lepsze pytanie brzmi ,, Gdzie my nie byliśmy"- powiedziałem.
- No nie mów że się zmęczyłeś takim spacerkiem- zaśmiała się.
- Astrid czy ty rozumiesz ideę spacerku? To nie jest bieganie przez dwie godziny tak abym pogubił wszystkie rzeczy po drodze. To jest chodzenie, nie bieganie. Czy ty masz jakiś akumulator na plecach że to cię nawet nie tknęło?- zapytałem sapiąc.
Po śniadaniu Astrid nie skończyła swoich tortur na mnie aż się zapytam ,, ZA JAKIE GRZECHY?!".
- Czkawka szybciej! Z takim czasem to by cię nawet Smark pokonał!-krzyczała na mnie to gwizdała gwizdkiem. Cały czas nie wiem skąd go wzięła.
- Łatwiej Ci mówić. Ty se siedzisz, a ja tu biegam już od dobrych dwóch godzin! Kiedy przerwa?- zapytałem stając obok niej.
- Ehh. Masz dziesięć minut na odpoczynek. Pamiętaj że jeżeli nie będziesz ćwiczył to dostaniesz niezłe bęcki od Viggo- powiedziała po czym poszła sobie nad jezioro.
I-D-E-A-L-N-I-E. Niech tylko się zatrzyma to będzie cała mokra. Zatrzymała się podejrzanie blisko krawędzi.Teraz albo nigdy. Pobiegłem do niej i już miałem ją pchnąć aby wpadła do jeziora a ta złapała mnie za rękę i wskoczyła ciągnąc mnie za sobą. Byliśmy cali mokrzy ale kij z tym. Chlapaliśmy się wodą. Oczywiście nie uszło to uwadze reszcie która po krótkiej chwili do nas dołączyła. Oczywiście też w ubraniach a co! Nie wiem ile się tak pluskaliśmy ale było super, no może prócz momentu kiedy Smark próbował mnie utopić, za co dostał w nos od Astrid.
Wybiła równo piętnasta. Czas się zbierać. Wszyscy zgodnie stwierdzili że pójdą ze mną tak na jakby co.Ruszyliśmy przez las który powoli wracał do życia.Dla mnie to był widok z dzieciństwa ale dla reszty było to coś magicznego. Wszędzie małe źdźbła trawy wyskakiwały z ziemi jakby bardziej zielone niż zawsze. Na drzewach powoli pojawiały się pierwsze pąki. Wszędzie pachniało tulipanami które wyprzedziły czas o 2 miesiące. One kwitną w maju a teraz jest marzec.
- W końcu! Nawet nie wiecie jak mnie nogi bolą- powiedział rozradowany Sączysmark. W sumie to mu się nie dziwie przeszliśmy z buta 4,5 km żeby dojść do samego wejścia do parku a żeby dojść do drzewa trzeba jeszcze przejść kilometr.Jeszcze chwila na nogach a obiecuje Viggo dostanie tak mocno że obróci się osiem razy wokół własnej osi a ja pójdę na najbliższą ławkę. Jednak moje rozmyślania dotyczące jakby tu udupić Viggo przerwała Astrid,która postanowiła zrobić sobie ze mnie wierzchowca, wskoczyła mi na plecy.
-Astrid mnie też bolą nogi a ty mi nie pomagasz- powiedziałem
- Cichaj tam na dole, potraktuj to jako dodatkowy trening- powiedziała przykładając mi palca do ust w znaku milczenia.
-Nareszcie przyszliście! Myślałem że już stchórzyłeś Haddock, ale skoro tu jesteś to czas abyś pokazał swoje nikłe umiejętności- wskazał na moich znajomych
- A oni tu po co? Żeby zebrać twoje resztki z chodnika i trawy?- zaśmiał się co brzmiało raczej jakby ktoś próbował ściąć drzewo wiertarką.
- Zobaczymy kto będzie zbierany z chodnika i trawy Viggo!- wydarła się Astrid wciąż siedząca na moich plecach.
- A gdzie są twoje pachołki?-zapytałem.
- Są w pobliżu tak na jakby co- powiedział Vigo z chytrym uśmiechem. Nie podobał mi się ten wyraz jego głupiego, krzywego, brzydkiego..... Dobra ta książka ma być family friendly.(* Wstawić sataniczny śmiech autorki*)
Nie zauważyłem nawet kiedy ale Vigo już zaczął atak. Szybki unik z mojej strony uniemożliwił mu zadanie mi ciosu. Odwróciłem się i uderzyłem go w brzuch ale tak aby nic mu się nie stało nic poważnego. Kolejny cios ze strony Vigo wycelowany w moją twarz był już bliżej a nawet za blisko. Szybko cofnąłem się kilka kroków do tyłu unikając przy tym ciosów ze strony bruneta. Można było zobaczyć szał w jego oczach. On coś brał jak nic.Złapał mnie za koszulę i podniósł myśląc że w ten sposób nie mam już z nim szans, P-O-M-Y-Ł-E-C-Z-K-A. Doskonale wiedziałem co mam teraz zrobić. Owinąłem nogi wokół jego szyji dzięki czemu zyskałem podparcie.Ale nie o to mi chodziło. Przechyliłem cały mój ciężar do tyłu powodując upadek Vigo a sam odbiłem się od jego ramion i bezpiecznie wylądowałem jakiś metr dalej. Odwróciłem się do niego a on złapał mnie za biodra i przerzucił nad sobą niestety na to też się przygotowałem. Zanim dotknąłem ziemi wyciągnąłem ręce przez co stałem na rękach (logiczne) ponownie złapałem jego szyje nogami i ponownie go nad sobą przerzuciłem, uderzył głową o ziemię. Puściłem i stanąłem przed nim. Przeklinał jak nie wiem. Wiedziałem że jeżeli zaraz czegoś nie zrobię to ponownie się na mnie rzuci. Z niechęciom przycisnąłem jego głowę do ziemi butem.
Jego oddech ponownie stał się miarowy a mi spadł kamień z serca.
- Nie chciałem ...... nie chciałem.....nie chciałem- powtarzał Viggo. Zdjąłem buta z jego głowy.
- O co chodzi? Czego nie chciałeś?- zapytałem. Spojrzał na mnie ze strachem w oczach.
- Nie chciałem z tobą walczyć, nie chciałem cię poniżać przy wszystkich, chciałem tylko zdobyć zainteresowanie mojego ojca. Chciałem tylko Cię czymś zająć- powiedział a ja wyczułem pułapkę. Odskoczyłem od niego jak poparzony.Znałem go aż za dobrze, kiedy akcentował ,,Cię'' Wiadome było że to pułapka. Wstał a z kieszeni jego spodni wyciągnął strzykawkę z złotą cieczą w środku. Rozpoznałem to.
-Dzwońcie na Policję szybko on ma przy sobie jakiś narkotyk!- ryknąłem a Smark wyciągnął telefon i zaczął dzwonić.
- Viggo nie jest jeszcze za późno możesz jeszcze zmienić zdanie. Nie wstrzykuj tego w siebie! Nie niszcz sobie zdrowia!- mówiłem a w jego oczach i ruchach pojawiło się wahanie. Teraz albo nigdy. Ruszyłem przed siebie i wykopnąłem mu z ręki strzykawkę.Vigo próbował się do niej dostać ale nie pozwoliłem mu na to.Złapałem go za kołnierz. A kiedy to nie nic nie dało nie pozostało mi nic innego jak przyszpilić go do ziemi. Zrobiłem to w iście policyjnym stylu. Nawet nie zauważyłem że przyglądali się temu policjanci. Podeszli do mnie i Vigo.
Po kilku minutach szarpania się z Vigo, zabezpieczaniu dowodów i przesłuchaniach można było powiedzieć że wszystko się dobrze skończyło.Po chwili podeszło do mnie dwóch policjantów.
-To ciebie nazywają Czkawka, tak?- zapytał jeden z nich. Miał czarne włosy, srebrne oczy i około 190 cm
- Tak, Panie władzo- odpowiedziałem.
- Słyszeliśmy o pana walce z Viggo. Dzięki panu znowu go mamy. Uciekł jakiś czas temu z poprawczaka dla nieletnich. Ale nie oto nam chodzi . Widzieliśmy twoją akcję od momentu wykopnięcia mu z ręki strzykawki, i tak wiemy że jesteś niepełnoletni ale masz już skończone szesnaście lat...-
-Siedemnaście- przewałem mu
- Dobra siedemnaście i myślimy że możemy cię wziąć pod swoje skrzydła- powiedział policjant uśmiechając się.
-Czekamy tylko na twoją zgodę- powiedział drugi. Ten z kolei miał blond włosy i dwukolorowe oczy, jedno niebieski drugie brązowe.
- To będzie najlepsza nowina tego miesiąca- powiedziałem. Właśnie teraz zrozumiałem że zacznę robić coś co kocham, będę pomagać ludziom.
-Widzimy się jutro o 16 tutaj- powiedział policjant rzucając czymś we mnie. Podniosłem to, przedmiot okazał się być odznaką.
- Jurto to wypełnimy i przydzielimy ci mundur i nauczymy strzelać-powiedzieli razem po czym odeszli.
HEEEEEEEJJJJ MOJE ZIEMNIACZKI. Tak oto dożyliście kolejnego rozdziało z tego * ekhem ekhem* zacnego dzieła ( raczej pseudo książki). Sorry za taki szmat czasu bez publikowania ale wattpad się ostatnio na mnie obraził i postanowił mi usunąć ten rozdział aż dwa raz. Ale żyję. A jak wy sobie radzicie z koronaferiami? Boicie się czy totalny chill? Pamiętajcie że gwiazdki i komentarze to najlepszy sposób aby zmotywować mnie do działania. ( ALE JESTEM ŻYDEM XDDD)
CZYTASZ
Czkawka x Astrid- Razem Najlepiej
FanfictionKiedy grupa naszych bohaterów spóźnia się o jeden raz za dużo do szkoły zostają z niej wywaleni. Nie mają dokąd pójść jedyną opcją jest ucieczka, ale gdzie?Jak potoczą się dalsze losy naszych bohaterów? Co zrobią dalej aby zachować się przy życiu? J...