Rozdział XVI

2.1K 96 18
                                    

Chciałabym żeby ta chwila trwała i trwała. Ale nic nie jest wieczne, prawda? Przecież nasze problemy, jakby w tym momencie się skończyły. Wydaję mi się, że naprawdę uporaliśmy się z tym wszystkim.

Był ranek. Słońce idealnie padało na twoją twarz, nie uciekłeś.
Ja też nie miałam zamiaru.

W końcu czułam, że jakoś to będzie, że nikt nie jest w stanie tego spieprzyć.

—Dzień dobry.—powiedział Andres, wkoncu otwierając oczy.

Poczułam sie jak kiedyś. Tak jakby to wszystko działo się w naszym domu. Tęskniłam za nim i miałam teraz tylko nadzieję, że wszystko się ułoży.

—Wyspałeś się?-zapytałam z zaspanymi jeszcze oczami.

—Nie do końca. Tutaj chyba nie da się wyspać.

Uśmiechnęłam się na jego słowa, ponieważ czułam to samo.

Nie wiem kiedy ostatnio widzieliśmy siebie nawzajem tak szczęśliwych i to tylko w swoim towarzystwie.

Chciałabym powiedzieć, że już nic tego nie popsuje. Ale dziwnie wierzyłam w złe fatum, które panuje nad nami w tej Mennicy.

—Berlin cholera!!–drzwi pokoju otworzyły się z łaskotem, kiedy znowu nasze twarze znalazły się wystarczająco blisko.

—Denver!-krzyknełam i od razu zaczęłam zakrywać się ubraniami.

—O Boże Rita. Przepraszam.-powiedział, ale nadal stał w otwartych drzwiach gabinetu.

—Denver kurwa-krzyknął Berlin.

—Co?

—Czemu jeszcze tu stoisz, wyjdź, albo chociaż się odwrócić do cholery!

—No tak, właśnie to robiłem

Chłopak szybko się odwrócił. Obstawiam, że to był ostatni widok jaki chciał widzieć tego ranka.

—I zamknij te pieprzone drzwi

—Jasne tylko...

—Denver!-krzyknęłam, kiedy już miałam zakładać koszulkę, a ten znowu się odwrócił.

—Po prostu wyjdź i zamknij te jebane drzwi.-odezwał się w końcu Andres

-No, to była prawie idelana chwila-zasmiałam się pod nosem patrząc na zamkające się za chłopakiem drzwi.

-No cóż, nie jesteśmy na wakacjach, ale już niedługo moja droga— odwrócił sie i pokazał szereg zębów.

Kiedy wyszliśmy już z pokoju, na zewnątrz czekał Denver. Chłopak wziął Berlina na bok i zaczęli o czymś rozmawia z przejęciem. Coś musiało się stać, zważywszy na to, jak wparował nam do pokoju.

Cóż innego mogłam zrobić. Postanowiłam wrócić do zakładników na dół. Nie wiem co teraz będę musiała tam robić, ale nie myślę o tym. Pierwszy raz jestem naprawdę szczęśliwa.

Mówię to cały czas?
Uh, bo wiecie jestem szczęśliwa.

Wydawałoby się, że minęła wieczność od kiedy ostatni raz ich widziałam. Cóż z Andres czas dla mnie jakby się zatrzymuje, a oni tu zrobili pewnie kilkanaście milionów. Mój zegar biologiczny czuł, że jest wczesna pora, około 6/7 rano. A więc wszyscy zakładnicy jedli śniadanie, większość z nich była już w łazience, zdecydowałam się coś zjeść, bo po mojej przygodzie z alkoholem, byłam niezmiernie głodna, a zwłaszcza chciało mi sie pić. Dostałam małą butelkę wody, ale obawiam się, że to nie starczy na dłuższy czas. Cóż, później postaram się o coś większego.

DOM Z PAPIERU | 𝔩𝔞 𝔠𝔞𝔰𝔞 𝔡𝔢 𝔭𝔞𝔭𝔢𝔩[ W trakcie poprawy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz