Tysiące liczb przewijało się przed oczami Łukasza Górnickiego, który przejrzawszy wszystkie możliwe fora okultystyczne, postanowił skończyć swój raport finansowy. Było wpół do pierwszej nad ranem, a on ślęczał przed komputerem. Raz za razem przecierał zmęczone oczy, które miały już szczerze dość tego sztucznego światła. Wieszcz słyszał chrapanie Mikołaja, dochodzące
z sąsiedniego pokoju.
— Zasnął nader szybko — powiedział Górnicki, przeciągając się na krześle. Czuł jak jego prawa noga lekko drętwieje, ale nie przejął się tym jakoś wielce. Ludzi takich jak on nie obejmowała służba zdrowia, a każda wizyta w szpitalu mogła wzbudzić pewne podejrzenia. W końcu to pożyczone ciało należało kiedyś do kogoś. Ktoś umarł, pozostawiając za sobą puste naczynie dla takich jak on. Dla ludzi, którym nie dane było umrzeć i na tym poprzestać. Doskonale pamiętał swoje zdziwienie, kiedy odkrył, że jednak nie przekroczył bram śmierci. A może przekroczył je tylko pozornie. Wiele razy w ciągu swojego życia odwiedzał własny grób i zastanawiał się, co zmieniło go w wieszcza. Czym zgrzeszył, że Bóg się go wyrzekł i nawet piekło nie chciało go przyjąć. Szybko zrozumiał, że wszystko dzieje się po coś. Umierał jako pisarz, sekretarz króla.
A teraz żyje jako księgowy i tłumacz pracujący dla małego wydawnictwa. Nocna pora wzmagała u niego refleksyjne myślenie. Zawsze padało pytanie: "Co by było, gdyby... ".
Łukasz wstał ociężale, ściągnął okulary i wyjrzał przez okno. Jeśli było coś, co było niebywałą zaletą bycia wieszczem, to umiejętności jakie z tym przyszły. Każdy wieszcz był stosunkowo silniejszy, zwinniejszy czy szybszy od zwykłego śmiertelnika. Byli też bardziej wytrzymali na urazy i mieli dość wysoki próg bólu. Ponadto, słyszeli odrobinę lepiej i można powiedzieć, że widzieli w ciemnościach. Lecz i tak to wszystko było za mało, by myśleć o samotnych wyprawach na potwory, a na wampiry w szczególności. Faktem było to, że on i inni znani mu wieszczowie robili sobie od czasu do czasu samotne wyprawy. Polowanie na potwory to jedno, ale udawanie zwykłego życia to drugie.
— Ciekawe co u Jana? — pomyślał, sięgając po telefon. Wiedział, że było już późno. I to bardzo. Mimo to, wybrał numer Kochanowskiego. W oczekiwaniu na sygnał, rzucił mimochodem: — Mam nadzieję, że jeszcze żyjesz.
Jedyną rzeczą jaką usłyszał to to, że abonent jest czasowo niedostępny. Górnicki rzadko kiedy miał powody do zmartwień, tym bardziej, że znał swoich kolegów na tyle, by wiedzieć, że potrafią racjonalnie myśleć. Ale towarzystwo samego Reja robiło się nie do zniesienia. A gdyby tego było mało, mieli jeszcze wampira na karku.
— Ten wampir — powiedział, siadając ponownie przy komputerze — to nie zwykły pionek w tej zawiłej grze. — Łukasz zamyślił się i począł analizować każdy szczegół mieszkania. — Drzwi były wyważone, czyli musiał przyjść pod ludzką postacią. Zatem to nie był niski wampir. Ale wysokie wampiry rzadko kiedy opuszczają swoje legowiska. Poza tym, to było popołudnie. No i doszło do walki...
Górnicki wysunął szufladę i wyjął z niej cienki notes w skórzanej okładce. Kartki były żółte
i w paru miejscach polane kawą. Zapisał parę spostrzeżeń, zanim dał sobie spokój z pracą na tę noc. Postanowili z Mikołajem poczekać na następny ruch wampira. Wiedzieli, że narażają czyjeś życie. I ta właśnie świadomość najbardziej denerwowała Łukasza. Ta niemoc, nawet jeśli tylko chwilowa. Był naprawdę zmęczony. Nie tylko wycieńczającym życiem, ale i odpowiedzialnością. Każdy dzień zwłoki mógł przynieść kolejną ofiarę.
— Kiedy policja szuka mordercy też nie łapią go od razu — rzucił Rej, zmywając naczynia po kolacji. — Muszą mieć jakieś poszlaki no nie? A znalezienie ich czasem zajmuje sporo czasu.
— Tak, tylko nasz morderca to bezrozumne i mało świadome stworzenie, kierowane czystym instynktem. — Łukasz nie odrywał wzroku od mapy miasta, którą w międzyczasie rozłożył na stole. Czarnym pisakiem zaznaczył stare kamienice i domy do rozbiórki. Ich własne mieszkanie otoczył czerwonym kółkiem. — One nawet nie myślą. Łażą, bo mają rodziców do wykarmienia a same dostają jedynie resztki. Nie wiedzą, że są tylko psami na posyłki. I nigdy nie zaznają normalnego życia.
— One nie mają duszy Łukaszu. — Mikołaj nachylił się lekko, spoglądając na mapę. — Skup się na tym, by go wyeliminować. Ludzie przez niego giną.
— Znałeś ją w ogóle? — spytał Górnicki, patrząc Rejowi prosto w oczy.
Mikołaj westchnął, po czym pokręcił głową, przymykając na chwilę oczy.
— Wiem jedynie, że wprowadziła się tu przed paroma tygodniami. Spotykałem ją czasem na parkingu, ale nigdy nie zamieniliśmy nawet słowa. Dziwna taka.
— Wiesz, co jest dziwne? Fakt, że jesteśmy wieszczami już od tylu lat i dalej nie znamy zasady, którą te potwory się kierują! — Łukasz uderzył ręką w blat stołu. Czuł jak wzbiera w nim złość. — Nic, kurwa, o nich nie wiemy! Są gorsze od plagi...
— Rozumiem twoją złość, ale w niczym ci ona teraz nie pomoże. — Mikołaj położył rękę na ramieniu kolegi. Rozumiał go aż za dobrze. — Więc skup się, przeanalizujmy to, co się stało.
Górnicki wiedział, że Rej ma rację. Sięgając pamięcią do ich rozmowy sprzed paru godzin, był zły na siebie, że dał się ponieść emocjom. Wtedy dostał olśnienia. Zaczął analizować wszystko po kolei, aż fragmenty układanki utworzyły jedną wspólną całość. Podekscytowany, wpadł do pokoju Reja i krzyknął: — Mikołaj, mam! — zapalając przy okazji światło. Mikołaj bardzo powoli otworzył oczy i spojrzał na współlokatora z czystą chęcią mordu.
— Oby to było tego warte... — mruknął gniewnie Rej, zakopując się w pościeli.
— To średni wampir — powiedział Łukasz.
Na te słowa Mikołaj wyskoczył z łóżka jak poparzony.
— Co?!
— Średni wampir — powtórzył zmęczonym głosem Górnicki. — Dlatego jego zachowanie tak bardzo odbiegało od typowego modus operandi wampirów.
— Czyli chcesz powiedzieć, że ścigamy najbardziej nieprzewidywalny twór tego świata? — Rej usiadł na rogu łóżka kompletnie załamany. Był świadom z czym przyszło im się mierzyć. I wcale nie napawało go to zbytnim optymizmem. — I mamy sobie sami z tym poradzić? Tylko nasza dwójka?
— Nikt nie powiedział, że zajmiemy się tym sami. — Górnicki oparł się plecami o framugę drzwi. Cała jego postawa świadczyła o tym, jak bardzo zmęczony jest. Nie miał też żadnej ochoty na kłótnie. — Przecież jest jeszcze Ignacy i Jan...
— Kochanowski szlaja się nie wiadomo gdzie! — warknął Mikołaj. Każda jakakolwiek wzmianka o Kochanowskim go denerwowała. — A Krasicki, to Krasicki. Jaką mamy pewność, że zdąży wrócić na czas? Spójrzmy prawdzie w oczy, zostaliśmy sami.
Tego właśnie Łukasz nie chciał usłyszeć. Westchnął i zamknął za sobą drzwi. Wykończony, powlókł się do salonu, gdzie opadł ciężko na kanapę. Rzucił jeszcze okiem na zegarek.
— Dwie po pierwszej — mruknął jeszcze, zanim zasnął. Wiedział, że następne dni będą dla nich piekłem. Teraz dopiero okaże się ile doświadczenia zdobyli przez te czterysta lat poza grobowego życia.
______________________________________________________________Wreszcie trochę przysłowiowego lore!
@CysiaDysia to okrutnie wredny człowiek. Serio. Kochany, ale wredny. Za jej namową założyłam pseudo-wieszczowe konto na Instagramie. Na razie jest we wczesnej fazie rozwoju, lecz gdy tylko ogarnę to w sposób dla mnie satysfakcjonujący, wrzucę link dla zainteresowanych. Poza zajawkami rozdziałów będą memy. Tsaaaa... Tak się nam nudzi, że zamiast pisać robimy memy. Które nawet nie są śmieszne.
Boże, do czego do doszło. Jestem święcie przekonana, że ci wszyscy autorzy przewracają się teraz w grobach.snikersova
CZYTASZ
Wieszcze
De TodoPewnego dnia, a może wieczoru, Bolesław Leśmian tworząc pewną balladę, napisał: "Lecz cieniom zbrakło nagle sił, a cień się mrokom nie opiera! I powymarły jeszcze raz, bo nigdy dość się nie umiera..." Jakże dziwny jest ten świat, że nie każdemu dane...