#15 - Deskorolka

100 15 51
                                    


Antek przyszedł, kiedy leżałam wtulona w niezadowolonego z tego faktu Hitlera. Usiadł w moich nogach i zaczął głaskać mnie po łydce, jakby chciał mnie uspokoić.

— Coś się stało? — zapytał, kładąc się w końcu tak, abym musiała na niego patrzeć. Kot najeżył się i zwiał, przy okazji zostawiając mi do kolekcji kolejne szramy na rękach.

— Nie, nic — odpowiedziałam, zamykając oczy. Nie potrafiłam patrzeć na Antka.

Byliśmy niesamowicie do siebie podobni. Dwa rude kocurki, które przyszły na świat, by sprawiać radość innym. I owszem, robiliśmy to. Antek był na tyle przystojny, że nikt nigdy nie wyzywał go od rudzielców. Może było to zasługą jego przepięknych, okolonych ciemnymi rzęsami oczu? A może jego nienagannych manier?

Mało kto znał mnie tak jak Antek. Był moją pierwszą miłością, bohaterem. Zupełnie inny niż ja, cudowny matematyk, dziecko szczęścia. Wystarczyło, że na mnie spojrzał, a już wiedział, że coś poszło nie tak, że mnie zranił, że było mi smutno czy przykro.

— Widzę przecież — mruknął, nosem szturchając mnie w policzek. Poczułam jego oddech na skórze. — Jeżeli to moja wina, po prostu powiedz. Nie chciałem, abyś była świadkiem takiej sytuacji, ale nie sądziłem, że od razu wpadniesz mi do pokoju. Przepraszam, jeżeli cię to w jakiś sposób uraziło czy zniesmaczyło.

— Nie o to chodzi, Antoś. — Otworzyłam oczy, by spojrzeć mu w twarz. Miał tak ślicznie zarysowaną oblamówkę wokół źrenicy, zawsze o takiej marzyłam. — Jestem po prostu zazdrosna. Zazdrosna o twoje życiowe doświadczenie, o twoje szczęście. O twoje związki. Mnie nigdy się nic nie udaje. Chłopak, który mi się podoba to totalny palant, który chciał mnie przelecieć, gdy się odpindrzyłam. Przypałętał się do mnie jakiś koci fetyszysta, który...

— Koci fetyszysta? — przerwał mi, ściągając brwi.

— Tak, najgorszy tym w szkole, synalek dyrektora. Twierdzi, że jestem podobna do kota i przyczepił się do mnie jak rzep psiego ogona!

— To chyba nie dość dobre porównanie. — Antek uśmiechnął się pod nosem.

— Cicho, nie znasz się! Mniejsza o to. Wiesz, co ten zboczeniec dał mi na mikołajki? Kocie uszy i obrożę! Jeszcze dodał, że chce, żebym mu MIAUCZAŁA, rozumiesz?

— Siostrzyczko, ty i takie zabawy? — Uśmiech Antka jeszcze bardziej się poszerzył.

— Daj spokój. Po prostu nie wiem, co mam zrobić. On jest dziwny i trochę straszny, ale coraz bardziej zaczyna mi się to podobać. Ma tak ciemne oczy... To zupełnie inny brąz niż nasz. Jego oczy są niemal czarne i... — Ukryłam twarz w poduszce i krzyknęłam z frustracji.

— Nie dowiesz się, dopóki nie spróbujesz, przecież wiesz, że na tym polega świat. Nie zakochasz się w nim od pierwszego wejrzenia, Mel. Potrzebujesz człowieka poznać, żeby wiedzieć, czy chcesz z nim być.

— Ale on jest moim zupełnym przeciwieństwem, Antek!

— Przeciwieństwa się przyciągają.

— Ale miłość to chemia, a nie fizyka. On jest jak kwas, a ja jestem jak woda. Jeżeli wejdę do jego świata, to będzie jak...

— Pamiętaj, chemiku młody, lej zawsze kwas do wody. Wiem, to w końcu dewiza dziadka. Ale ty nie jesteś jak woda. Ktoś tak nieskazitelny nie nazwałby kota Hitlerem. — Teraz to i ja się uśmiechnęłam. — Spróbuj, jeżeli będzie ci z nim źle, to sobie odpuścisz. Możesz przeżyć fajną przygodę! Ale jeżeli...

— Jeżeli co?

— Jeżeli będziesz chciała zacząć się z nim... No wiesz, no...

— Wykrztuś to wreszcie!

Nie taki #badboy strasznyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz