#16 - Wigilijny Serafin

119 16 40
                                    

Tak naprawdę nie spodziewałam się Serafina na wigilii. To nie były jego klimaty – cisza, spokój, błoga, względna normalność. Nasza soreczka zajęła miejsce na samym środku stołu. Całe dwadzieścia cztery osoby siedziały wokół niej, śmiejąc się i zajadając najróżniejszymi smakołykami. Dowiedziałam się, że taka rodzinna wigilia to tradycja. Rzadko która klasa decydowała się na coś więcej niż ciasto i napoje, a koło teatralne rok w rok przynosiło domowe potrawy.

Atmosfera była naprawdę świąteczna. Śpiewaliśmy kolędy, fałszując, ile się dało, ale nikt nikogo nie krytykował. Nikt nie mlaskał i nie siorbał, chociaż barszcz był gorący. Adam siedział obok mnie i zabawiał rozmową o swoim bracie i jego niewyparzonej gębie.

Z opowieści Adama wynikało, że Maciek był w moim wieku, ale nijak nie dało się go zmotywować do czegokolwiek. Próbowano już wielu sposobów, ale ten tylko siedział w swoim pokoju i albo grał w gry, albo brzdąkał na swojej gitarze, nie bacząc na innych. Potrafił w środku nocy wyjść z domu i wrócić następnego dnia wieczorem, nie dając przez ten czas znaku życia.

Adam miał jeszcze młodszą siostrę, która była ponoć oczkiem w głowie Maćka z syndromem starszego braciszka.

— Mam wrażenie, że zaczął patrzeć na ciebie jak na Ulę — wymsknęło mu się w pewnym momencie. — Jakbyś była idealną młodszą siostrą.

— Bo jestem — odpowiedziałam, upojona swoim szczęściem.

Lubiłam Adama. Mimo tego, co na jego temat mówił Serafin, ten chłopak skradł w całości moje serce. Było mi szkoda, że nie patrzy na mnie tak, jakbym tego chciała, ale przecież mogłam wzdychać do niego w ciszy, a kiedy już poznałby mnie już dobrze, zakochałby się we mnie, zaczął szanować, wzięlibyśmy ślub i mieli przecudnej urody dzieci.

Tak bardzo zasłuchałam (a może zapatrzyłam?) się w Adama, że nie zwróciłam uwagi, kiedy do klasy wszedł Serafin przebrany w strój świętego Mikołaja. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. Czerwony, wielki płaszcz wisiał na nim jak na wieszaku, czapka zsuwała mu się na oczy, a spodnie spadały przy każdym kroku. Na plecach niósł wypełniony czymś worek na buty. Byłam pewna, że nie należy do niego i od razu zaczęłam się zastanawiać, komu go zwinął i czy ten ktoś o tym wie.

Jednakże cała ta przebieranka była niesamowicie urocza i podbiła moje serce.

Może Serafin rzeczywiście nie był aż tak bardzo zły, jak mi się na początku wydawało? Każdego dnia poznawałam go coraz lepiej. Opowiadał mi co rano o tym, jak spędził wieczór i o tym, jak bardzo nie chciało mu się robić lekcji, ale ojciec mu kazał i groził obcięciem kieszonkowego. Opowiadał o swoim nowym hobby, to znaczy o robieniu kolorowych drinków, którymi obiecał mnie w przyszłości uraczyć. Opowiadał o wszystkich spotkanych danego dnia kotach, a kiedy mówił o ich futerkach, łapkach i ślepkach, oczy świeciły mu się jak małemu dziecku na widok cukierków lub lizaków.

On naprawdę chciał mieć kota.

— Ho, ho, ho, drogie dzieci — odezwał się, próbując modulować głos. Słabo mu to wyszło, ale przecież liczyły się chęci, prawda? — Udało mi się w końcu do was dotrzeć. Wybaczcie mi, proszę, to spóźnienie. Czy mogę usiąść z wami do stołu? Trochę się zmęczyłem.

Natychmiast znalazło się wolne krzesło, czysty talerzyk oraz kubeczek, który natychmiast wypełnił się wiśniowym sokiem. Serafin rozsiadł się, rozkładając szeroko nogi.

— Mam dla was jak na razie po słodkim upominku, bo dzisiaj jestem pieszo. Jak będę z reniferami, dostaniecie coś więcej.

Sef puścił worek między ludzi. Kiedy dotarł do mnie, wyjęłam z niego czekoladę o smaku toffi i mimowolnie się uśmiechnęłam. To było miłe z jego strony. Naprawdę miłe.

Gdy podałam torbę dalej, spojrzałam na Serafina i nasze oczy się spotkały.

Poczułam się tak po raz pierwszy w jego obecności. Serce zaczęło mi momentalnie bić szybciej, ale nie widziałam ku temu żadnego powodu. Jego ciemne tęczówki wpatrywały się we mnie z uśmiechem, który widniał również na ustach. Tylko że to nie był dwuznaczny uśmiech, tak jak te zwykłe, którymi raczył mnie każdego dnia. Ten był inny. Ciepły, delikatny. Czułam, że wyraził nim więcej, niż kiedykolwiek wcześniej, kiedy opowiadał mi o swoim życiu.

To był Serafin, w którym mogłabym się zakochać.

Oczywiście, że chciałabym spróbować. Ale tak naprawdę nie wiedziałam, czy Serafin chce związku czy nie. Chciał na pewno spróbować ze mną wyuzdanego seksu, podczas którego by mnie związał i ciągnął za obróżkę, prosząc, bym miauczała jego imię. Nie byłam ani psychicznie, ani fizycznie gotowa na spełnianie jego erotycznych fantazji.

Coś mi jednak w tym wszystkim nie grało. Serafin tak nagle nie mógłby zrobić dobrego uczynku. No, chyba że przestraszył się tego noża z popołudnia.

Albo coś przeskrobał.

Kiedy o tym pomyślałam, już wiedziałam, że mam rację. Dostrzegłam niedomytą krew na czole, ukrytą pod niby przypadkiem opadającymi włosami. Zauważyłam, jak delikatnie obchodzi się z dłońmi, które najwyraźniej były ostro poranione, bo widniały na nich ślady wbijanych paznokci.

Pierwszym, o czym pomyślałam, była bójka. Ale przecież to u niego normalne. Tłukł się z kimś co najmniej raz dziennie, fuczał na pierwszaków, a jak jakiś coś mu odburknął, to od razu zaczynał skakać. Potem jednak zorientowałam się, że nie znam żadnego chłopaka o tak długich paznokciach, które zostawiłyby tak głębokie ślady.

To były ewidentnie kobiece zadrapania.

Więc co takiego robił Serafin, zanim pomyślał, że musi mi to jakoś wynagrodzić?

Bił się z jakąś laską, czy... złapało go sumienie, że bzyknął się z którąś, starając się o mnie i dodatkowo dał się podrapać

Chciałam w tamtym momencie zobaczyć jego plecy. Chciałam wiedzieć, czy moje podejrzenia są prawdziwe, czy po prostu coś sobie ubzdurałam.

Wyjęłam telefon, bo niegrzecznie było wstawać od stołu w takim momencie.

Odwieziesz mnie dzisiaj do domu?

Spojrzał najpierw na ekran, później na mnie.

Oczywiście, Kotku, nie ma sprawy. Stało się coś?

W duchu parsknęłam śmiechem.

Nie, nic, to tylko atak zazdrości – prawie napisałam, jednak w ostatniej chwili się wycofałam.

Nie, nic, tylko tata musiał oddać samochód do mechanika – wyklikałam, czując, że kłamanie wychodzi mi coraz lepiej.

Już nie mogłam się doczekać końca. Liczyłam minuty, aż wybije osiemnasta i wszyscy zaczną się zbierać, a wtedy ja zniknę niepostrzeżenie i dowiem się, czy moja nieuzasadniona zazdrość posiada jakieś logiczne podwaliny.


Muszę dokonywać trudnych decyzji, dlatego rozdziały nie będą się już pojawiać codziennie. Najbliższe publikacje przewiduję w dni:

8.04 - środa

10.04 - piątek

13. 04 - poniedziałek

Trzymajcie się ciepło!

Nie taki #badboy strasznyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz