-Trzydzieści sześć terabajtów zostało pobrane. -grobową ciszę przerwał bezduszny głos Karen.
Na moją z deczka spoconą oraz wykrzywioną z bólu twarz wpełzł delikatny, ale jak najbardziej szczery uśmiech. Zaraz wszystko dobiegnie końca, wyjdę stąd i wrócę do siebie. Do tego pogrzebanego w brudzie pokoju, przepoconego materacu i szuflady w drewnianej szafce nocnej, w której to mam od dwóch lat ukryte magiczne narzędzia pomagające uciec mi od codziennych problemów. Alkohol i żyletki. Jednak tym razem oleję cudowny napój bogów i chwycę za jedną z metalowych piękności. Oczami wyobraźni już widziałem, jak jej błyszczącym końcem, który osobiście zaostrzyłem najlepiej, jak tylko potrafiłem zacznę otwierać stare rany. Będę ciąć się, a krew będzie wypływać strumieniami z moich żył, tętnic.. z mojego ciała. Będę otwierać ledwo co zabliźnione rany dopóki nie zemdleję z utraty krwi i..
Nie. Nie mogę znów zacząć powtarzać starych błędów tylko dlatego, że osoba, która była dla mnie miła widziała mnie w tym stanie. Wziąłem więc głęboki wdech i ignorując mroczki przed oczami, poderwałem się szybko do góry. Niemal od razu przekląłem w myślach swoją głupotę, bo zatoczyłem się lekko do tyłu, ale na szczęście refleks nie opuścił jeszcze mojego ciała, więc w błyskawicznym tempie złapałem się za krawędź stołu i lekko pochyliłem głowę do przodu.
Dam radę. W końcu przechodziłem już przez gorsze rzeczy.
-Przenieś je na.. -zawahałem się i w myślach zacząłem przeglądać zawartość mojego plecaka. -Cholera, zapomniałem dysku!
Moim ciałem nagle zawładnął wszechogarniający gniew, a trzeźwe myśli zeszły gdzieś na dalszy plan. W tym momencie nie obchodziło mnie to, gdzie jestem, kto na mnie patrzy, co pomyśli i co właśnie zrobię. No bo cholera jasna, jak można tak spieprzyć przygotowania do zadania! Ze zdenerwowania z całej siły uderzyłem w szklany stół Starka, tym samym dzieląc go na dwie niemalże równe połówki. Szkło nawet minimalnie nie zacięło mojej skóry, ale przy gwałtownym kontakcie z podłogą zmieniło się prawie, że w piasek. Drobny i sypki piasek. W tej samej chwili wszelkie otwarte na holoekranie pliki zniknęły, doprowadzając mnie tym samym do porządku.
-Kuuurwa.. -sapnąłem i odsunąwszy krzesło, usiadłem na nim.
Dlaczego nie potrafię nad sobą zapanować? Dlaczego muszę walczyć ze wszystkimi, nawet z samym sobą? Westchnąłem głośno i podniosłem uprzednio upuszczony bandaż, po czym widząc, że krew nie leci już tak intensywnie, zacząłem obwiązywać nim ranę. Jebać fakt, że był już cały we krwi. Kątem oka widziałem, jak Stark posyła zaniepokojone spojrzenie siedzącym naprzeciwko niego osobą, po czym po krótkiej wymianie na pierwszy rzut oka nic nieznaczących zdań, z cichym skrzypnięciem drewnianego krzesła wstał, po czym ociężałym krokiem zbliżył się do mnie.
-Wszystko w porządku? -zapytał, kładąc mi dłoń na ramieniu.
Nie kurwa, nic nie jest w porządku, jestem całkowicie załamany, mój umysł się sypie, nie panuję nad emocjami i czuję się jak..
-.. zwykłe gówno..
.. które nie zasługuje na szczęście. W końcu jestem tylko..
-.. nic nie wartym mordercą.
Zakryłem całą twarz trzęsącymi się dłońmi i ponownie zapominając, gdzie jestem, pozwoliłem sobie uronić jedną łzę, która była symbolem słabości. W końcu nie powiem tego szczerze, ale jestem nadal dzieciakiem. Głupim, skrzywdzonym dzieciakiem, który często nie odróżnia dobra od zła, pomocy od chęci skrzywdzenia, prawdy od kłamstwa. Dzieciakiem, który zapija smutki, tnie się dla odcięcia od rzeczywistości i nic nie umie zrobić dobrze. Nawet najprostszą rzecz potrafię zjebać, najprostszą rzecz pod słońcem -zhakowanie serwera. A dlaczegóż to? Bo cholera jasna, zapomniałem przenośnego dysku, na którego przeniosę pobrane dane!
CZYTASZ
Nie znasz mnie
Fiksi Penggemar"Usiadłem na wygodnym, wręcz luksusowym łóżku po raz pierwszy i powoli, jakby jeszcze nie dowierzając w to, co się wokół mnie dzieje, przejechałem dłonią po niewiarygodnie miękkim materiale, który okalał najpewniej cieplutką kołdrę. Pod nią to jakiś...