Prolog

24 3 2
                                    


Powoli otwieram oczy. Mija kilka sekund zanim zdołam przywrócić umysł do stanu pełnej świadomości. Gdzie jestem? Podpieram się rękoma o zimną posadzkę, na której leżę i próbuję usiąść, choć przyprawia mnie to o niewielkie trudności. Dźwięk strzelających kości i lekki ból mięśni tylko utwierdza mnie w przekonaniu że moje ciało było długo w bezruchu. Na ile straciłam przytomność? Kilka godzin? Dni?

Kiedy udaje mi się opanować zawrót głowy rozglądam się wokół siebie i w momencie przypominam sobie wydarzenia z ostatnich kilku dni. 

Obóz. Szkolenia. Badania. Włamanie się do laboratorium. Ukucie w szyję. Upadek i utrata świadomości.

Teraz zdaję sobie sprawę, że nie jestem sama. Razem ze mną jest tutaj kilkanaście lub więcej osób. To inni uczestnicy, z którymi przebywałam przez ostatnie trzy tygodnie. Każdy z nich wydaje się być równie zdezorientowany co ja. Jeszcze raz przejeżdżam wzrokiem po pomieszczeniu. Wszystkie ściany, łącznie z podłogą i sufitem pokryte są metalowymi, masywnymi płytami. Zero okien. Zero drzwi. Jedyne oświetlenie pada z paru identycznych żarówek umieszczonych w idealnej symetrii na suficie, dzięki czemu w pomieszczeniu panuje półmrok.

Właśnie dociera do mnie, że pokój, w którym się znajdujemy tworzy jakąś foremną figurę geometryczną, a w każdym z jej kątów siedzi dokładnie jedna osoba. Perfekcja. Typowe dla tych szurniętych ludzi, którzy postanowili nas tutaj umieścić. Każdy z nas zapewne dostał proporcjonalnie odmierzoną dawkę tej substancji odurzającej, żebyśmy wybudzili się w tym samym czasie.

— Alice? — dociera do mnie znajomy głos. Spoglądam w kąt znajdujący się po mojej prawej stronie.

Mike. Odczuwam ulgę, że jest tutaj. Jego obecność sprawia, że choć przez chwilę czuję się normalnie. Podświadomie odczuwam jednak przerażenie i żal. Cokolwiek się z nami stanie Mike będzie w tym uczestniczył. Na samą myśl, że mogę go stracić ogarnia mnie panika. Już mam zamiar wstać i udać się w jego stronę, ale zdaję sobie sprawę, że coś krępuje moje ruchy. Mój prawy nadgarstek oplata zaciśnięta, metalowa obręcz, która umocowana jest solidnym łańcuchem do ściany. Świetnie.

Szarpię gwałtownie dłonią, choć oprócz bólu nie przynosi to żadnych skutków. Spoglądam na moich towarzyszy. Każdy jest przymocowany w ten sam sposób do swojego kąta. Część z nich wykonuje daremne próby uwolnienia się, kilka osób krzyczy, jeszcze inni siedzą nieruchomo, opierając się plecami o ścianę, jakby właśnie zdali sobie sprawę, że wszystko jest zależne tylko i wyłącznie od organizatorów. I mają rację.

Jesteśmy jak szczury doświadczalne. Zamknęli nas tutaj, tylko oni wiedzą w jakim celu i mogą z nami zrobić co im się żywnie podoba. Nienawidzę ich.

"Witam was i cieszę się, że zechcieliście uczestniczyć w naszych badaniach."

Moje myśli przerywa męski, donośny głos. Nie wiem skąd dokładnie pochodzi, ale mam wrażenie, że ze wszystkich stron tego pomieszczenia. Nie sposób go nie usłyszeć.

"Miejcie świadomość, że jesteście tutaj w bardzo ważnym celu, który w sposób diametralny odmieni ludzkość. My i wasi przodkowie zawsze będziemy o tym pamiętać i okazywać wam wdzięczność do końca naszych dni."

Czuje mocny uścisk w piersi. Nie wiem czy jest to spowodowane przerażeniem czy złością i nienawiścią, którą w tym momencie odczuwam.

"Za chwilę otworzą się drzwi, które umożliwią wam przejście do etapu numer jeden. Waszym zadaniem będzie przebycie stu kilometrów w kierunku północnym, gdzie w miejscu docelowym czeka na was kolejna dawka informacji. Macie dokładnie dwie doby. Po upływie tego czasu, strefa pierwsza zostanie unicestwiona. Jeżeli nie zmieścicie się w czasie będzie to dla was równoznaczne ze śmiercią. To samo stanie się z wami jeśli nie opuścicie pomieszczenia w przeciągu sześćdziesięciu sekund. Zaraz rozpocznie się odliczanie. Pamiętajcie, że wykonywanie naszych poleceń jest waszą jedyną szansą na przeżycie. Powodzenia."


The Only WayWhere stories live. Discover now