Rozdział XXVII - Marzenie o wolności

994 99 8
                                    

Pierwsze promienie słońca wpadały do pomieszczenia przez niedokładnie zasunięte zasłony. To jednak nie one zbudziły mężczyznę. Zrobił to jego towarzysz próbujący wyślizgnąć się z jego objęć. Brunet jednak objął go mocniej, zatrzymując przy sobie.

- Edwardzie... znów próbujesz wymknąć się z samego rana. Wszyscy jeszcze śpią. Więc my też możemy.

- Właśnie dlatego, że wszyscy śpią, powinienem stad zniknąć. Nie uważasz, że to byłoby skandaliczne, gdyby ktoś zauważył, jak opuszczam twoją sypialnię nad ranem?

- Iście skandaliczne. Jednakże przynajmniej służba miałby tematy do dyskusji. Ciekawsze niźli pogoda czy plotki na temat moich innych zatrważających występków.

Mężczyzna zaśmiał się lekko i posłał młodszemu rozbawione spojrzenie.

- Być może panicz nie powinien dawać im powodów do plotek.

- Ależ nieważne co zrobię, wkrótce słyszę, jak o tym szepczą. Nic na to nie poradzę. Jestem zawsze w centrum ich uwagi. Wystarczy, że zamienię dwa zdania z jakąś młodą damą i nagle jest ona moją sekretną kochanką. Wyjdę na krótki spacer, ale oczywiście tak naprawdę chodzę na schadzki.

- A nie jest tak?

- Cóż... w zasadzie tak. Skandaliczne samo w sobie. Jak myślisz, co by zrobili, gdyby dowiedzieli się, że schadzam się z tobą?

- Myślę, że panna O'Kelly zemdlałaby z szoku i oburzenia.

- Och zapewne. Niemniej być może lepiej by rozprawiali o moich romansach, niźli mieliby szeptać między sobą i zgadywać, kiedy w końcu...

- Williamie.

Brunet przerwał, słysząc ton towarzysza. Spojrzał na niego i zobaczył to, co ostatnio widywał dość często. Próby ukrycia współczucia, lecz także dyskomfortu.

- Nie mówmy o tym... Mamy nowy dzień. Powinniśmy zacząć go dobrze.

- ... Tak... Zapewne masz rację. Zacznijmy go dobrze.

Przysunął się do szatyna i pocałował go długo i namiętnie. Przylgnął swoim nagim ciałem do jego i przesunął dłonią po piersi mężczyzny. Ten zamruczał cicho w jego usta.

- Jesteś taki prowokacyjny Williamie... I nienasycony. Zamierzasz znów mnie uwieść i namówić do złego?

- Nie do złego. Do czegoś bardzo... bardzo przyjemnego.

- Może ponownie dam się zwieść... ale nie teraz.

Mężczyzna ucałował młodszego krótko, po czym delikatnie odepchnął i wstał z łóżka. William usiadł lekko rozbawiony. Nie rozumiał, dlaczego starszy aż tak się tym wszystkim przejmuje.

Przyglądał się, jak jego towarzysz zakłada bieliznę, a potem resztę ubrań. Edward miał ładne ciało. Szczupłe i zaskakująco umięśnione jak na człowieka nauki i sztuki. Był nieco Wyższy od Williama i bardziej... dojrzały. Brunet czuł się czasem przy starszym jak podlotek. Niekiedy czuł się też jak prawdziwy mężczyzna... wtedy kiedy Edward trzymał go w swoich ramionach i posiadał go... Tak wtedy William czuł się, jak mężczyzna.

Szatyn przejrzał się w lustrze, by sprawdzić, czy nie widać było po nim śladów niczego 'skandalicznego'. Najwyraźniej nie dostrzegł niczego, co mogłoby sprawić, by oskarżono go o spółkowanie z innym mężczyzną, gdyż wyszedł, uprzednio obrzucając nagie ciało William jeszcze jednym długim spojrzeniem brązowych oczu. Młodzieniec był przekonany, że nawet bez jego zaproszenia mężczyzna tej nocy także zapuka do jego drzwi. A on będzie czekał.

Złamane Obietnice [BxB]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz