- Cissian - szepnęłam, gdy on uśmiechnął się do mnie i puścił mi oczko.
- Cześć, dawno się nie widzieliśmy.
- Tak, w zasadzie od momentu jak mnie porwałeś.
- Nie miej za złe, takie były rozkazy - spojrzał na mnie po czym w kierunku rannych, a jego uśmieszek przygasł.
- Wiem.
- Rozszarpie te kundle! - wrzasnął król. Skupiłam się na Monice i Cassianie, że nie słuchałam o czym rozmawili ranni mężczyźni z braćmi Mikelson. Zaczął klnąc pod nosem, dłonią przecierając czoło.
- Czym się tak narazili wilkołakom? - spytałam szeptem.
Monika stała za mną w milczeniu i tylko przyglądała się całemu zajściu i wściekłemu Aleksandrowi, który ewidentnie nie mógł wytrzymać w jednym miejscu.
- Król kazał śledzić poczynienia wilkołaków i przekazywać zebrane informacje o nich - po chwili odpowiedział Cassian.
- Mieli być jego szpiegami?
- Tak, ale jak sama widzisz zostali złapani - spojrzał na mnie, a usta zacisnął w wąską linie - Te wilkołaki są z watahy " Pół Księżyca" naszymi najsilniejszymi i odwiecznymi wrogami. Zawsze atakują w dużej liczbie i...
- Jak uciekliście? - Antonii stał już za bratem zagłuszając ostatnie słowa Cassiana.
- Nie uciekliśmy.
- Nie kpij, powinni was zabić - Aleksander zrobił kilka kroków do przodu.
- Tak, powinni... Ale mamy przekazać Ci wiadomość Panie.
- Jaką wiadomość?
- Że jeszcze raz wyślesz szpiegów na niego, to nie będzie już taki łaskawy i przyjdzie również po ciebie - wychrypiał, zaciskając mocniej dłoń na brzuchu.
Żal mi było Charlesa, bo tak z tego co słyszałam nazwał go król. Mógł zginąć, a nie dużo mu brakowało sądząc po jego obecnym stanie. Krwotok nie ustawał, a bardziej się powiększał.
- Aleksandrze, trzeba go zanieść do pokoju żeby odpoczęli i oczyścić rany - Podeszłam do niego bliżej, ściągając na siebie wszystkie spojrzenia tu zebranych.
Wskazałam palcem na nieprzytomnego.
- Owszem, ale w ich krwi jest werbena, nikt ich nie dotknie... Po za tobą.
Zmarszczyłam brwi.
- Jak to?
- Znowu trzeba Ci wszystko tłumaczyć- pokręcił głową.
- Królu - powiedział Antonii.
- Dobrze, dobrze... Ponieważ werbena działa na nas jak trucizna. Była stosowana również jako broń przeciw wampirom. Wykonywano przy jej pomocy takie rzeczy jak: liny, kołki i naboje nasączone werbeną, bądź biżuteria, chroniąca przed urokami, która zawierała dodatek tego chwastu.
No proszę więc wampiry boją się rośliny? Coś takiego. Czytałam, że pali ich słońce, co w rzeczywistości się nie sprawdza, krzyż lub woda święcona. Nie przypuszczałam że jest to werbena.
- Widziałam jak Antonii wyjął odłamek drewna namoczonym w tym. To was pali.
Podszedł do mnie i objął mnie w tali ręką, pociągając do przodu. Usiłowałam się wyrwać, ale trzymał mocno, za mocno. Drugą złapał mnie za nadgarstek. Ukucnął przy nie przytomnym wampirze, pociągając mnie za sobą.
- Nawet nie wiesz jak bardzo to pali. A może tego doświadczysz? - uśmiechnął się przebiegłe, co wydało mi się straszne.
- Nie chcę - powiedziałam szarpiąc się.
- To jest Cyprian. - wskazał na zakrwawionego chłopaka przed
nami - W jego krwi, jak i Charlesa płynie werbena, przez co nie mogą się uleczyć, a ja ich dotknąć.To są obrażenia, po których człowiek na pewno by nie wyszedł cało. No Ba, nie przeżyłby, więc jak u wampirów rany goją się natychmiastowo nie stwarza to dla nich zagrożenia. Jednak przez roślinę w jego ciele, tak się nie dzieje, a wręcz przeciwnie. Rany się zamykają, a na powrót otwierają jeszcze głębsze, więc jest możliwość że umrą jak szybko się jej nie wydostanie z krwi.
- A co ze mną? Ja też jestem poniekąd nieśmiertelna.
- Właśnie "poniekąd". Nie wiemy jak zadziała na ciebie, więc bądź tak miła i to sprawdź - z jego twarzy nie znikał ten przeraźliwy uśmieszek. Spojrzałam za jego ramię, a wszyscy zebrani skierowali swój wzrok na mnie z zaciekawienia, wliczając w to Antoniego.
Cóż też jestem ciekawa czy werbena na mnie podziała, czy też nie.
Wyciągnęłam rękę przejechałam po brzuchu Cypriana.
To nie było przyjemne uczucie, gdy jego krew zaczęła skapywać z moich palców, ale po za tym niczego nie czułam. Zero jakiegokolwiek pieczenia, czy zaczerwienienia skóry. Jedynie niechęć.- Tak jak myślałem - król odsunął kosmyki moich włosów, a jego usta niebezpiecznie blisko zbliżyły się mojego ucha - Jesteś na to odporna.
Po tych wyszeptanych słowach puścił mnie i wstał. Na moim nadgarstku pozostawił ślad po uścisku.
Wyjął z kieszeni niewielką chusteczkę i rzucił mi ją na kolano. Wytarłam w nią rękę i odrzuciłam na bok, gdy już prawie że czystą ręka potarłam nadgarstek.- Ejjj - przykucnął obok mnie Antonii.
- Wszystko dobrze - uśmiechnęłam się drętwie.
Spojrzałam na Charlesa, który z bólu i z braku sił zaczął ledwie trzymać się na kolanach i podtrzymującej się jednej ręce. Widziałem jak powoli jego siły życiowe go opuszczają, aż nie wytrzymałam i objęłam go mocno, żeby nie upadł na zimną podłogę. Nie miał w tej pozycji do niej daleko, ale nie chciałam, żeby jak i jego towarzysz stracił przytomność.
Nadal miał pochyloną głowę, gdy go obejmowałam, tylko delikatnie ją obrócił by na mnie zerknąć.
Jego przyciśnięta do rany ręka nie zatrzymywała krwawienia, gdyż po między jego pracami przepływała krew. Czułam się dziwnie na ten widok, i nogi mnie zaczęły mrowić, ale nie dawałam tego po sobie poznać.
Sięgnęłam po chusteczkę i tymczasowo przycisnęłam do rozcięcia, jednocześnie zdejmując jego rękę z niej. Chyba nie był tym zadowolony, ale i nie miał siły by mi się przeciwstawić.
CZYTASZ
Należysz do mnie KOCHANIE
VampireCordelia żyła w przeświadczeniu, że jest zwyczają dziewczyną z trudną przeszłością. Nawiedzały ją w nocy koszmary o śmierci kobiety, a ona sama była jeszcze dzieckiem. Nagle zostaje porwana i zmuszona do życia w obcym dla niej miejscu. Życie Cordel...