Prolog

12 1 1
                                    

Siedzę na ławce znajdującej się na peronie dworca kolejowego i nerwowo się wiercę. Co chwilę zerkałam na zegar i denerwuję się coraz bardziej, bo pociąg powinien już dawno być. Obok ławki stoi moja niewielka walizka oraz torebka. Cały mój dobytek. Po tym co przeszłam, bardzo chciałabym już być daleko stąd. Daleko od całego tego gówna, w które się na własne życzenie wpakowałam. Na samą myśl moim ciałem wstrząsa dreszcz nienawiści. Jak ja mogłabym być taka głupia. Po moich policzkach zaczynają płynąć niechciane łzy.

Nagle z zamyślenia wyrwa mnie niewyobrażalny huk wybuchu, a następnie krzyki tłumu ludzi biegnących do wyjścia z dworca. Rozglądam się nerwowo dookoła, żeby zorientować się co to było. W końcu sama wołana instynktem samozachowawczym zerwałam się z ławki i zaczęłam biec za tłumem. Serce biło jak oszalałe, nie wiedziałam co się dzieje. Ludzi biegli i popychali się. A ja z nimi. Widziałam jak popychani ludzi upadali na ziemię, a inni biegli po ich ciałami nie zwracając na nich uwagi. Nagle poczułam, że mnie też ktoś popycha, a ja zaczynam tracić równowagę. Poczułam jak grunt usuwa mi się spod nóg, a ja lecę twarzą w dół. Runęłam jak długa uderzając głową o ziemię. Zamknęłam oczy i wiedziona jakimś podświadomym instynktem nakryłam jeszcze głowę ramionami i pomyślałam, że to już koniec, że ci uciekający w panice ludzie mnie stratują. Czułam, jak mnie kopią, jak przebiegają stopami po moim ciele. Czułam potworny ból na każdej części mojego ciała i bardzo chciałam, żeby to już się skończyło. Nagle przestałam cokolwiek czuć, zaczęłam tracić świadomość i nie widziałam już niczego. Odpłynęłam w ciemność. 

AmnezjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz