Od autorki:
Długo zastanawiałam się czy jest sens wstawiać rozdział. Chciałam z tego zrezygnować, usunąć tę historię i już do niej publicznie nie wracać. Wszystko przez to, że widzę jak bardzo zmienił się wasz stosunek do mojej twórczości. Z rozdziału na rozdział ubywa czytelników i komentatorów. Bardzo mi z tego powodu przykro, ale chciałam się dostosować do Waszych preferencji i więcej Was nie męczyć historią, która Was nie interesuje. Ale chyba za dużo serca mam dla tej historii. Chciałam więc dać jej szansę, ostatnią. Zwłaszcza, że w ciągu ostatnich kilku dni zauważyłam parę nowych osób, które zaczęły czytać Klątwę. To im dedykuję ten rozdział. Nie wiem czy z tego powodu czy może przez seans Suicide Squad (nakręciłam się znowu na antybohaterów xd), ale rozdział 26 powstał w ciągu dwóch dni i jest dla mnie rozdziałem nadziei. Dajcie znać czy Wam się podoba, czy w ogóle jesteście za kontynuacją Klątwy czy może za skupieniem się na czymś zupełnie innym, nowym, bardziej dla Was interesującym. Dostosuję się do Waszych sugestii. Dlaczego nazwałam ten rozdział rozdziałem nadziei? Nie dlatego, że liczę na pozytywne przyjęcie czy Waszą większą aktywność. Miałam nadzieję po prostu na szczere opinie i na postawienia sprawy jasno, na możliwość nawiązania z Wami dialogu. Jestem wdzięczna każdemu, kto wytrwał wszystkie moje wahania nastroju, nieregularne publikacje, zawieszenia i odwieszenia, długie i zagmatwane rozdziały.
Dedykacja leci do Was wszystkich.
Gdy piekące ślady naznaczające jej skórę kolejnymi współrzędnymi zniknęły zupełnie Rebekah zebrała w sobie całą siłę jaką miała, wzięła jeden uspokajający wdech i wyszła z pokoju. Krocząc powoli korytarzami obitymi perskimi dywanami musiała wyglądać wyjątkowo szykownie i majestatycznie. Ostatecznie wiele wysiłku kosztowało ją przygotowanie takiej kreacji.
Jej bajeczna, ręcznie szyta suknia była dwukolorowa. Spodnią część wykonano z białej cieniutkiej koronki, od połowy długości aż do ziemi zdobiły ją łabędzie pióra szeleszczące wspaniale przy każdym ruchu. Nie miała dekoltu, ale nie był potrzebny, by przykuć uwagę do piersi. Czarny połyskliwy szyfon przedstawiał dwa stojące naprzeciw siebie pawie, z dumnymi pióropuszami niczym korony na łebkach. Ich dziobki niemal dotykały się na wypukłościach jej piersi a wspaniałe majestatyczne wachlarze opadały ku dołowi i splatały ciasno na wysokości jej talii aż do połowy długości ginąc wśród bieli piór. Złote nici podkreślały prążki w pawich ogonach sprawiając, że suknia mieniła się w blasku pochodni. Jasne włosy, upięte misternie do góry w dwa gęste sploty tworzące wokół jej głowy coś na kształt złotej korony zebrała nad karkiem ciasno a opadająca w ten sposób gęsta fala częściowo zakryła odsłonięte plecy. Kilka kosmyków spływających po twarzy nadało fryzurze lekkości a diamentowe paciorki wplecione w warkocz przypominały inkrustacje królewskiej korony. Szyfonowe rękawiczki za łokcie również idealnie komponowały się z kreacją Rebeki. Jedna była czarna, druga biała a obie tak cienkie, że można było przez nie podziwiać idealny manicure jej dłoni. W zależności od kąta padania światła mieniły się złotem i srebrem a dopracowany w najmniejszym szczególe ręczny haft do złudzenia przypominał pawie oczka. Nawet kolczyki były idealnie dobrane- srebrne, wiszące, w kształcie opadających na wietrze piór, z podłużnymi oczkami z onyksu, który tak świetnie współgrał z czernią jej sukni. Całości dopełniał makijaż, mocny, lecz nie przesadzony. Powieki podkreślone eyelinerem i połyskliwym brokatowym szaro-grafitowym cieniem przypominały niebo gwieździstą nocą, mocne burgundowe usta wpadały niemal w ciemny brąz i zdawały się skrywać jakąś tajemnicę a odrobinę przyciemnione brwi wspaniale rozjaśniały twarz dopełniając kompozycji.
Wkraczając na schody wiedziała, że dla ludzi czekających u ich stóp jej zamyślenie dużo bardziej przypomina wyniosłe znużenie. Słyszała jak głośno wciągają powietrze w zachwycie, czuła na sobie uważny wzrok Elijah, Kola i Klausa. Szczególnie to ostatnie zdecydowała się ignorować ostentacyjnie. Patrzenie w te oczy niosło za sobą bowiem niebezpieczeństwo, że Klaus ją rozszyfruje jak otwartą księgę a przecież nadal biła się z myślami niepewna co w związku z ich małym rodzinnym impasem zrobić i czy jej dzisiejsze plany to na pewno dobry pomysł. Jeszcze miała chwilę czasu, żeby się wycofać. Na samą myśl pociły jej się dłonie i z trudem oparła się pokusie, żeby je wytrzeć o tren jej bajecznej sukni. Dobrze, że miała na sobie rękawiczki, które jej to skutecznie uniemożliwiły. Denerwowała się z każdym krokiem, starała się więc iść dumnie, powoli, by nie zdradzić nawet najmniejszym drżeniem targających nią emocji. Blask ustawionych przy poręczy pochodni oświetlił całą jej postać w pełnej krasie. Jej wzrok padł na stojącego u stóp schodów Marcela. Patrzył na nią z uwielbieniem, tak jakby była najpiękniejszą kobietą na sali i Rebekah nieskromnie musiała przyznać, że było to bardzo prawdopodobne.
CZYTASZ
Klątwa Pierwotnej Rodziny
De TodoRebekah po 100 latach powraca na łono rodziny. Nie jest pewna czy opieka nad najmłodszą Hope to wystarczający powód aby Klaus wybaczył jej dawne grzechy. Nie zdaje sobie sprawy, że ten ukrywa prawdę o wiele bardziej szokującą, mogącą zaważyć na całe...