Rozdział 8| Czy prosiłem/am o zbyt dużo?

147 11 0
                                    

- Pytam ponieważ po wyjściu profesora z gabinetu,Mc'Gonagall ciągle się kłóciła że tak nie można,że nie można wywierać na tobie takiej presji.- spuściła głowę.- Wiem że jestem wścibska ale zrozum mnie...gdy tak krzyczałaś miałam wrażenie że zaczęła się jakaś straszna bitwa...miałam wrażenie że umierałam.- podniosła wzrok na mnie.

Popatrzyłam jej w oczy. Były lekko przerażone ale też ciekawskie,nie rozumiałam ciekawości Hermiony.

Co jest takie ciekawe? To że jestem potworem czy to że jestem Malfoy'em?

W sumie Malfoy'owie są potworami więc to jedno i to samo.

Westchnęłam głęboko i oparłam się na rękach.

Chciałabym chodź na chwile zniknąć. Tak żebym nie musiała tego wszystkiego przezywać,żeby ktoś inny wykonywał moją przyszłą,niedoszłą robotę.

Co mogłoby to wszystko powstrzymać? Czy proszę o zbyt wiele? Czy nie mogę być zwykłym dzieckiem z zwykłą rodziną?

Patrzyłam przez zaskszlone oczy jak przez mgłę.

Nie płacz,nie teraz

Próbowałam z całych sił powstrzymać łzy,chodz było to nie wykonalne.

Pociagnelam nosem,a po moich polikach spływał cały ciężar który chciał opuścić moje ciało.

- Delie..- Fred podszedł do mnie.

Popatrzył na moją twarz i przez moment się zawahał.

Spojrzałam szybko na lusterko przy moim łożku.

No tak,czarna ciecz...

- Nie płacz,nie ma do tego powodu.- szepnął i jednym zwinnym ruchem ręki,wytarł wszystko z mojej twarzy.- Poradzimy sobie z tym,przecież nie jesteś sama...-  złapał mnie za podbródek.- Spójrz na mnie Del.- powiedział kojąco.- Spójrz na mnie.- Spojrzałam na rudzielca.- O tak...widzisz? Wszystko jest dobrze mała.

Mała?

- Mała?- zmarszczyłam brwi.- Jaka mała?- zaśmiałam się.

- Nie ważne.- wzruszył ramionami.

- Już mi lepiej,dzięki Freddie.- poczochrałam mu włosy.

- Fred,musimy lecieć.- powiedziała Hermiona.

Ty nadal tutaj

Fred westchnął i przejechał ręka po swoich rudych włosach.

- Już idę. Trzymaj się Dels.- musnął moje czoło i skierował się z Hermioną w stronę ogromnych drzwi.

Odwrócił się na moment i ostatni raz na mnie spojrzał. Uśmiechnął się i pomachał mi.

Znowu sama...


Pov.Freddie

Czułem się naprawdę nie pewnie,wiedziałem że mogę ją skrzywdzić ale wiedziałem też że jestem w stanie zapewnić jej miłość.

Że zapewnię jej coś niezwykłego.

Czy prosiłem o zbyt dużo? Chciałem tylko miłości...chciałem żyć z ukochaną u boku. Chciałem tej jedynej.

Tak blisko a tak daleko

Westchnąłem ciężko przez usta i popatrzyłem na boisko od Quidditch'a. Brakowało mi tych rozgrywek.

W tedy mogłem rywalizować z biało włosą i przy okazji bawić się z nią. Mogłem nieustannie wzbijać się w powietrze i oglądać wszystkich swoich wiernych fanów.

Mogłem obserwować jak starannie wykonuje ruchy. Zawsze lubił na to patrzeć. Gdy tylko chciała zrobić pętle,ściskała mocno rączkę swojej miotły i z całej siły hamowała i wzbijała się w górę myląc przeciwnika.

Znam każdy jej ruch,każdy poszczególny. Gdy coś nie idzie po jej myśli zatacza koło wokół jednego z słupków i przeczesuje ręką włosy aby się uspokoić.

Była niezwykła. Wyczyniała cuda...

Ścisnęło mnie w gardle gdy próbowałem z siebie wykrzesać te dwa durne słowa „Kocham cię".

Czy to musi być takie trudne?!

Nigdy nie miałem problemu z okazywaniem uczuć,ale z nią jest inaczej.

Przy niej zdaje mi się że strasznie mały,robię się nie pewny i zaczynam się jąkać. Staram się opanować ale chwilami mi to nie wychodzi. Na myśl o tym ze mógłbym ją dotknąć zaczynam się nie kontrolowanie rumienić.

Wszystko w tedy idzie nie po mojej myśli.

Zrezygnowany ruszyłem w stronę pokoju wspólnego. Chciałem na chwilę odpocząć. Pamietam jak bardzo się bałem,każdy z nas się bał.

Usłyszeliśmy podczas kolacji przerażający krzyk który roznosił się echem po całym zamku.

Nie ktorzy chowali się pod stoliki,następni zaczynali ściskać uszy i płakać a reszta zdezorientowana nasłuchiwała.

Każdy w tedy przed oczami miał bitwę,strach,złość i przede wszystkim śmierć.

Mieliśmy wrażenie tak jak mówiła Hermiona,że umieramy. Byliśmy w przerażającym transie.

Nie mam pojęcia czy tak będzie wyglądała bitwa która ma nadejść,ale jeśli tak,czekała nas ogromna męka.

Ruszyłem marmurowymi schodami na górę.

Do tej pory ludzi wspominali ten krzyk. Był okropny. Ale gdy Kalypso przestała krzyczeć,dochodził do nas żałobny śpiew ptaków,jakby wszystkie zwierzęta...płakały...

Podeszłem do grubej damy,wypowiedziałem hasło,a ona otworzyła mi wejście do pokoju wspólnego.

Zobaczyłem jak George wraz z Lee'm grają w eksplodujacego durnia.

Wszyscy mieli mniemrawe miny.

- George?- zapytałem.

- O Freddie...

- Czy coś się stało?- usiadłem obok nich.

- Można tak powiedzieć...

Imię bohaterki zmienione na prośbę,korekta w rozdziałach. Błędy napewno jeszcze są jednak starałam się poprawić.

Women of fear| Fred Weasley [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz