Żegluga

40 3 13
                                    

Był zimny jesienny wieczór. Alfred siedział na drewnianej ławce pod starą, zaniedbaną kamienicą. Ciało okrywał mu długi smolisty płaszcz, z pewnością lata świetności mający już za sobą. Głowę mężczyzny od zdradliwych wiatrów i mrozów chronił równie wysłużony kruczoczarny kapelusz. Alfred wyciągnął sakiewkę z kieszeni płaszcza i potrząsnął, aby sprawdzić jej zawartość. Tak jak się spodziewał, kilka monet zabrzęczało smętnie wśród ciszy. Wstał i poszedł zrobić z nich użytek.

*****

Noc była czarna jak smoła. Nawet najmniejszy promyk nie przebijał się przez zasłonę ciemnych chmur. Alfred wychodził z baru. Poczuł lodowaty podmuch wiatru, więc otulił się płaszczem i ruszył przed siebie, po czym skręcił z głównej ulicy w wąską odnogę.

Nagle dwie ciemne sylwetki wyłoniły się z cienia i zablokowały uliczkę. Odruchowo obejrzał się do tyłu tylko po to by odkryć, że dwie kolejne postacie odcinają mu drogę ewentualnej ucieczki. Wzruszył ramionami. Dopalił papierosa i rzuciwszy go na bruk przydeptał obcasem. Przyjrzał się dyskretnie osobnikom. Światło pobliskiej latarni rozświetlało nieco sylwetki mężczyzn, lecz ich oblicza nadal pozostawały skryte w cieniu kapeluszy.

- Proszę, proszę, a kogo my tu mamy – zaczął ten wyższy z kapeluszem o szerokim rondzie.

- Przecież to słynny Alfred Wagner, nasz ukochany kompan – ciągnął nieprzyjemnie chrypiącym głosem posiadacz ciemno-fioletowego melonika.

- Alfredzie, masz rozkazy z góry. Wódz oczekuje twojej obecności pojutrze w południe. Pamiętasz, mam nadzieję, że nie jest on cierpliwy. - powiedział pierwszy rozmówca.

Alfred Pamiętał. Mimowolnie ruszył kikutem lewego przedramienia oprawionym w stalową protezę. Na jego twarzy pojawił się grymas gniewu.

Czterej mężczyźni rozpłynęli się w mroku nocy, a gdzieś z oddali, można by przysiąc, dobiegło potępieńcze wycie wilka.

*****

Po omacku dotarł do zapuszczonej w głąb miasta, ukrytej wśród niezliczonej ilości zakrętów i zakamarków kamienicy. Pchnął ciężkie, drewniane drzwi, które powoli otworzyły się z przeciągającym skrzypieniem i zgrzytem. Wszedł na samą górę i zapukał do pierwszego mieszkania z prawej strony. Po chwili tworzył mu niewysoki mężczyzna o krągłej figurze, ubrany w granatowy szlafrok i wełniane kapcie. Mężczyzna skinął głową, dając znak, że może wejść.

Alfred wszedł głębiej w mieszkanie. Na samym końcu stała drabina prowadząca przez ciasny otwór na strych, gdzie mieścił się stary, zakurzony materac, wieszak i niewielki drewniany stolik. Alfred powiesił płaszcz oraz kapelusz na wieszaku i runąwszy na materac zapadł w głęboki, niespokojny sen.

*****

Gdy pierwsze poranne promyki przedostały się przez okna strychu, Alfred opuścił kamienicę i żwawym krokiem ruszył w kierunku warsztatu swojego starego znajomego kowala, Barley'a. Ów Barley prowadził niewielki sklepik na obrzeżach miasta, gdzie sprzedawał różnego rodzaju wyroby ze stali oraz zabawne i nietypowe mechanizmy, w których skład wchodziły osobliwe zegary, nakręcane maszynki tudzież kunsztowne medale z wbudowanym maleńkim mechanizmem, który w każdym modelu był inny i oryginalny. Czasami po naciśnięciu miniaturowej dźwigni na awersie medalu odsłaniał się ukryty wyrzeźbiony obrazek, a innym razem, gdy pociągnęło się za miecz wyrytego templariusza, oczom ukazywał się, wykonany ze złota, Święty Graal.

Ich znajomość zaczęła się od momentu, gdy wiele lat temu Alfred, usłyszawszy pogłosy o uzdolnionym techniku i metalurgu, przyszedł do Barley'a z nietypowym zamówieniem. Mianowicie poprosił on kowala, aby ten zrobił dla niego protezę lewego przedramienia. Uzdolniony rzemieślnik wykonał to zadanie mistrzowsko, gdyż proteza, za pomocą skomplikowanego systemu mechanizmów i sprężyn, potrafiła zginać się w nadgarstku, a także chwytać przedmioty od pióra po sztylet. Alfred dostał również stalowy szpic, który przymocowawszy w miejsce nadgarstka stawał się śmiertelną bronią.

ŻeglugaWhere stories live. Discover now