Nagle zza horyzontu wyłonił się, połyskujący w słońcu, czarny Jeep. Jechaliśmy pustą autostradą, która miała trzy pasy, przez co ścigający nas pojazd idealnie wjechał w naszą pułapkę, jadąc pomiędzy chłopakami, wyznaczonymi przez Arthura. Jared sięgnął po swoją komórkę, wybrał numer do nieznanego mi Theo, położył urządzenie na desce rozdzielczej i przełączył na głośnomówiący.
- To to, o czym myślę? - zapytał, blondyn
- Dokładnie, ty go kasujesz, czy my mamy to zrobić? - odrzekł nieznajomy. Po jego głosie mogłam wywnioskować, że był mniej więcej w wieku Jareda, albo nawet młodszy.
- Myślę, że sobie poradzimy, ale bądź w pogotowiu. Bądź przy telefonie. - powiedział i nie czekając na odpowiedź z jego strony, rozłączył się.
- Wow, jakiś ty władczy - zażartowałam, on na to tylko się uśmiechnął.
- Będziesz musiała mi pomóc - odparł, ale nie wiedziałam o co może mu chodzić - Trzymaj kierownicę - w momencie, w którym to powiedział, puścił ją i sięgnął do paska po pistolet. Wystraszona posłuchałam jego polecenia. On otworzył okno wychylił broń i strzelił w stronę mknącego za nami Jeepa, trafił w oponę, pozbawiając ją tym samym powietrza. Widziałam w lusterku, że auto z trudem utrzymało się na ulicy kręcąc się to w prawo, to w lewo, aż w końcu całkiem zniknęło za horyzontem. Jared po chwili wrócił do normalnej pozycji i w końcu chwycił za ster.
- Ostatni raz takie coś, czy tego chcesz, czy nie. - powiedziałam, to było bardzo nieodpowiedzialne.
- Dobra już dobra, a ponoć to ja w tym aucie jestem sztywny i stary. - powiedział i puścił mi buziaka w powietrzu, śmiejąc się przy tym. W lusterku zobaczyłam, że razem z Jeepem zniknęło też BMW.
- Gdzie się podziało to BMW? - zapytałam zaciekawiona.
- Musieli się zająć naszym gościem - odparł, robiąc przy tym łobuzerski uśmiech.
- Kto to był? - zadałam kolejne pytanie.
- Znowu będziesz mnie męczyć pytaniami, tak jak w pokoju, gdy cię pakowałem? - powiedział i przewrócił oczami, czyli jednak nie do końca mnie wtedy ignorował... - To był ten gang, o którym ci mówiłem. - odparł krótko.
Po tych słowach nie odzywałam się przez dłuższy czas wpatrując się w otaczającą nas przyrodę, która szybko za nami znikała. Po jakimś czasie ręka Jareda znowu znalazła miejsce na moim udzie, jednak wtedy wzięłam i zepchnęłam ją z impetem. Postanowiłam trochę sobie z niego pożartować za to, że powiedział, że przeszkadzały mu moje pytania. On nic sobie z tego nie robiąc znowu położył ją w to samo miejsce, a gdy chciałam ją ponownie zepchnąć to po prostu się nie dało. Chłopak nie dał mi powtórzyć tego ruchu napinając swoje mięśnie, no nie wierze. Skrzyżowałam ręce i obróciłam głowę w stronę przyciemnianej szyby. Za grosz przestrzeni osobistej, pajac. Nie wytrzymałam.
- Mógłbyś wziąć tą rękę? - powiedziałam nawet na niego nie patrząc - Chyba mam prawo do jakiejkolwiek przestrzeni osobistej? - odparłam.
- Masz prawo, ale wiesz, że w gangu prawa i zasady są po to, by je łamać? -odrzekł, na co ja prychnęłam, naprawdę z niego ,,niegrzeczny chłopczyk", w przedszkolu już dostałby minusa i siedział zapłakany w kącie... - i wiesz też, że za niedługo do nas dołączysz? - powiedział.
- Chyba śnisz. - prychnęłam - Ja do was nie pasuję. - odpowiedziałam.
- Tak postanowił Arthur i nic mi do tego - powiedział i wzruszył ramionami, kierując na mnie swój wzrok. - Każdy musi się z nim liczyć, no chyba, że chce mieć bliski kontakt z nabojem z jego broni. Przykro mi, ale już nic na to nie poradzę, ja też muszę go słuchać. Mimo że jest moim bliskim kolegom, to on tu podejmuje decyzję. - odparł i wrócił spojrzeniem na drogę.
- Ale przecież ja nie wiem, jak być kimś takim jak ty. - mruknęłam zmieszana.
- I tutaj pojawiam się ja. - wyszczerzył się blondyn - Jako twój wspaniały, wielebny, cudowny, niesamowity, przezabawny, przystojny, wielko...
- Dobra, zrozumiałam - powiedziałam, przewracając oczami. Jared jak zwykle skromny... - czyli podsumowując, będziesz czymś w rodzaju mojego trenera? - zapytałam.
- Dokładnie - odparł, dalej uśmiechnięty zielonooki.
- To od kiedy zaczynamy? - zadałam pytanie, a w tym samym momencie na komórkę chłopaka przyszła wiadomość, jednak nie dane było mi jej zobaczyć. Blondyn odpisał i odpowiedział mi.
- Właśnie teraz, musisz zrobić to samo co ja wcześniej - że co? On chyba sobie żartuje, przecież ja nie mam za grosz cela!
- Jared, nie. Nie dam rady. - odparłam, kręcąc głową. Ten tylko podał mi broń do ręki i nic nie odpowiedział.
No dobra, jak dobrze przymierzę to to nie powinno być takie trudne, prawda? Otworzyłam okno i próbowałam wycelować w oponę pędzącego tym razem Camaro. Po chwili oddałam strzał, ale chybiłam, trafiając w błotnik.
- Dasz radę, wierze w ciebie! - krzyknął Jared, dodając mi motywacji. Strzeliłam po raz drugi i już udało mi się trafić w cel. Kierowca żółtego Camaro widocznie nie był przygotowany na nagłą awarię i nie zdołał zapanować nad pojazdem, który po chwili zniknął za horyzontem.
- Widzisz? Wiedziałem, że ci się uda. - w chwili, gdy to mówił jego telefon znowu dał znać o przychodzącym połączeniu, gdy odebrał zaśmiał się i przełączył na tryb głośnomówiący.
- W imieniu wszystkich chłopaków znajdujących się w autach za wami, witam w grupie, Emily, dobrze ci poszło, jak na pierwszy raz - powiedział a na moich policzkach wykwitł rumieniec. Chłopcy wymieniali się różnymi uszczypliwościami, jak to na nich przystało. Jednak jakieś 15 minut później blondyn nie zdążył przełączyć się na cichy tryb, a Theo powiedział - Jared, mamy kłopoty. Jesteśmy w pułapce. - zielonooki słysząc to siarczyście przeklął do słuchawki i się rozłączył. Z przodu od zakrętu pojawiły się trzy nowe samochody, w towarzystwie kolejnych trzech za nami.
- Emily - zwrócił się do mnie - mamy do zdjęcia dwa samochody przed nami. Twoim zadaniem jest ustrzelić tego po prawej, ja zajmę się tym drugim. Po chwili byłam wychylona przez okno i celowałam do pędzącego Passata. W jednej chwili trafiłam w lewą tylną oponę. Jared widząc to lekko zwolnił i patrzyliśmy, jak to jedno auto kasuje dwa pozostałe.
- Ej, ty jesteś dobra - rzekł pełen podziwu chłopak.
- Ty dopiero teraz to zauważyłeś? - powiedziałam z mocno wyczuwalną w głosie dumą i satysfakcją. - Ale, szczerze? Nie planowałam tego. - przyznałam i oboje zaczęliśmy się śmiać.
- Ja też -dodał po chwili chłopak, opanowując napady śmiechu.
3 godziny później...
Dotarliśmy do jakiegoś miasta, a ja już z daleka widziałam logo restauracji pod złotymi łukami. Na sam widok mój żołądek dał o sobie znać.
- Jared... - jęknęłam - Jest jakieś prawdopodobieństwo, że przypadkiem zjedziesz na niezdrowe jedzenie z restauracji, której logo widzę? - próbowałam go jakoś obejść i nie być przy tym zanadto bezpośrednia.
- Niech ci będzie - mruknął chłopak - Już jesteśmy blisko celu podróży. - dodał po chwili.
- To dobrze, ale gdzie my tak właściwie jedziemy? - zapytałam, zdając obie sprawę, że faktycznie tego nie wiedziałam.
- Do naszego nowego domu - odparł z uśmiechem chłopak, wpatrzony w drogę. Niedługo po tym zajechaliśmy pod upragnioną restaurację i zjedliśmy tam posiłek. Jared długo jęczał, że będzie gruby, ale w końcu po moich przekonaniach, że zachowuje się jak baba, zamówił sobie sałatkę... No, przynajmniej coś...
Po jakichś 40 minutach wsiedliśmy z powrotem do auta, a niedługo po tym moim oczom ukazał się wspomniany ,,dom".
- Mam nadzieję, że ci się spodoba - powiedział chłopak, ale średnio go słuchałam - Sam wybierałem - Okej, to już mnie zdziwiło, że ma taki dobry gust - Od teraz mieszkamy tu tylko we dwoje - Że co? Jak to ,,we dwoje"?
Dziękuję za każdą gwiazdkę i wyświetlenie. Doceniam Waszą obecność ;).
xxxdangerousx <3
CZYTASZ
To on ✓
Fiksi Remaja© Historia opowiada o pełnej życia, entuzjastycznej Emily, której życie obróciło się o 180 stopni. A to wszystko przez nieszczęsne koszenie trawy... Czy los będzie dla niej łaskawy? Opowiadanie posiada wiele zwrotów akcji, a w międzyczasie pojawia s...