Umarłem.
Mogę więc naprawdę powiedzieć, czym właściwie jest życie. Nikt nie doznał go przecież równie dobrze co martwy.
Nie ma metafory, która potrafiłaby opisać życie. Jest to bowiem zjawisko tak zawiłe, nieschematyczne i pełne kontrastów, niepowtarzalne tak, że żadne doznanie spotkane przez ludzi nie jest do niego zbliżone w choćby małym stopniu.
Być może by ułatwić to, w jaki sposób powinno się patrzeć na dany nam czas najlepiej przywołać obraz kosmosu. Nieznane. To pierwsze słowo, które w swojej istocie pozostaje tak obce i jednocześnie tak bliskie ludziom jak ich własne życie.
Początkowo łudzi nas beztroską, pełnymi zabaw, słodkimi niczym babcina herbata chwilami z bliskimi. Pierwsze przyjaźnie, zauroczenia, próby. Dzieciństwo to okres niezliczonej ilości starań i jeszcze większej ilości błędów. Mimo wszystko to właśnie w tym czasie dostajemy najwięcej możliwości do działania, mamy najwięcej dostępnych farb i to tylko od nas zależy, w jaki sposób poprowadzimy pędzel, tworząc swój własny obraz życia.
Czas bycia nastolatkiem określa jedno- bunt. Gdy w czasie dziecięcych marzeń szybowaliśmy wolni od kłopotów, wśród obłoków obłudy, nadziei i wiary, przychodzi pewien czas gdy jesteśmy tak blisko słońca, że doskonale wiemy iż bliżej nie będziemy. Wtedy pojawia się pierwsze spojrzenie na świat od realnej strony.
Nie sięgniesz tego słońca. Nie jesteś w stanie po prostu wyciągnąć dłoni i zamknąć niezależnej, morderczej kuli będącej panem życia i śmierci.
Po paru nieudolnych próbach, pojawia się kolejna myśl. Czemu by samemu nie być słońcem? Surową, lśniącą w wyjątkowy sposób, będącą w centrum wszystkiego i wszystkich gwiazdą, przed którą każdy ma respekt.
Tłuczone w nadmiarze złości flaszki, agresywne pocałunki smakujące samotnością, smutkiem i papierosami. Tak właśnie jest być słońcem. Multum potknięć i jeszcze więcej upadków. Jednak teraz nikt nie poda ci ręki. Dopóki sam się nie podniesiesz, nikt ci w tym nie pomoże. Każdy dalej postrzega cię tylko jako dziecko, które zmarło przecież tak dawno temu, wtulone w puchaty, różowy obłok niewinności.
Słońce Hyunjina już dawno zgasło. W pewnym momencie postanowił wrócić na rodzinną ziemię, do tych ciepłych dłoni, zupełnie takich jak jego, znajomych twarzy, głosów, smaków, zapachów... Jakże wielki ból rozdarł jego młode serce, gdy okazało się, że wcale nie jest mile widziany na planecie Ziemia. Te ciepłe dłonie, jedynie zaciskały na jego szyi pętlę nieszczęść, nienawiści i obrzydzenia do samego siebie.
Od tamtej pory towarzyszył mu chłód, srebrzysty blask księżyca i jego druga strona, której nigdy nikt nie widział. Zdecydowanie wolał być siwym księciem nocy, od agresywnej, błyszczącej i jedynej widocznej na niebie za dnia tarczy.
I za to go kochałem.
Zawsze pojawiał się tylko dla mnie, by zabrać na kolejną podróż w nieznane, po jego słodko-gorzkiej osobowości.
Doskonale pamiętam noc gdy się poznaliśmy.
Było to na uroczym bankiecie zorganizowanym przez moich rodziców, na cześć zamążpójścia mojej siostry. Wesele.
Wyśmienita śmietanka towarzyska, eleganckie damy i słodkie dziewczęta oprawione w zdecydowanie zbyt drogie sukna, klasyczni gentlemanowie w wymyślnych smokingach, zapach najróżniejszych trunków i marnowanego jedzenia, a ponad wszystkim zamyślona twarz bladego Księżyca. Śmiechom nie było końca.
Spotkałem go przy fontannie w dworkowym ogrodzie. Krucze włosy, lekko zroszone żelem, teraz były niedbale roztrzepane na czole. Miał na sobie banalny, klasyczny garnitur i to właśnie czyniło go najlepiej wyglądającą osobą na całym przyjęciu. Ubiór w najmniejszym stopniu nie przyćmiewał naturalnie niezwykłej mgiełki przyciągającej mój wzrok. Cała jego osoba przywoływała mi na myśl ballady, baśnie o nocnych kochankach, wróżkach. Wabił wszystkim co tylko miał, kusił jak greckie nimfy, skryte w zagajnikach Krety. Nie byłem trzeźwy, jednak jestem tego pewien równie mocno, jak faktu, że wyglądał dokładnie tak jak go zapamiętałem.
CZYTASZ
sunsetz.
Romanceh.hj + y.ji "nim ostatnie, cieniutkie nici trzymające mnie na tamtym świecie pękają, słyszę ostatnie 'Kocham Cię', wymykające się spomiędzy warg ukochanego wprost do mojego ucha" A/N angst; soft smut; top! h.hj; bottom! y.ji; skz au