|11| porzucone bagaże i połamane serca

763 40 89
                                    

Święta minęły spokojnie. Pomijając fakt, że cała moja rodzina patrzyła to na mnie to na Shakera podejrzliwie, rzucając jednoznaczne uśmieszki. Ignorowałam to, skupiając się na zawartości mojego talerza, a poza posiłkami wymykałam się z domu, byle tylko nie skonfrontować się z którymś z członków mojej rodziny, a co gorsza z Shakerem.

Pomimo tego wigilijnego incydentu, jakoś nie mogłam mu teraz spojrzeć w oczy. Nie wiem co mi wtedy strzeliło do głowy - może kilka kieliszków wina za dużo, a może ta nieszczęsna jemioła. Wiedziałam tylko, że budziło to we mnie niezrozumiałe poczucie wstydu i nie chcę o tym rozmawiać.

W drugi dzień świąt pożegnałam się miło z całą moją rodziną i wpakowałam razem z Shakerem do auta. Było to niewątpliwie niekomfortowe rozwiązanie dla nas dwojga, ale niestety byliśmy jedynymi osobami jadącymi w stronę naszego miasta, a na moją rodzinną wieś nie dojeżdżały żadne autobusy.

- Masz wszystko? - zapytałam wkładając kluczyk do stacyjki.

- Tak - mruknął zapinając pasy.

Zacisnęłam palce na kierownicy i wyjechałam z podjazdu.

Podróż się dłużyła. Nie rozmawialiśmy ze sobą, ale raz po raz zerkaliśmy po sobie na ułamek sekundy, jakby z obawą, że druga osoba to zauważy.

- Wszystko w porządku? - Odezwał się w końcu.

Zerknęłam w lusterko, starając cię uniknąć rozmowy.

- Ta.

- Dobrze było zobaczyć rodzinę po tylu miesiącach?

- Ta.

Cisza. Shaker zabębnił palcami w drzwi po czym spróbował po raz ostatni:

- Masz jakieś plany na Sylwestra?

- Ta.

Chłopak westchnął głośno, zakrywając twarz dłońmi.

- Powiesz mi w końcu co się dzieje? Od dwóch dni się do mnie nie odzywasz, nie mam pojęcia o co ci chodzi. Czy.. - zawahał się. - Wtedy zrobiłem coś czego nie chciałaś? Bo jeśli tak..

- Nie - przerwałam mu, mimowolnie dotykając śladów przy obojczykach. - Po prostu..

Poczułam jak zabiera moją dłoń ze skrzyni biegów i splata palce. Pierwszy raz spojrzałam na niego dłużej niż sekundę. Brwi miał zmarszczone, jego ciemne świetliste oczy przeszywały na wskroś. Chciał pomóc. Chciał wiedzieć co się dzieje. A już na pewno nie chciał sprawić mi krzywdy.

- Zdałam sobie sprawę, że to beznadziejny pomysł.

- Nie rozumiem.

- Shaker.. - zaczęłam, zmieniając pas. - Prawie się nie znamy. Spotkaliśmy się zaledwie parę razy. Źle się czuję z tym co się wydarzyło.

Skrzywił się.

- Czujesz się źle, bo pocałowałaś chłopaka po czterech miesiącach znajomości? Rzeczywiście, idź od razu do spowiedzi.

Zachmurzyłam się.

- O co tak naprawdę chodzi Willow?

- Nie widzisz tego? Za wiele nas różni. Boję się twojego świata i.. wiem, że sobie w nim nie poradzę. To dla mnie po prostu za dużo.

- Przesadzasz - zaprotestował. - My..

- Doprawdy? Jestem sprzątaczką, Shaker. Zarabiam grosze i ledwo stać mnie na czynsz. Jestem ze wsi. A ty.. ile zgarniasz za jeden sezon? Albo nie, nie odpowiadaj, bo jeszcze mój komornik umrze ze śmiechu. Gdzie nie pójdziesz wszyscy cię znają, proszą o autografy. Jesteś ode mnie młodszy i z miasta. Pierwszy raz w życiu widziałeś kurnik.

- Ej, nieprawda.

- Shaker, uciekałeś przed kogutem.

- Bo mnie gonił! Słuchaj, jakie to ma znaczenie? Dogadywaliśmy się świetnie i jakoś nigdy to nie było problemem. Co się zmieniło?

Milczałam. Po kilku kilometrach zdołałam wykrztusić.

- Bo wcześniej relacja z tobą nie wydała mi się tak realna.

Chłopak ścisnął moją dłoń.

- I co w tym złego? - zapytał cicho.

Wyplątałam rękę.

- Skoro tego nie rozumiesz to chyba najlepszy przykład tego, że ten rok różnicy dużo zmienia.

Coś pękło. Chłopak odsunął się, a jego oczach odczułam ślad urazy, która po chwili przemieniła się w gniew.

- Nazywasz mnie niedojrzałym? - spytał. - Śmieszne. Bo z naszej dwójki to nie ja uciekam przed pierwszym lepszym problemem. Nie ja boję się zobowiązań. Ale jasne, to wina tego, że spędziłem na tym świecie kilka miesięcy mniej niż ty - rozpiął pasy. - Zatrzymaj się.

Zjechałam na pobocze, nie zdejmując wzroku z jezdni.

Shaker wysiadł.

- Znajdź sobie kogoś, kto spełni twoje oczekiwania - powiedział. - Chociaż może być ciężko, kiedy odrzucasz ludzi, którzy chcą tylko twojego dobra.

Nic nie odpowiedziałam. Nawet nie spojrzałam w jego stronę

Trzasnął drzwiami i odszedł.

Wjechałam z powrotem na pas. Droga do domu, chociaż trwała tylko kilkanaście minut, była jeszcze gorsza niż cała poprzednia część trasy.

W końcu zaparkowałam pod moim blokiem. Rzuciłam wzrokiem na tylne siedzenie i dostrzegłam czerwono-żółtą, sportową torbę. Rzeczy Shakera, których zapomniał zabrać. Ze środka wystawał rękaw bluzy - takiej samej, jaką dał mi kilka miesięcy temu.

Oparłam głowę o fotel kierowcy i przestałam hamować lecące łzy.

***
no siema;DDD

płacząca wierzba || supa strikasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz