🐞

304 71 24
                                    

        Marcysia miała sześć lat, kiedy mama kupiła jej dżinsowe ogrodniczki, na których kieszonce była naszyta biedronka. Od tamtej chwili jej oczy błyszczały z zachwytu, kiedy tylko widziała przelatującego obok czerwonego owada. Rodzice uważali to za niezmiernie urocze.

Kiedy była ośmiolatką, przeczytała Karolcię i z pasją zaczęła zbierać różnorakie koraliki z nadzieją, że uda jej się znaleźć ten sam, co w książce. Babcia z uśmiechem pokazała jej potem jak nawlekać je na rzemyk, żeby robić bransoletki i naszyjniki.

W wieku lat jedenastu, kiedy pomagała mamie piec ciasto drożdżowe, spodobało się jej to tak bardzo, że do końca podstawówki zgłaszała się do przygotowywania wypieków na wszystkie festyny i drobne szkolne przyjęcia. Zapał do sztuki cukierniczej został w niej na tyle długo, że w przyszłości wybrała się do szkoły gastronomicznej. Rodzice przyjęli to z dumą.

Gdy Marcysia skończyła lat dwanaście, dostała na walentynki bukiet od chłopaka z klasy. Chłopakiem się nie interesowała, ale bukiet pielęgnowała w wazonie tak długo, jak się dało. Do teraz mówi, że zamiast czekoladek woli kwiaty. Znajomi uznali to za niepraktyczne, acz słodkie.

W trzeciej gimnazjum kolega dał jej posłuchać heavy metalowego kawałka; Marcelina od razu wkręciła się w mocną muzykę. Kolekcja płyt, stojąca na półce przy biurku, nikomu nie przeszkadzała. To w końcu był jej gust muzyczny, a o gustach się nie dyskutuje.

W siedemnastym roku życia naprawdę polubiła dziewczynę z klasy wyżej. Lila, która ostatecznie została dla Marcysi kimś więcej, była zdecydowanie kimś, kogo kochała.

Marcysia kochała też zachody i wschody słońca, uwielbiała spacery w górach, popołudnia spędzone w domu albo w parku, nigdy nie mogła się nacieszyć, kiedy jej kot w końcu postanawiał dać się trochę pogłaskać.

Nie rozumiała więc, dlaczego rodzice byli na nią źli. Kochała wiele rzeczy, ale najwyraźniej biedronki i korale różniły się od Lilii. Nagle okazuje się, że o gustach można dyskutować. Nagle cała duma rodziców znika, jakby zamieciona pod dywan. Nagle wszystkie inne rzeczy się nie liczą; liczy się tylko to, co inni uznają za szkopuł, za pomyłkę. Znajomi nie mówią, że to urocze, iż dostała kolejny bukiet na walentynki, bo nie jest on od chłopaka. Babci nie podoba się bransoletka, którą zrobiła, bo koraliki układają się w imię Lilii. Wszyscy nienawidzą Marcysi za rzeczy, które kochali w niej od zawsze. 

Marcysia kochała wiele rzeczy.

Nie spodziewała się jednak, że za miłość można nienawidzić.

everything she lovedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz