27 grudnia
Zawsze lubiłam bożonarodzeniowe przygotowania – mycie podług, sprzątanie pokoju, przestawianie rzeczy na półkach, aż w końcu przygotowywanie wigilijnych potraw i stołu. Układanie zastawy kręciło mnie bardziej niż samo jedzenie.
Naszą tradycją była żywa choinka, na której nie mogliśmy wieszać gwiazdy, ponieważ rok w rok była tak wysoka, że jej czubek wyginał się o nasz sufit. W salonie pachniało wtedy świerkiem, niekiedy wilgotną ziemią, kiedy mama przelała naszą roślinkę, a nawet piernikami, kiedy już udało mi się je powiesić, wyganiając Antka do kuchni. Musiałam przyznać, że brat wyjątkowo dobrze wyglądał w niebieskim fartuszku.
W święta liczyłam się również z przyjazdem babć, ciotek, wujków, dziadków, stryjecznych kuzynek mamy brata córki męża dzieci i innych krewnych, o których słyszałam tylko w okresie tego jednego tygodnia. Nawet nie starałam się zapamiętywać ich imion, po prostu wołałam „ej, ty". Nie mogłam przecież zawracać sobie głowy czymś tak nieważnym. Wystarczyło mi, że znałam stolicę Sri Lanki.
— Mela, możesz skoczyć po dodatkowe krzesło do garażu? Antek powiedział, że nie ruszy się, dopóki jego babeczki nie urosną. — Mama była upaćkana ciastem praktycznie od stóp do głów, pomijając włosy związane w koński ogon. Nie miała też za uchem swojego ołówka.
— Tak, jasne, już idę.
Wstałam z kanapy, na której wylegiwałam się już od dobrej godziny, oglądając telewizję. Czekał mnie kolejny rodzinny wieczór, jednak nie rozumiałam, o co tyle zachodu, skoro przyjechać mieli tylko dziadkowie. Gdybym ja się tak denerwowała za każdym razem, kiedy ktoś chciałby mnie odwiedzić, przestałabym zapraszać gości.
W sumie to niezbyt często kogoś przyprowadzałam.
Serafin odezwał się tylko raz, w wigilijny wieczór. Napisał, że przeprasza i że życzy mi wesołych świąt. Zaczęłam się zastanawiać, co chciał osiągnąć tą wiadomością. Nie odpisałam mu, mając go dość po wsze czasy.
Kiedy szłam do garażu, zawibrował mi telefon. Nie był to jednak SMS, a powiadomienie z facebooka. Brat Adama zaprosił mnie do znajomych.
Weszłam na jego profil i przyglądałam się wyjątkowo dobremu – jak na chłopaka – selfie na zdjęciu profilowym. Miał coś ze swojego brata, coś pociągającego w twarzy, oczach i niechlujnie ułożonych włosach. Idealnie nadawał się na młodszego brata księcia z bajki. Taki nieporadny, nieznający jeszcze świata.
Zaakceptowałam zaproszenie.
Po tym, jak wtedy poznaliśmy się na korytarzu i chciałam go poszczuć Serafinem, widziałam go kilka razy, gdy rzucał mi „cześć". Nasza „wpadka" była jego winą, że szedł ze wzrokiem wlepionym w telefon. Gdyby nie to, pewnie nigdy bym nie miała z nim do czynienia.
Czego mógł więc chcieć teraz?
Schowałam telefon z powrotem do kieszeni, wzięłam krzesło i zaniosłam je do domu. Zostawiłam je przed wejściem do kuchni i powędrowałam na górę. Podłoga skrzypiała, więc rozbudzony i niezadowolony Hitler prychnął, kiedy przechodziłam obok. Chciał wtargnąć do mojego pokoju, ale zamknęłam mu drzwi przed samym nosem.
Znowu wibracje.
Cześć, Melanio. Mam nadzieję, że mnie pamiętasz. Wiem, że to było dawno, ale chciałbym na poważnie przeprosić cię za tamten incydent. To była moja wina, niepotrzebnie naskoczyłem.

CZYTASZ
Nie taki #badboy straszny
Romance*reaktywacja* Opowiadanie skierowane do osób 16+! Melania, idąc do liceum, marzyła o tym, aby jej życie było jak najbardziej ułożone. Dobre oceny, sami grzeczni znajomi no i romantyczny chłopak o błękitnych oczach, w których mogłaby utonąć. Tak się...