Rozdział 16

535 33 0
                                    

*4 lata temu*

Dick zaatakował jednego z bandytów, ratując przy tym kobietę siedziącą w samochodzie.

-Zostań w samochodzie młody my się tym zajmiemy- powiedział Robin, i wyciągnął ostrze z ramienia nieprzytomnego mężczyzny.

-Jak to ,,my''?- zapytał zdziwiony i zaczął się rozglądać.

-Cześć frajerzy- powiedziałam, przebrana w mój pełny strój, który składał się z lateksowego kombinezonu, skórzanej kurtki i czarnej maski, która okalała moje oczy, a na rękach zawsze miałam skórzane rękawiczki bez palców, abym mogła lepiej posługiwać się mocą. Na nogach miałam wysokie buty, a na biodrach przewieszony pas z różnymi broniami, włosy podobnie jak u Dawn były związane w ciasnego warkocza.

-Kurwa- powiedział bandyta, kiedy zobaczył mnie w towarzystwie pozostałej części Tytanów. Uśmiechnęłam się cynicznie i uniosłam mężczyznę do góry, uderzając nim o ścianę budynku, a Hawk i Dove zajęli się pozostałymi.

-Uważaj!- krzyknął w moją stronę chłopak z samochodu. Szybko kucnęłam robiąc unik przed jednym z mężczyzn, który chciał mnie zaatakować. Wbiłam mu w udo mały sztylet z ozdobną rączką i uderzyłam go nogą w twarz, nieprzytomny poleciał na samochód.

-Dzięki- uśmiechnęłam się słodko i puściłam mu oczko, wyciągając z uda mężczyzny mój sztylet, i wytarłam go z krwi o jego szarą bluzę. Zobaczyłam jak jeden z przestępców ucieka przez schody ewakuacyjne, które znajdowały się na jednym z bloków.

-Zostaw, rybcia się nim zajmie- zatrzymałam Dicka ręką, kiedy chciał ruszyć za mężczyzną. Tak jak powiedziałam wodnik ściągnął mężczyznę za pomocą wody i po chwili leżał on nieprzytomny na drodze.

----

-Tylko ja zauważyłem, że Johnny Ocean sobie bimbał, kiedy my tyraliśmy?- zapytał ze śmiechem Hank i ubrał na głowę urodzinową czapeczkę.

-Jeszcze z tym nie skończył?- zapytałam z szerokim uśmiechem i spojrzałam na Dawn.

-Nie- powiedziała krótko i przytuliła się do Dicka.

-Jesteśmy dumni, że usunęliśmy z miasta te szumowiny- upił łyk piwa i objął Garetha ramieniem. -hyle czoła przed solenizantem, który pomógł nam, mimo że jest starszy i nadal moczy ludziom spodnie. Na zdrowie- kontynuował, a ja prychnęłam śmiechem i i wystawiłam ze wszystkimi kubki z piciem i napiłam się soku pomarańczowego, wznosząc toast.

-Jesteś już tu cztery miesiące. Nie znudziło ci się dzielenie łazienki z Hankiem?- zapytałam z uśmiechem i spojrzałam na solenizanta.

-Żadnej ucieczki i kapitulacji!- zakrzyknął i odszedł w stronę salonu.

-A ty co dzieciaku. Nie powinnaś chodzić do normalnej szkoły?- zapytał z chamskim uśmieszkiem Hank.

-A ty do normalnej pracy?- zaśmiałam się i za pomocą mocy zabrałam mu czapkę z głowy i położyłam na swojej.

-Dobra, nie było pytania- podniósł ręce w geście obronnym I wziął kolejną butelkę z piwem.

-Czas na tort!- krzyknęła wesoło Dawn i wniosła ciasto do salonu, kładąc go na szklanym stoliku.

-W ramach prezentu nie zaśpiewam- zadeklarował Dick I założył rękę na piersi.

-O nie, życzę sobie serenadę Dicka Graysona. Jedziesz stary, zaczynaj- drażnił się z mężczyzną.

-Solenizant prosi- szturchnęłam go ramieniem z uśmiechem.

-Dobra- przerwała Dawn -Czas na zdjęcie. No już ustawcie się- rozkazała, a ja posłusznie stanęłam między Hankiem i Dickiem, których objęłam w talii, a oni z to położyli mi ręce na ramionach. Uśmiechnęłam się i wszyscy rozeszli się, kiedy mignął flash polaroida.

Polaris ■ TitansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz