Rozdział 1: Kiedyś umrę.

101 11 2
                                    

Patrzyłam nieobecnym wzrokiem, w jeden ruszający się punkt. Położyłam głowę na zgięcie mojego łokcia a lewą rękę delikatnie uniosłam.
Słyszałam cichy jazgot, szum, ciche rozmowy innych osób, które zresztą były niedaleko.

Poczułam jak krople deszczu spadają na moją skórę. Nie przejęłam się tym. Dalej patrzyłam na ruszający się punkt. Było mi obojętne czy zmoknę, a później zachoruję.
Szybkim ruchem założyłam na głowę kaptur, po czym ściągnęłam rękawy na dłonie.
Położyłam głowę na kawałku deski.
Niebieskie włosy okalały moją, wtedy nieobecną, twarz.
Byłam blada jak kreda, ale mimo to nie czułam się słabo. Miałam taką cerę. Praktycznie byłam biała.
Często słyszałam pytania: Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? Nie jest Ci słabo? Coś nie tak? Czemu jesteś taka blada? Stało się coś? Chora jesteś?
Często je ignorowałam.
Moje niebieskie włosy podkreślały moje niebieskie tęczówki.
Spojrzałam na swoją dłoń, a następnie ją zacisnęłam. Westchnęłam ciężko.

W mojej głowie nie było żadnych pytań, odpowiedzi, w ogóle myśli. Nie myślałam o niczym. Miałam w głowie nieokreśloną pustkę.
Usłyszałam ciche rżenie konia. A później szuranie kopytem o podłoże.
Skierowałam swój wzrok na ogiera, który stał przede mną.

- Co chcesz? - odparłam szorstko.

Koń dalej szurał kopytem i rżał coraz głośniej. Coraz bardziej mnie to irytowało. Ale jednak i tak tam stałam, przy nim, od jakiejś godziny i wpatrywałam się, jakbym była w jakimś transie.
Dawno nie widziałam konia, tak z bliska. Po prostu tęsknota i przeżycia nie dawały mi tego zrobić. A wtedy coś mnie tknęło by przyjść do ogiera.
Był maści karej, a grzywę miał białą. Miał niewielkie odmianki na kopytach i gwiazdę na pysku.
Coś w nim było. Coś innego. Coś takiego jak u... Moich innych koni.

- Przepraszam... - wyszeptałam.

Po chwili podniosłam głowę, ze względu na to, że kark zaczynał mnie boleć. Usłyszałam kroki, od razu odwróciłam się do tyłu.

- Marika! Wiesz jaki jest dziś dzień? - zapytała melodyjnym głosem. Podbiegła do mnie i objęła mnie ramieniem.

- Deszczowy.

- Nie. To właśnie rok temu wróciłaś na Jorvik! - rzekła z uśmiechem na twarzy.

Moje oczy z lekko roześmianych zmieniły się w smutne, bez blasku. Załzawione i jeszcze bardziej nieobecne.
Od razu przypomniałam sobie tamtą sytuację, tamten czas, tamto miejsce. Tamtą rozpacz, która rozdzierała moje serce po kawałku.

- Wild... - wyszeptałam załamującym się głosem - Ja wróciłam... Ona odeszła. -wypowiedziałam wyrywając się spod ramienia przyjaciółki.
Przetarłam delikatnie oko i zaczęłam iść w stronę... Przed siebie.
Nie słyszałam kroków, ani głosów.

Ominęłam Johannę, która popatrzyła na mnie z litością. Nie wiem czy ktokolwiek wiedział, że chciałam tamten dzień przeżyć sama. Sama chciałam przeżyć rocznicę odejścia mojej klaczy.
Z nikim innym.

Przetarłam dłońmi lekko twarz i głośno westchnęłam. Szłam do miejsca, gdzie wszystko się skończyło, wiedziałam, że moje serce tego nie wytrzyma, ale musiałam. Musiałam odwiedzić grób Wild. Nie wyobrażałam sobie inaczej spędzić tamtego dnia.
Patrzyłam w dół gdy szłam, przez co obraz lekko się rozmazywał. Miałam spory kawałek do przejścia, nie zamierzałam jechać tam konno. Zresztą... Na koniu nie siedziałam już rok. Nie potrafiłam.
Nie mogłam.

Nagle poczułam ogromnie mocny ból głowy. Schyliłam się dotykając dłońmi moich skroń. Obraz zaczął rozmazywać się jeszcze bardziej, więc postanowiłam przystanąć. Przymknęłam lekko oczy. Nabrałam szybko powietrza. Poczułam jak jakaś substancja cieknie wzdłóż szyji.
Przyłożyłam palec do nosa, po chwili na opuszku zobaczyłam szkarłatną ciecz, przez co moje serce przyśpieszyło.
Pozwoliłam krwi powoli cieknąć.
Ból głowy powoli ustawał, jednak krwotok się nasilał.
Schyliłam się jeszcze bardziej do przodu. Dłonie miałam we krwi, przez co wyglądałam na seryjnego zabójce.
Nagle usłyszałam stukot kopyt. Szybko podniosłam głowę i usunęłam się z drogi. Stanęłam obok drzewa wyglądając zza niego.
Może moje zachowanie było dziwne, ale wyjaśnione.
Od ostatniej 'walki' z Dark Core, którą trudno stwierdzić kto wygrał, zaczęli mnie szukać po całym Jorviku.
Gdyby mnie zobaczyli, prawdopodobnie by mnie ponownie porwali i zabili z czasem.
Nie chciałam znowu przeżyć porwania, to było zbyt straszne, zresztą pozostawiło pewne blizny.

Burzliwy Promień Słońca |Star Stable Online| ZAWIESZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz