Pov. Kuro
- Ej, chłopaki, chyba wywaliło korki! - parsknął rozbawiony Lev, maltretując długim palcem przełącznik światła w korytarzu.
Staliśmy całą drużyną w hallu, patrząc w głąb ciemnych pomieszczeń naszego domku letniskowego. Burza szalała za oknem, targając drzewami na wszystkie strony. Bus już dawno odjechał.
Nasz trzydniowy urlop w górach połączony z treningiem właśnie się rozpoczął, a do północy zostało dobre pięć godzin.
- Widzicie: Jesteśmy na drugim końcu świata, bez światła, aktualnie prawie bez jedzenia - zacząłem z lekką kpiną, próbując ich przestraszyć. - Jeśli będziemy mieli szczęście to nic nas na tej górze nie zaatakuje - wzruszyłem ramionami. - Cóż, dopóki nie przyjdzie prąd chyba będziemy zmuszeni zebrać się w jednym pomieszczeniu przy świeczkach i...
Przerwałem, gdy mała, drobna postać śmignęła tuż przy moich nogach. Kenma bez słowa rzucił się w stronę gniazdka i zaczął na siłę kilka razy wpychać w nie ładowarkę od telefonu.
Yamamoto zarechotał gardłowo. Westchnąłem cicho.
No tak, wliczając to, że telefon rozładował mu się już w busie, pod koniec trasy, bo cały czas grał w jedną ze swoich ulubionych gier, to jego panika była tutaj zrozumiała.
- Daj spokój, Kenma, będziemy się świetnie bawić - mruknąłem, chwytając go w pasie. Chłopak drgnął i uczepił się paznokciami drewnianej podłogi. Mogłem go spokojnie porównać do małego kociaka. Nie miał wystarczająco siły w rękach i tak jak dzieci podnoszą bezbronne, trzęsące się kocięta, tak mnie bez problemu udało się pociągnąć go do góry. Speszył się lekko, stając obok.
Kozume nie lubił dotyku, a raczej po prostu się go bał. Zawsze traktował wszystkich na dystans, nawet mnie, mimo że znałem go na wylot od małego dzieciaka. A to ja pożyczałem mu swoją ulubioną czerwoną ciężarówkę, w momentach, gdy gubił swoje zabawki w piaskownicy.
Kenma od zawsze poruszał się w swoim własnym świecie. Był bystry i inteligentny, a mimo to potrafił zgubić się w mieście, idąc z całą drużyną. Fascynował się swoimi grami, stroniąc od ludzi i zamykając się w sobie. I choćbym nie wiadomo jak wiele razy przebijał się przez bańkę bezpieczeństwa, którą utworzył wokół siebie, to zawsze powracała do swojego pierwotnego stanu. Jednego dnia udawało mi się go rozśmieszyć i namówić na wspólne oglądanie serialu, a już następnego znowu siedział z nosem w konsoli z dala od innych. Czy miałem mu to za złe? Oczywiście, że nie. Był taki odkąd pamiętam. Zawsze czułem się za niego odpowiedzialny. Tym bardziej cieszyłem się, że niewielu ludzi widzi momenty jego słabości. Jego lekki uśmiech pod wpływem rozbawienia, śmiejące się oczy... Kochałem widzieć go w takim stanie... A teraz nadażyła się do tego doskonała okazja.
- Do salonu! - zarządziłem, chwytając blondyna pod ramię, aby zrobić krok w przód. Reszta drużyny ruszyła za nami.
- Lev, wyjmij z mojego plecaka świeczki - rozkazał Yaku, kiedy zaczęliśmy rozkładać się przy stole.
- Dobrze, Yaku-san!
- Nie biegaj, bo się poślizgniesz!
Ostatecznie było przyjemnie. No, nie licząc tego, że kiedy kazaliśmy Kenmie podpalić jeden lont, poparzył się lekko, bo trzymał zapałkę nieco za długo.
Siedzieliśmy w salonie w krzywym okręgu. Jedni na podłodze, drudzy na kanapie i małych pufach. Płomienie świec oświetlały lekko całe pomieszczenie. Burza za oknem dodawała miłego, przerażającego klimatu.
- Kuro, mogę twój telefon? - usłyszałem cienki głos po swojej lewej stronie. Kenma patrzył na mnie bez wyrazu, ale jego bursztynowe oczy lśniły, odbijając światło.
CZYTASZ
Haikyuu ONE-SHOTS (yaoi)
De TodoSiatkówka jest ważna... ale każdy czasem potrzebuje odrobiny miłości. Kiedy uderzasz piłkę, świat ze zdwojoną siłą rzuca ci kłody pod nogi... O ile miłość można nazwać kłodą... Może po prostu czasami warto temu ulec? Zbiór one-shotów z Haikyuu (naj...