Dzień 10

409 35 0
                                    

Dziewiąty dzień obozu.
Wtorek.

Nawet nie wyobrażałam sobie jak siedzenie i odrabianie lekcji może być nudne. Po kolejnych piętnastu minutach patrzenia bez wyrazu na literki w treści zadania, zrezygnowana schowałam wszystko do torby. Totalnie nie mogłam się skupić. Nie jestem nawet pewna, dokąd błądziły moje myśli. Usiadłam na łóżku i zaczęłam czytać książkę. Byłam już na środku i naprawdę obawiałam się, że skończę ją czytać zanim opublikują informację o dacie wydania następnego tomu. Otworzyłam ukochany przedmiot i wyjęłam z niego własnoręcznie robioną zakładkę. Nie przeze mnie. Od zawsze takimi rzeczami zajmowała się Kaori. Ja nie miałam do tego głowy.

Przeczytałam pierwsze słowa i już odechciało mi się czytać. Pierwszy raz w życiu. Zdenerwowana zamknęłam książkę i po prostu rzuciłam się z frustracją na poduszkę. Pierwszy raz od wielu lat miałam tak dużego lenia. Przerażało mnie to i w jakimś stopniu denerwowało. Nie chciałam bezczynnie spędzić całego dnia. Nagle usłyszałam głośny dzwonek wydobywający się z mojego telefonu. Wstałam i wzięłam przedmiot do ręki odbierając połączenie.

- Halo?

~ Jak tam na obozie? Tak bardzo źle?- usłyszałam głos mojej bliźniaczki i usiadłam na łóżku.

- Powiem ci, że bardzo przyjemnie. Sądziłam, że będzie okropnie i nudno, ale nie jest najgorzej.

~ Przyznaj poznałaś kogoś.- w jej głosie można było wyczuć, że nie pyta bez powodu.

- O co ci chodzi?- zapytałam zirytowana.

~ Twój głos się zmienił- powiedziała, a ja zaśmiałam się.- Serio mówię!

- Jasne. Tak samo jak z tym, że widziałaś Mikołaja.

~ Miałam pięć lat i to był przyjemny sen, okej?- powiedziała z wyrzutem i nastała głucha cisza. Po chwili obie zaczęłyśmy się śmiać.

- Tak samo było z tym demonem w kącie salonu.

~ Ej, wtedy naprawdę coś zobaczyłam.

- Tylko czemu zaczęłaś grozić pustej ścianie.

~ U-ugh! Nie ważne... wracając. Poznałaś?

- No niby tak, jednak nie rozumiem co to ma wspólnego- powiedziałam i położyłam się na łóżku.

~ Wiele. Wiem już, że miałaś adoratora. Gościu był zabawny, trochę z nim pogadałam- powiedziała, a ja przeraziłam się.

- Nic mu nie zrobiłaś, nie?

~ O co ci chodzi?! To była ZWYKŁA rozmowa- powiedziała, a ja usłyszałam męski głos.

- Znowu zaprosiłaś swojego chłopaka bez zgody mamy?

~ Nie wydaj mnie. Kocham cię, nara.

- Pa- powiedziałam i westchnęłam, nawet przez sekundę nie miałam zamiaru jej wydać. Wstałam i założyłam buty po czym wyszłam na dwór. Była przerwa po obiadowa i każdy zajmował się sobą. Szłam przed siebie z rękami w kieszeni, było mega nudno, a moja motywacja legła w gruzach. Uznałam, że przebywanie na dworze bez celu nie ma większego sensu, więc miałam już wracać do domku, gdy usłyszałam głos mamy.

- Skarbie, zaniesiesz to do kuchni- powiedziała pokazując cztery wielkie kartony. Wiedziałam, że już nie wyrobię się z tym za jednym razem. Popatrzyłam na pudła krzywo i spojrzałam na kobietę z politowaniem.

- Muszę?- zapytałam, a jej wzrok od razu zrobił się surowy, natomiast głos niewyobrażalnie poważny.

- Od śniadania jedyne co zrobiłaś to trening, a nawet on nie był za bardzo kreatywny i ciężki- powiedziała i wzięła dwa pudełka wciskając mi je w dłonie.- Musisz.

Tyle z próby przekonania jej żeby poprosiła Kaori. Ruszyłam powolnym krokiem w stronę kuchni, nic nie widziałam bo kremowy karton zasłonił mi wszystko. Na oślep próbowałam przejść sporą odległość, jednak coś mi przeszkodziło. Lekki ból, spowodowany kartonem wgniecionym w moją klatkę piersiową i stracona równowaga. Upadłam na ziemię, a wredne pudła spadły obok mnie.

- Przepraszam- usłyszałam znajomy głos i zobaczyłam wyciągniętą w moja stronę dłoń. Złapałam ją i niedługo potem byłam lekko za mocno pociągnięta w górę, przez co wpadłam na klatkę piersiową chłopaka, który spowodował mój upadek.- Pomóc ci?

- Możesz- spojrzałam na Yuu z lekkim rumieńcem, znajdowaliśmy się w dziwnej pozycji. Byłam oparta o jego klatkę piersiową, a on mnie obejmował. Chyba po chwili sam to zauważył bo odsunął mnie lekko z rumieńcem. Bez słowa wziął jeden z kartonów, co uczyniłam z drugim i ruszyłam przed siebie, a chłopak za mną.

- Przepraszam, że na ciebie wpadłem- powiedział, a ja uśmiechnęłam się lekko.

- Nic się nie stało, ważne że nie muszę już nieść tego samo- zaśmiałam się, a chłopak razem ze mną. Dopiero teraz zobaczyłam na nim czarną bluzę za kapturem, zakładaną przez głowę. - Fajna- kiwnęłam głową w stronę ciucha.

- Dzięki, kuzyn powiedział, że spoko bym wyglądał w bluzach. Kupiłem więc kilka i nie żałuje- powiedział podekscytowany, a ja zaśmiałam się.- Skoro jesteśmy w temacie ubioru. Ładnie wyglądałaś w niedzielę- powiedział z lekkim rumieńcem. Wyglądał uroczo. Nagle rumieniec zniknął i pojawiło się zakłopotanie.- Z-znaczy nawet bez niego wyglądasz pięknie. Z-znaczy, w tym też wyglądasz pięknie i wogóle.

- Dziękuję - powiedziałam z uśmiechem, a chłopak odwrócił głowę zawstydzony. Doszliśmy do kuchni i odłożyliśmy pudła na podłodze w środku.- Są jeszcze dwa, pomożesz  mi?

- Oczywiście- czasami uważam, że jego uśmiech jest zniewalający.

♤♡◇♧

Bardzo chciałam podziękować foxy_otaku09, która jest częściowym pomysłodawca tego rozdziału.
Dziękuję, że wspierasz mnie kiedy wena ma mnie w dupie ❤

❞𝐝𝐳𝐢𝐞𝐥𝐢 𝐧𝐚𝐬 𝐜𝐨𝐬 𝐰𝐢𝐞𝐜𝐞𝐣 𝐧𝐢𝐳 𝐤𝐢𝐥𝐨𝐦𝐞𝐭𝐫𝐲❞ nishinoya yūOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz