Rozdział 1

4.4K 78 1
                                    

Aby uniknąć niepotrzebnych pytań i nieporozumień, książka jest już wydana i nie może być opublkowana w całości. Pozdrawiam ♥️

Wiatr przycichł, a mroźne, styczniowe powietrze stało się bardziej odczuwalne. Ciemność, wiatr i mróz nie przeszkodziły Blance w wyjściu z ciepłego mieszkania rodziców. To była jedna z niewielu szans, żeby mogła spotkać się z Wiktorem bez świadków. Jej podekscytowanie rosło z każdą minutą spaceru, sama nie wiedziała czy drżenie ciała zawdzięcza podnieceniu czy zimnu, ale była pewna, że za kilka minut będzie czuła coś zupełnie innego. Powoli szła wąską ulicą w kierunku mostu, gdzie zawsze się spotykali. Spóźniał się ale wiedziała, że jego sytuacja rodzinna może komplikować sprawy dlatego cierpliwie czekała na jego przyjazd. Mieszkanie poza miastem miało tę zaletę, że nie martwiła się plotkami, nikt z jego znajomych go tu nie zobaczy a o swoich się nie martwiła.
Na to spotkanie nie ubrała się wyjątkowo, niestety pogoda nie sprzyjała uwodzicielskiemu stylowi. Dopasowane, granatowe dżinsy i długie, czarne kozaki na słupku musiały wystarczyć. Pod ciemną kurtką ukrywała się bluzka z grubej koronki w kolorze krwistej czerwieni, spod której wdzięcznie i seksownie prześwitywał czarny biustonosz haftowany srebrną nitką. Jej jędrny, spory biust fantastycznie prezentował się w takim wydaniu. Doskonale wiedziała, że Wiktor nie oprze się takim walorom, zwłaszcza w sytuacji, gdzie nie widzieli się kilkanaście dni. W myślach już widziała to spotkanie, wspólnie spędzony wieczór w pokoju hotelowym z butelką wina i dobrym jedzeniem, potem noc pełna wrażeń, podniet i erotycznego spełnienia.  Nagły widok świateł zbliżającego się samochodu wyrwał Blankę z rozmyślań. Samochód jechał powoli, zbyt wolno jak na Wiktora ale kiedy czarne Audi zatrzymało się tuż obok niej, domyśliła się kto jest w środku. Bez wahania chwyciła za klamkę tylnych drzwi. Wiedziała doskonale, że w tej sytuacji musiała siedzieć z tyłu, bo tylko tam za przyciemnionymi szybami, Wiktor mógł ukryć swoją kochankę. Samochód powoli ruszył, ale Wiktor się nie obejrzał, tak jak zawsze to robił.
-Czeeeść, nigdy nie patrzysz do kogo wsiadasz?- zapytał ciepły, męski głos a po ciele Blanki przeszedł lodowaty dreszcz, za kierownicą nie siedział Wiktor.
Dźwięk centralnego zamka automatycznie blokującego drzwi wyrwał dziewczynę z letargu.
-Co tu się dzieje do cholery? Kim pan jest?- pochyliła się do przodu i szarpnęła za ramię kierowcy.
Mężczyzna w nerwach zacisnął szczęki i nie odwracając się za siebie wyciągnął z szelek pistolet i wymierzył w dziewczynę.
-Chcesz się teraz kłócić?- warknął spoglądając na nią w lusterku.
-Nie- mruknęła i oparła się z powrotem o siedzenie.
-No i dobrze. Przejedziemy się na wycieczkę- warknął chowając z powrotem pistolet w szelki.
Nie miała drogi ucieczki, zamknięta z obcym facetem w samochodzie za czarnymi szybami nie widziała zbyt wielu możliwości na ratunek. Telefon, tylko to przyszło jej do głowy. Dyskretnie próbowała wyciągnąć smartfona z kieszeni kurtki.
-Jasny szlag- szepnęła do siebie- nigdy więcej nie kupię takiej szeleszczącej kurtki, o ile przeżyję.
Nie spuszczając wzroku z kierowcy odblokowała ekran, który rozbłysł jaskrawym światłem na cały samochód.
-Brawo kretynko!- klęła w duchu samą siebie. Chciała niezauważona napisać smsa, ale światło na tylnej kanapie nie umknęło uwadze kierowcy, który spojrzał we wsteczne lusterko i uśmiechnął się pod nosem udając, że niczego nie zauważył, zwłaszcza że wjechali na oświetloną drogę.
-Rzeczywiście jesteś taka ładna jak mi opowiadali.
Dziewczyna zaskoczona wstrzymała oddech i powoli podniosła na kierowcę duże, niebieskie oczy, jak zahipnotyzowana patrzyła w jego wzrok odbijający się w lusterku i przenikający ją wręcz na wylot. Mimo strachu czuła przyjemność, że go widzi, bała się go a jednak była podekscytowana sytuacją. Porywacz miał w sobie to coś, co sprawiało, że wbrew rozsądkowi mu ufała.
-Opowiadali?- wyszeptała ze strachem w głosie.
Kierowca tylko kiwnął głową i co chwilę spoglądał na coraz bardziej zdenerwowaną ofiarę.
Dziewczyna bez słowa zaczęła pisać wiadomość do Wiktora. „Wyślij” z nadzieją dotknęła ekranu jednak komunikat, który jej się wyświetlił nie wywołał na jej twarzy uśmiechu, „brak zasięgu” tylko tego jej brakowało.
-Tu nigdy nie ma sieci- głos mężczyzny gwałtownie przerwał ciszę.
Spojrzała do przodu i wbiła przerażony wzrok w lusterko, w którym widziała wpatrzonego w nią porywacza. Mężczyzna uśmiechał się szeroko a ten uśmiech stopiłby bryłę lodu, jednak dla zamkniętej w samochodzie dziewczyny nie wróżył niczego dobrego. Pomimo niebezpieczeństwa mężczyzna pociągał ją na swój sposób, z zainteresowaniem spoglądała na niego z tylnej kanapy a po kilku kolejnych minutach ciszy zdecydowała się odezwać wiedząc, że nie ma już nic do stracenia.
-Powiesz mi w końcu kim jesteś?- spytała najodważniej jak umiała jednak jej drżący głos zdradzał nerwy.
-Boisz się, że cię zabiję- stwierdził a jego ton był tak pewny, że nie dało się nie uwierzyć w to co mówi- I słusznie, może bym to zrobił ale nie za to mi płacą.
Miliony myśli przelatywały przez jej głowę, domyślała się, że to nie jest porwanie dla okupu, porywacz musiałby być idiotą, jej rodziny nie stać na okup. Do burdelu? Prędzej ale znajdowali się przy rosyjskiej granicy a tu częściej praktykuje się przemyt. Nic jej nie pasowało, skąd wiedział, że ona tam będzie czekać? Kto mu o niej opowiadał? I dlaczego chce ją wywieźć nie wiadomo dokąd?
-Powiesz w końcu kim jesteś co? Porywacz, morderca, gwałciciel?-wybuchła, mimo strachu jaka będzie odpowiedź.
-Każdego po trochu- odpowiedział bez emocji.
-No zajekurwabiście! Co to ma być? Kolejna część „Transportera”?- szepnęła sama do siebie.
-Jak wolisz, to mogę zamknąć cię w bagażniku. Mi wszystko jedno gdzie będziesz siedzieć.
Zaskoczona spojrzała do przodu i zauważyła jak się uśmiecha.
-I czego się szczerzysz debilu?- pomyślała tylko, uznając że tego na głos lepiej nie mówić, nie potrafiła jednak usiedzieć bez komentarza- No, rajdowcem to na pewno nie jesteś, moja babcia szybciej jeździła.
-Boże, stanowczo za mało mi płacą jak na takie warunki. Nie wiem czy panna zauważyła, ale jest kurewski mróz, przepraszam panią za wyrażenie, i zaczął padać deszcz, więc jak pewnie uczyli w szkole woda zamarza i zbyt szybka jazda jest trochę ryzykowna, a ja mam panią dowieźć do celu żywą i w jednym kawałku- podniósł głos- Ale spokojnie, zaraz wjedziemy na lepszą drogę to wtedy przyspieszę będzie dobrze?
Dopiero teraz zauważyła, że pada deszcz, poza tym zupełnie nie wiedziała gdzie jest i dokąd się kierują.
-Dokąd jedziemy?- spytała już spokojnie i cicho.
-Za dużo pytań.
Więcej już się nie odezwała. Po kilkunastu minutach dotarli na drogę ekspresową i szybko pożałowała swoich poprzednich komentarzy, to zdecydowanie nie był dobry pomysł żeby wkurzać kierowcę przed końcem trasy. Próbowała zająć myśli czymkolwiek, ale nic nie odciągało jej od coraz szybciej mijających ją drzew za szybą samochodu. Kierowca z satysfakcją patrzył na coraz bardziej przestraszoną dziewczynę i z cwanym uśmiechem rozpędzał samochód. Prędkość wciskała szczupłe ciało dziewczyny w fotel, było jej coraz bardziej niedobrze i słabo, z trudem przełykała ślinę ale bała się odezwać żeby nie przyspieszył jeszcze bardziej, choć nie wierzyła, że to w ogóle możliwe. Czuła się jakby samochód już nie jechał a leciał, zamknęła oczy i czekała aż wypadną z drogi na najbliższym zakręcie.
-Mama zawsze mi mówiła „nie wkurzaj tego co ci gotuje”- pomyślała- ale „tego kto cię wiezie” też tu pasuje.
Nie była osobą zbyt wierzącą ale w trakcie dwudziestu minut jazdy zmówiła wszystkie znane jej modlitwy i to po kilka razy. Ryk silnika jakby mniej ją drażnił, po chwili poczuła, że samochód zaczął zwalniać i zjechał z głównej drogi w kolejny las.
-Bomba, zabije mnie i zostawi, tu nikt nie będzie mnie szukał.
-Teraz jechałem szybciej od babci?- usłyszała poważny głos kierowcy.
Z przerażeniem i złością spojrzała w lusterko, uśmiechnięte oczy patrzyły prosto w jej źrenice. Była sparaliżowana strachem i nerwami, chciała go zwyzywać ale nie umiała, cieszyła się, że na nią patrzy. Sama przed sobą musiała przyznać, że całkiem niezły z niego porywacz, żadna ofiara nie będzie się przed nim bronić, a przynajmniej damska część ofiar. Zaśmiała się sama do siebie a kierowca szybko to dostrzegł.
-Podobało się? Możemy powtórzyć…
-Nie!- krzyknęła nagle i sama przestraszyła się swojego wybuchu- dzięki już ci wierzę, że umiesz jeździć.
Jechali przez gęsty iglasty las, ośnieżone drzewa wyglądały pięknie w świetle ksenonowych reflektorów samochodu. Kierowca z przyjemnością patrzył na uśmiechniętą twarz dziewczyny, była szczerze zachwycona widokami za szybą, cieszył się, że jadą powoli i może częściej na nią spoglądać. W końcu między drzewami Blanka dostrzegła przedzierające się światła latarni. Niespodziewanie jej oczom ukazał się ogromny budynek, kilkupiętrowy gmach w środku lasu, do którego prowadziła szeroka, oświetlona niskimi lampami aleja. Po obu stronach drogi pięły się udekorowane lampkami tuje i cyprysy, zachowany był tu klimat typowo świąteczny, choć była już końcówka stycznia. Kiedy podjechali do wejścia Blanka spojrzała z zaciekawieniem przez szybę, budynek był niezwykły, wyglądał jakby ktoś na dachu drewnianej karczmy wybudował pięciopiętrowy, oszklony hotel. Drzwi do wnętrza pilnowało dwóch dobrze zbudowanych mężczyzn. Kierowca wysiadł, zamienił kilka słów z jednym z nich i podszedł z powrotem do samochodu. Złapał za klamkę i otworzył drzwi.
-Wysiadaj- warknął groźnie.
-Słucham?
-Wysiądź z samochodu!
Rozkaz był na tyle stanowczy, że bez zbędnych komentarzy wyskoczyła z auta a mroźne, wilgotne powietrze uderzyło ją po twarzy.
-O w dupę!- nie kryła emocji pod jakimi była widząc potężną bryłę budynku.
Kierowca oddał kluczyki ochronie i szarpnął Blankę za rękaw kurtki kierując ją do drzwi wejściowych restauracji na parterze.
-Wystarczyło powiedzieć, nie musisz mnie szarpać- oburzyła się i wyrwała rękę.
-Sorry, nawyki.
Jego małomówność doprowadzała dziewczynę do furii chociaż nie wyobrażała go sobie jako gaduły, to milczenie było dla niego naturalne i bardzo mu pasowało.
-Co ty facet z woja wróciłeś, że tylko rozkazy wydajesz?
-Z komandosów.
-Eee… Serio?- patrzyła na niego z otwartymi ustami.
-Yhy.
-No i wszystko w temacie- przewróciła oczami- Dobra to co tu robimy?
-Kolację zjemy.
-Tak po prostu?- zamrugała szybko powiekami.
-Sprawy poszły inaczej niż było zaplanowane i zostaniemy tu kilka dni.
-Pff no chyba w dekiel ci pizło kolego! Jak kilka dni?
-Normalnie, dwa może trzy…- stanął przy stoliku i czekał aż Blanka pierwsza usiądzie.
-Wiesz, nie wiem kim jesteś ty, twój szef, zleceniodawca czy jak mu tam, ale wiem, że ktoś kto to wymyślił to jakiś niedorozwój!
Czoło mężczyzny zaczęło się powoli marszczyć, a na twarzy widać było zdenerwowanie.
-Nie wiesz o co chodzi? Mieszkam z rodzicami, dziś wieczorem wyszłam do koleżanki- pokazała w powietrzu znak cudzysłowu- na wino. I co? Mam zadzwonić i powiedzieć, że kurwa, trzy dni zostanę?
-Jak z rodzicami?- zaskoczony zmarszczył brwi.
-No normalnie, tatuś, mamusia i córusia, ja wiem, że jestem już duża i może powinnam mieszkać już sama ale tak się złożyło i nikomu nic do tego.
-Co?
-Jajco!
-Miesiąc temu nie mieszkałaś z rodzicami.
-I tak i nie. W tamtym roku skończyłam studia i pojechałam na staż do Szkocji. I zgadza się miesiąc temu nie mieszkałam u rodziców, zjechałam trzy tygodnie temu- podniosła jeden kącik ust- co, nie doinformowali cię? Ojoj…tak mi przykro niewyobrażalnie- zaśmiała się.
-Dobra, muszę zadzwonić. Co ci zamówić?
-Czystą i colę z lodem- odpowiedziała i usiadła przy stoliku.
Mężczyzna przewracając oczami przygryzł wargę ze złości  i podszedł do kelnera. Po chwili szedł już w stronę wyjścia z restauracji, na jego widok Blanka wstała.
-Wiesz co, skoro mamy spędzić razem czas aż do jutra to może mówmy sobie po imieniu co? Blanka.
Dziewczyna wyciągnęła rękę, chwilę tak stała i schowała dłoń z powrotem do kieszeni kurtki.
-Komandos- warknął nie patrząc na nią.
-Boże, ale ci imię dali- zaśmiała się próbując rozładować napięcie.
-Adam- w jego głosie nie było słychać zachwytu, że dziewczyna poznała jego imię. -Siadaj, będę w holu.
Dziewczyna powiodła wzrokiem za oddalającym się mężczyzną, było w nim coś hipnotyzującego, przyciągał samą swoją obecnością i trudno było na niego nie patrzeć, zauważyła zresztą, że nie tylko ona wodzi za nim wzrokiem i każda kobieta znajdująca się w pomieszczeniu zwróciła na niego uwagę.
Po kilku minutach na stole pojawiła się oszroniona karafka z wódką, dzbanek soku pomarańczowego, cola i kilka plasterków cytryny.
-Ale fajnie…- śmiała się licząc w duchu, że nie ona będzie za to płacić.
Była chyba pierwszą ofiarą, która miała wymagania, ale przez skórę czuła, że przy nim nic jej nie grozi. Podobało jej się to, tak samo jak przerażało.
Gdy tylko kelner odszedł od stolika, Blanka wypiła dwa kieliszki wódki, popijając colą.
-Bleee, obrzydlistwo- skrzywiła się- ale działa.
Zanim nalała następny kieliszek, kelner przyniósł kilka dań. Zdziwiona zaglądała do kolejnych półmisków. Na stole był chyba cały przekrój karty, dania mięsne i wegetariańskie, na zimno i na ciepło.
-Zostaniemy tu do jutra- głos Adama nagle przerwał ciszę.
-A jutro co?
-Jeszcze nie wiem. Jedz bo upijesz się tą wódka- warknął groźnie- Nie wiedziałem co lubisz, to zamówiłem wszystko.
Dziewczyna nie miała ochoty na jedzenie. Piła kieliszek za kieliszkiem, co jakiś czas zagryzając pistacjami, które nie wiadomo kiedy pojawiły się na stoliku. W końcu procenty zaczęły działać, głowa Blanki stała się dziwnie ciężka, a mowa coraz trudniejsza.
-Dobra dziewczyno, idziemy spać.
-No weź, jak ty masz? Spadochroniarz? Mam iść z tobą spać? Przecież ja cię prawie nie znam.
Komandos wziął torebkę Blanki i próbował odprowadzić ją do pokoju, co nie okazało się najłatwiejsze. Wstawiona dziewczyna z każdym krokiem szła wolniej i coraz głośniej. W końcu dotarli do windy i wjechali na ostatnie piętro. Apartament z tarasem na dachu budynku prezentował się obłędnie. Wnętrze łączyło nowoczesną prostotę i stylową klasykę, ściany w odcieniach szarości wspaniale kontrastowały z bordowymi ciężkimi zasłonami, które opadały na piękną drewnianą podłogę. Jedna ze ścian była całkowicie oszklona, a widok za oknem zapierał dech, las i jeziorko działały na Blankę kojąco. Powoli wspięła się po wąskich kręconych schodach na taras. Kilka iglaków w dużych, betonowych donicach dodawały uroku temu miejscu, usiadła na drewnianym fotelu i rozglądała się po okolicy, mimo mrozu było jej ciepło. Alkohol szumiał jej w głowie, usłyszała za sobą ciche kroki i nerwowo poderwała się z fotela, zaskoczona spojrzała na  Adama, który stał przed nią z kubkiem herbaty.
-Zmarzniesz- postawił kubek na stoliku i wrócił do środka.
Blanka stała jak zamurowana, wszystko co wokół niej się działo było nierealne. Usiadła z powrotem w fotelu i wzięła do ręki gorący kubek. Herbata pięknie pachniała cytrusami i goździkami. Gorący napój i mróz powoli otrzeźwiły dziewczynę. Upiła kolejny łyk gorącego płynu i zaciągnęła głęboko ciepły zapach.
-Mmm pycha- odstawiła kubek na stolik i podeszła do barierki tarasu, próbowała się zorientować gdzie jest. Dopiero teraz przyszło jej do głowy, że od chwili przyjazdu nie widziała żadnej nazwy hotelu ani logo, nic, pustka. To nie był zwykły hotel. Automatycznie sięgnęła do kieszeni kurtki, telefonu też nie miała.
-Fuck! Lokalizacja gps poszła się…- mruknęła sama do siebie- zaraz zaraz, za jeziorem widać dość ruchliwą drogę, jakby tak wykorzystać moment jak będzie zajęty… to może by zwiać. - obejrzała się za siebie a w głowie tworzyła misterny plan ucieczki.
Dopiła herbatę i zeszła na dół, Komandosa nie było w pokoju. Na kanapie leżała jej torebka, zajrzała do środka, portfel i telefon był.
-Zgłupiał? Zostawił mi wszystko?- zdziwiona powoli podeszła do drzwi prowadzących na korytarz i złapała za klamkę z nadzieją, że nie zamknął jej w pokoju.
Uchyliła delikatnie drzwi i czekała, po kilku sekundach wychyliła głowę z pokoju, nikogo nie było. Powoli wyszła z pokoju i zrobiła krok po korytarzu. Stuknięcie obcasów odbiło się echem od ścian.
-Cholera z butami!-szybko zdjęła kozaki i z butami w ręku pobiegła w stronę windy. Wyskakując zza rogu zobaczyła Adama rozmawiającego z facetem z ochrony. Szybko zawróciła i pobiegła w przeciwnym kierunku. W końcu dotarła do schodów, zbiegła najszybciej jak umiała. Dotarłszy na parter w biegu ubierała buty i zapinała kurtkę. Bała się zatrzymać nawet na sekundę. Wybiegła na dziedziniec, przed budynkiem stało kilkanaście samochodów, szybko odnalazła wzrokiem ten, którym przyjechała. Był zastawiony przez inne auta, odetchnęła z ulgą, wiedziała, że nawet jak się zorientuje to zanim wyjedzie to trochę czasu minie. Biegła ścieżką prowadzącą do jeziora. Serce waliło jej jak młotem, bała się obejrzeć za siebie. Droga prowadziła przez las co potęgowało uczucie strachu, w końcu zobaczyła odbijające się w tafli lodu na jeziorze światło księżyca.
-Bogu dzięki!
Tryumf nie trwał długo, dobiegając do jeziora zobaczyła, że to droga w jedną stronę. Ścieżka okrążała niewielki staw i wracała na drogę. Wokoło stały rzeźbione drewniane ławki, między nimi stały wysokie latarnie skierowane kloszami w dół. Wymarzone miejsce na schadzki zakochanych ale nie na ucieczkę przed bandziorami. Opadła zdyszana na najbliższą ławkę i rozpłakała się, chowała w dłoniach twarz próbując zagłuszyć łkanie. Nagle ujrzała po drugiej stronie stawu mężczyznę w jasnej kurtce. Bez wahania rzuciła się w jego stronę licząc, że pomoże jej wydostać się do cywilizacji. Na jej widok mężczyzna odwrócił się i poszedł w stronę lasu. Nie wiedziała co się dzieje, przyspieszyła ile sił i wbiegła za mężczyzną między drzewa. Zniknął jej z oczu w ciemności, zatrzymała się i nerwowo rozglądając się po lesie oparła się o pień drzewa. Ledwo oddychała, wciągała szybko mroźne powietrze ustami i czuła, że jej płuca nie są za to wdzięczne. W jednej sekundzie silna męska dłoń zakryła jej usta i z całej siły zaczęła wciągać ją w głąb lasu. Przerażona próbowała krzyczeć ale jej usta były szczelnie zaciśnięte. Wyrywała się, ale napastnik nie należał do słabeuszy. W pewnym momencie kątem oka zobaczyła kawałek rękawa napastnika. To był facet znad stawu, ten sam kolor kurtki.
-Co się do cholery dzieje? Gdzie ja jestem?- w głowie dudniły setki pytań bez odpowiedzi. Kiedy przestała już wierzyć w możliwość ucieczki usłyszała szept napastnika.
-Cicho to ja.
-Co za ja do cho…- nie skończyła myśli bo doszło do niej kto ją trzyma.
Głos Adama dźwięczał w głowie Blanki przez kilka sekund. Mężczyzna zatrzymał się i delikatnie uwolnił usta dziewczyny trzymając ją nadal bardzo blisko siebie.
-Komandos? -wyjąkała przerażona i w tej sekundzie poczuła jak ucisk na jej brzuchu zaczyna łagodnieć.
Bała się odwrócić i bezwładnie osunęła się na ośnieżone gałęzie leżące na ziemi.
Po chwili przed oczami zobaczyła mężczyznę w jasnej kurtce. Jego piękne, szare oczy patrzyły na nią z wściekłością i litością.
-Możesz mi powiedzieć dziewczyno co ty robisz? Zabiją i Ciebie i mnie.

Zasady gry [WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz