Rozdział 23

2.9K 217 21
                                    

Siedziałem sobie, teoretycznie spokojnie, w duchu umierając ze śmiechu. W tej chwili Nidaime Hokage przepytywał i pouczał Sask... Uchihę. Robił mu wykład na temat tego, co powinien mówić sharinganowiec. Madara nie krył się ze śmiechem, a Hashirama stał sobie dalej, nie wiedząc co się stało. Teraz się pośmieję, a później zamorduję Mito i Tsunade za zostawienie mnie tu z nimi zaraz po obudzeniu Drugiego. Ale będę musiał podziękować za podniesienie go, bo Uchiha, zmuszony do słuchania go, nie molestuje mnie. I za zabranie Rena oraz Raito. Sasuke musiał zostać na wykład z rozkazu Tobiramy... A prawie pozbyłem się całej trójki. Korzystając z tego, że nikt nie zwraca na mnie uwagi, wdrapałem się z powrotem na szpitalne łóżko i zacząłem czytać książkę od sanninki. Po chwili ktoś się do mnie przylepił. To było oczywiste kto. Sasek. Znaczy Sasuke... Uchiha! Ogłaszam się królem przejęzyczeń!
~ Tak, tak, Naru. ~
Czułem się niezmiernie szczęśliwy, że nie musiałem widzieć twarzy rudzielca. Ton jego myśli mówił sam za siebie. Już jak sobie wyobrażam Kuramę z lenny to nie wiem, czy się śmiać, czy płakać, więc co będzie jak go zobaczę? Drugi widząc nieskuteczność prób wyjaśnienia kruczowłosemu, że tak Uchiha nie zachowuje się w stosunku do innych, po prostu przysunął się bliżej łóżka i kontynuował wywód. Baciuuuu ratuuuj! Jak na zawołanie do pokoju weszła Tsunade. Mam telepatię!
~ Chciałbyś. ~
~ ... Czemu jesteś dla mnie taki niemiły? ~
To pytanie totalnie zbiło z tropu Lisa. I dobrze. Miałem chwilę spokoju.
- Dobra, wynocha mi stąd wszyscy! Muszę przebadać pacjenta, a wy mi tu tylko przeszkadzacie! - krzyknęła sanninka i wszyscy posłusznie opuścili pokój. No prawie wszyscy. Mój kochany rówieśnik z obsesją na moim punkcie został dalej przyczepiony do mnie. Jak ona go wyrzuci to będę sam! Wreszcie spokój! Chociaż te białe ściany mnie troszkę przerażają... Oh, ale będzie źle, jeśli stwierdzi, że jestem zdrowy i każe mi się wypisać... Znów zostanę na łasce tej cholernej trójcy, bo jestem pewny, że Sakura wszystko wycofała, gdy Uchiha odmówił randki... Co było ze mną nie tak, że go do tego nie zmusiłem? Poszedłby, zjadłby coś na jej koszt, a ja miałbym cały czas tylko dla siebie... Czemu nawet teraz ten pomysł nie za bardzo do mnie przemawia?
- Ey, Uchiha, ciebie też się to tyczyło. - zwróciła uwagę Tsunade. Wystarczyło jedno moje spojrzenie na Sasuke, bym wiedział, że się nie podda. Powinno mnie to drażnić... Więc czemu zrobiło mi się ciepło na sercu? Ehh... Po prostu mam wysoką gorączkę! Tak! Inaczej nie byłbym w szpitalu!
- Naru potrzebuje wsparcia. On nie lubi szpitali. - odpowiedział pewny. Cholernik ma rację... Ale wszystko by się pozbyć chociaż jednego. Wątpię, by Raito był chętny do ponownego odwiedzenia mnie po tym, jak za pierwszym razem się go pozbyłem. A tak w ogóle skąd Sasuke wie o mojej fobii? Oh... No tak... Unikam szpitali jak ognia. POZA AKADEMIĄ. Jak w niej każą iść, to robię to. Wymagania mojej maski. ZŁYY UCHIHA STALKER.
- I dlatego powinienem zostać z nim, Senju-sama! - dokończył dobitnie brunet, podlizując się na końcu Tsunade. Ominęła mnie większość rozmowy... Za dużo myślę.
- Okey, niech ci będzie. Tylko nie przeszkadzaj mi oraz nie męcz go, bo jedno słowo skargi i już cię tu nie ma. - odpowiedziała blondynka Sasuke.  Na jego twarzy pojawił się mały uśmiech. Prawie niedostrzegalny. Zauważyłem go bez problemu. W końcu przez większą część mojego życia obserwowałem Uchihę. Przed wybiciem większości jego klanu, gdy jeszcze ja nie znałem Kuramy, oraz w Akademii, próbując wyczuć jego aurę.
Pozwalałem badać się medyczce. Zapisywała ona różne rzeczy w swoich dokumentach.
- Wszystko wydaje się być w porządku. Już jutro możesz się wypisać. Do tego czasu przeczytaj tę książkę, którą ci dałam. - powiedziała Tsunade, a ja pokiwałem głową. Czyli jutro powrót do rutyny... Mam nadzieję, że jednak będę miał trochę spokoju. Cóż, nadzieja matką głupich. Idealnie dla mojej maski. Wziąłem do rąk lekturę i kontynuowałem czytanie. Sasek... Sasuke oparł się głową o poduszkę zaraz obok mnie. No odsuuń się! Gorąco mi... On jeszcze się przysunął i zaczął bawić się moimi włosami oraz uszami. Zacznij znów mruczeć, a popełnię samobójstwo, ty cholerne gardło. Starałem się go ignorować. Musiałem to znieść do jutra. Mam nadzieję, że ma w planach zostanie tutaj do jutra. Nie chcę by tu siedział, tym bardziej z przymusu, ale bycie samemu w szpitalu podczas nocy... Nie boję się... Po prostu nie za bardzo lubię ten pomysł. Uchiha przysunął się jeszcze bliżej i się we mnie wtulił. Muszę to przetrwać. Po prostu to zignoruję...
~~~~Time skip~~~~
Czekałem na wypis. Recepcjonistka śpieszyła się, więc nie musiałem zbyt długo tam stać. Wszystko, byleby się mnie pozbyć, co? Przespałem całą noc. To było dziwne jak na mnie. Z moją bezsennością, koszmarami i miejscem, w którym byłem.
~ To dzięki Sasuke. ~
~ Huh? ~
~ Pomógł ci. ~
~ Nie pamiętam, by rzucał na mnie jakiekolwiek genjutsu pomagające spać. ~
~ Naru... Ty naprawdę ssiesz w kontaktach międzyludzkich. ~
~ ...? ~
~ Sama jego obecność pomogła ci spać, bo NAPRAWDĘ GO LUBISZ. ~
~ NIE LUBIĘ. ~
~ Lubisz. ~
~ Nie. ~
Odciąłem go, uniemożliwiając kontynuację. Nie chciałem z nim dyskutować w tym temacie na tyle, żeby pozwolić mu znów ćwiczyć, bym nie mógł go więcej wyciszać w jakikolwiek sposób. Moja wina, że to takie żenujące? Zrezygnowany i zawstydzony kierowałem się do domu. Kiedy tylko do niego wszedłem pojawił się ANBU, oznajmiając, że Hokage chce mnie widzieć. Bez zbędnego marnowania czasu ruszyłem w drogę. Ciekawiło mnie, o którą sprawę chodzi. Połamanej ręki jōnina? Stroju pokojówki? Krwawej pełni? Szedłem przez miasto, zastanawiając się nad tym. Nie zauważyłem nawet, kiedy dotarłem pod gabinet Sandaime. Szybko nałożyłem uśmiech idioty, bo w końcu jako on zawsze mam dobry humor. Bez pukania wparowałem do środka. Przez całe pomieszczenie przeleciał podmuch powietrza, mimo zamkniętych okien. Czyli ktoś tu jest. Gratuluję, bo nie wyczuwam żadnej aury ani chakry. Musi to być naprawdę dobra technika ukrywająca.
- Dzień dobry, Hokage-sama! - powiedziałem wesoło. Popatrzyłem się na staruszka. Wyglądał, jakby był czymś zakłopotany.
- Oh, dzień dobry, Naruto. - odpowiedział, starając się być spokojnym. Nie upomniał mnie za brak pukania. Pierwszy błąd. Ukłoniłem się lekko, a z mojej twarzy nie znikał uśmiech.
- Wzywałeś? - zapytałem. Popatrzyłem mu w oczy. Odwrócił wzrok. Drugi błąd.
- Tak. Chciałbym ci zadać kilka pytań. Proszę, weź krzesło i usiądź. - powiedział, bawiąc się swoimi dłońmi. Trzeci błąd. Albo się mnie boi, albo jest czymś skrępowany. Zdecydowanie to drugie, bo pierwsze odpada, gdyż zna mnie od dziecka. Czyli ktoś tu jest... Lub dalej widzi mnie w stroju pokojówki, zbok jeden.
- Hai. O co chodzi? - znowu zapytałem.
- Jest kilka spraw, więc zacznijmy od początku... Co z twoimi włosami?
Naprawdę nie spodziewałem się, że to będzie jego pierwsze pytanie...
- Kompletnie nic. Zawsze takie były. Po prostu je zaplatałem. - odpowiedziałem, a z jego ust wyszło ciche „Oh, rozumiem”.
- A co z tym strojem? - ciągnął dalej.
- Ayano mnie zmusiła do tego. Strasznie się na to uparła. Zależało jej na tym. Ciekawe czemu? Chyba dlatego, że jej siostra bliźniaczka, Ayame, otworzyła kawiarenkę... - nagle strasznie zainteresowałem się tym tematem. Ayame i Ayano zawsze ze sobą rywalizowały. Tylko w jednej rzeczy były zgodne. Chodziło o odziedziczenie Ichiraku Ramen. Ta pierwsza zawsze chciała mieć kawiarnię, a ta druga zajmować się dokładnie tym samym, co jej ojciec. Ale i tak każda z nich chciała być lepsza od tej drugiej. Prawdopodobnie zostałem wciągnięty w siostrzaną rywalizację... No super.
- A co się działo podczas Krwawej Pełni? Chodzi o twoją wersję wydarzeń. - zapytał, a ja miałem ochotę mu odpowiedzieć coś w stylu: „Naprawdę? A ja myślałem, że chodzi o twoją! KTÓREJ NAWET NIE ZNAM.”
~ Spokojnie, Naru, bez agresji. ~
~ Jesteś ostatnią osobą, która może mi to mówić. To ty totalnie zepsułeś mój humor insynuując, że lubię Uchihę w sposób romantyczny - twój ton głosu mówił sam za siebie, ty cholerny yaoisto. ~
~ Ale to prawda... ~
...Chyba dostał depresji po nieudanym shipie, bo sam się wyciszył... I tak pewnie się nie podda...
- Po prostu wyszedłem sobie na spacer, ale masa osób się na mnie rzuciła, więc użyłem - nie wiem jak - jakiejś techniki wiatru i ich... chyba wymordowałem? Po tym chciałem wrócić do domu i iść spać. Wtedy pojawił się taki biały koleś. Powiedziałem mu o moim jakże ambitnym celu oraz poinformowałem go, by mi dał spokój, bo nie mam humoru. Wtedy zaczął gadać o tym, że już tak czy siak wygrał, jest panem i mam go się słuchać. Oraz, że nie idę spać. Wtedy się wkurzyłem, bo nikt nie będzie mi przeszkadzał w spaniu i go pierw porządnie nastraszyłem, a potem zamordowałem. Patrząc na ten brak kontroli to dziwne, że go nie torturowałem... Heh... - wyjaśniłem. Staruszek się na mnie patrzył i patrzył. Po chwili wybuchł.
- Zrobiłeś to tylko dlatego, że zabronił ci spać? - pytał zszokowany i zażenowany jednocześnie.
- Tak. - i w tym momencie odpaliła mi się aura wściekłego Uzumakiego oraz uśmiech na twarzy się zmienił, nadając mi psychopatycznego wyglądu. Jak tak dalej pójdzie, skończę w psychiatryku. - Jakiś problem?
- Nie... Skądże... - wyczuwając to, Sandaime automatycznie się uspokoił, a ja wróciłem cały do normy. Kocham być Uzumakim.
- To wszystko? - dopytałem.
- Nie. - jego mina drastycznie się zmieniła na złą. - JAKIM CUDEM MASZ JUŻ DWIEŚCIE PIĘĆDZIESIĄT GODZIN NIEOBECNOŚCI?! Inni nawet nie dociągają jednej piątej z tego?! Chcesz oblać Akademię?!
Wiedziałem, że poruszy ten temat. Po prostu uśmiechnąłem się przepraszająco, a on westchnął pełen rezygnacji.
- Po prostu zacznij tam wreszcie chodzić, okej? A teraz twoje oceny... - wziął do ręki kartkę, a jego mina znów nie należała do najprzyjemniejszych. - MASZ SAME ZAGROŻENIA!
- Cóż... Ja naprawdę jestem idiot-
- Żadnym idiotą! - przerwał mi. - Po prostu jesteś zbyt leniwy! Bardziej od jakiegokolwiek członka klanu Nara! Nawet z samoobrony masz zagrożenie! Osoba z taką oceną z tego przedmioty nie powaliła by jōnina specjalizującego się w taijutsu i nie złamała mu ręki, nawet jeśli był pijany!
No więc już wie... Jōnini, zemszczę się.
- Osobie leniwej nie chciałoby się przemalować całego ANBU na różowo. - rzuciłem. O cholera... Nienawidzę cię języku...
- Co? - zapytał od razu Sarutobi. Ja się uśmiechnąłem.
- Hokage-sama! Ktoś niepostrzeżenie wkradł się do naszej bazy i przemalował ją na różowo! - zameldował, pojawiając się jak na zawołanie, jeden z członków ANBU.
- Ups? - powiedziałem i już mnie nie było w sali.
- NARUTO! KIEDY TY ŻEŚ TO W OGÓLE DO CHOLERY ZROBIŁ?! - wrzasnął wkurzony staruszek. Nawet poza budynkiem było go słychać. Po chwili ścigał mnie już cały oddział ANBU. To zawsze będzie najlepsza rozrywka~

Egzystencja ~ Naruto FanFictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz