Dzień 5

478 40 12
                                    

Czwarty dzień obozu.
Czwartek.

Szłam leśną ścieżką, była przerwa po obiadowa, a ja totalnie nie miałam co robić. Patrzyłam na korony drzew i o mało co nie wywaliłam się przez korzeń, gdy usłyszałam jak ktoś woła o pomoc. Szybkim krokiem udałam się w stronę głosu. Mijałam drzewa, a dźwięk był głośniejszy. Kiedy ominęłam sporej wielkości dęb, zauważyłam rudą czuprynkę.

- Hinata-kun?- zapytałam patrząc na wiszącego do góry nogami chłopaka.

- Kobayashi-san?- spojrzał na mnie, jego twarz znajdowała się idealnie naprzeciwko mojej.

- Mogę wiedzieć, dlaczego wisisz do góry nogami na sznurku?- zapytałam i spojrzałam w górę. Lewa noga chłopaka była zawiązana pętlą sznurka, który zawieszony był na drzewie.

- Etto... szedłem sobie w stronę toalety, ale się zgubiłem- zaśmiał się nerwowo, a ja myślałam jak go zdjąć z tego drzewa.- Próbując znaleźć toaletę, stanąłem na taką pętelkę i ona podniosła mnie do góry.

- Czyli dałeś złapać się w pułapkę- powiedziałam i wyjęłam mały scyzoryk. Otworzyłam nożyk i zaczęłam przecinać linę.- Uwaga.

Powiedziałam, aby chłopak był przygotowany na upadek. Mimo moich słów zdezorientowany spadł na ziemię. Na szczęście nie wisiał wysoko, i spadając obrócił się i uderzył plecami a nie głową. Pomogłam mu wstać i skierowałam się do jego domku.

- Wiec, który masz numer?- zapytałam, a rudzielec wychrypiał liczbę. Skierowałam tam swoje kroki. Niezdarnie otworzyłam drzwi i weszłam wraz z chłopakiem przewieszonym przez moje ramię.

- Hinata!! Co ci się stało?!- krzyknął szatyn zwracając uwagę pozostałej dwójki.

- Długa historia, położycie go na łóżku?- odpowiedziałam za chłopaka, a wysoki czarnowłosy podszedł i wziął niskiego w stylu panny młodej kładąc go na łóżku. Czując jak ciężar ciała chłopaka został mi odebrany wyprostowałam plecy z ulgą. Poszłam do łazienki i przeszukałam wszystkie szafki w celu znalezienia apteczki. Po przejrzeniu wszystkich możliwych miejsc, w ostatnim znalazłam upragniony przedmiot. Wzięłam go do ręki i szybko podeszłam do rudowłosego.

- Posadźcie go- powiedziałam, a kiedy reszta to zrobiła, nie myśląc długo zdjęłam brudną koszulkę poszkodowanego. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni. No co? Nigdy nie widzieli jak dziewczyna rozbiera faceta?! Ignorując spojrzenia innych, przyjrzałam się ranom chłopaka. Oprócz małych zadrapań miał dość głęboką ranę na plecach. Spadając musiał zaczepić o wystającą gałąź. Mimo wszystko metr pięćdziesiąt-pięć nad ziemią, to prawie cała moja wysokość. Niebezpieczne, lecz nie zagraża życiu.

Założyłam rękawiczki jednorazowe i poprosiłam aby przynieśli mi ręcznik i miskę z ciepłą wodą. Z naciskiem na ciepłą, a nie gorąca. Kiedy polecenie zostało wykonane, zamoczyłam ręcznik w ciepłej wodzie i wycisnęłam. Wilgotnym materiałem delikatnie przetarłam wokół rany, oczyszczając ją. Krwawienie było małe, jak na taką ranę, co mnie lekko zdziwiło, jednak zarazem ucieszyło. Kiedy przemyłam ranę, wzięłam się za bandażowanie. W miejscu cięcia położyłam wacik jałowy, aby potem owinąć bandażem brzuch i plecy. Kiedy wszystko było gotowe, zdjęłam rękawiczki uważając by nie pobrudzić rąk krwią. Posprzątałam wszystko i usiadłam na krześle, które nie było zawalone jakimiś ciuchami.

- Skąd wiedziałaś co robić?- zapytał czarnowłosy.

- Mój tata jest lekarzem, poza tym...- zacięłam się. Czy naprawdę warto o tym mówić. Nie znam ich, z jednym gadałam raptem piętnaście minut. Jednak skoro zaczęłam wypadałoby skończyć. Westchnęłam.- Poza tym, zrezygnowałam z siatkówki bo chciałam zostać lekarzem. Być jak oto-san i ratować ludzkie życia.

- Hee?! Zrezygnowałaś z siatkówki?! Dla bycia lekarzem?!- krzyknął łysy chłopak, a ja się lekko zdenerwowałam.

- Jakiś problem. Moje życie moje wybory- powiedziałam, a chłopak lekko się spłoszył.

- Ryuu chodziło o to, że jesteś w liceum. Która klasa? Pierwsza? Druga?- głos zabrał Nishinoya. Spojrzałam na niego.

- Druga.

- No właśnie! Masz jeszcze rok! W trzeciej klasie powinnaś myśleć nad przyszłością! Na razie trzeba się bawić!! - mówił podekscytowany, a przy ostatnim zdaniu podniósł ręce do góry i przechylił się do tyłu. Ruch ten był na tyle gwałtowny, że krzesło chłopaka przechyliło się i spadło na ziemię.

- Eee!! Nishinoya-san!! Wszystko dobrze?!- spanikowana wstałam z krzesła. Jednak moją jedyna odpowiedzą był śmiech chłopak.

- Nic mi nie jest. Poza tym nie musi być z formalnościami. Też jestem w drugiej klasie- powiedział i wrócił do normalnej pozycji. Odetchnęłam z ulgą i wyrzutem w głosie odparłam.

- To nie było śmieszne! A co jakby tobie też coś się stało? Hinata-kun nam wystarczy- oparłam ręce na biodrach i patrzyłam z góry na siedzącego chłopaka.

- Oya? Martwisz się o mnie?- zapytał z uśmieszkiem, a ja z rumieńcem odwróciłam wzrok.

- Oczywiście... w końcu jesteś uczestnikiem obozu, a ja opiekunką- wymamrotałam i z wypiekami na policzkach wyszłam ich domku, szybkim krokiem kierując się do swojego. Będąc już w środku rzuciłam się na łóżko i schowałam głowę w poduszkę. Pomyśleć, że czekają mnie jeszcze po obiadowe treningi. Ugh!


♣♠♥♦

Etto... Gomen!

Spóźniłam się, jednak dam wam drugi rozdział dzisiaj, jako przeprosiny. 

Jutro wracamy do regularności!

Wszystkiego Najlepszego z okazji świąt!!

❞𝐝𝐳𝐢𝐞𝐥𝐢 𝐧𝐚𝐬 𝐜𝐨𝐬 𝐰𝐢𝐞𝐜𝐞𝐣 𝐧𝐢𝐳 𝐤𝐢𝐥𝐨𝐦𝐞𝐭𝐫𝐲❞ nishinoya yūOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz