zwiędłe kwiaty

324 54 301
                                    

Chciałam tylko napisać, że to mój pierwszy shot i pewnie jest chujowy, ale no starałam się, więc zapraszam do czytania i jeśli możecie zostawcie swoją opinie...
+ przepraszam za jakieś literówki, brak przecinków i inne gowna, później naprawdę to porządnie sprawdzę....
I ZAINSPIROWAŁAM SIĘ PAMIĘTNIKIEM POZDRAWIAM


Lato, 1939 roku.

Byliśmy młodzi, a nasze nienaruszone dusze pragnęły ciągłej zabawy. Byliśmy czyści.

Życie zaczyna się dopiero kiedy już nie obchodzi cię co pomyślą inni. Życie zaczyna się dopiero wtedy, kiedy pierwszy raz w życiu się zakochasz. W takich momentach inni już cię nie obchodzą.

Moje właśnie tego lata miało się zacząć.

    Spotkałam go przypadkowo. Tego dnia był przyjemny, chłodnawy wiatr. Nie było tego żaru, którego mogliśmy doświadczać dzień w dzień przez pierwszy tydzień lata. Stwierdziłam wtedy, że się przejdę. Najwyraźniej wybrałam najlepszy moment na wyjście z domu, jaki tylko mogłabym wybrać.
    Tego dnia dzieci wszędzie plątały się pod nogami. Było ich pełno. Nie byłam zbytnio zdziwiona, w końcu była tak piękna pogoda, że sama bym na ich miejscu biegała.
    Wpadliśmy na siebie przypadkiem, wychodziłam ze sklepu, a on właśnie miał do niego wchodzić. Zaczęłam nerwowo go przepraszać, a on tylko parsknął śmiechem i spokojnie odpowiedział.

‚,Przecież nic się nie stało. Musiałbym być mocno pierdolnięty, robiąc ci wyrzuty o takie coś.'' - Pamiętałam te słowa całe moje życie, bo to od nich wszystko się zaczęło.

Pamiętam co pomyślałam w tamtym momencie. Ucieszyłam się po prostu, że nie zrobił mi afery. Wywoływałam ich wokół siebie o wiele za dużo.
Wtedy jednak nie wiedziałam, że ten blondyn z pięknymi oczami i na oko coś lekko ponad stu osiemdziesięcioma centymetrami wzrostu, wywoła w moim życiu tak wielkie zamieszanie.

Był najpiękniejszą różą, jaką kiedykolwiek mogłam zobaczyć. Był różą, którą cholernie chciałam zerwać. Tylko, że róże mają kolce, a on miał ich zdecydowanie za dużo.

    Nie mogłam się spodziewać, że jeszcze kiedykolwiek w życiu go zobaczę. Rzadko kiedy tak się dzieje, a ja nie wierzyłam w los, miłość, czy cokolwiek innego. Dla mnie było to zwykłą bzdurą, jednak ten chłopak został w mojej pamięci przez kolejne dni, aż nie spotkałam go ponownie, a on nie postanowił zaprosić mnie na kawę.

Wtedy nie wiedzieliśmy, że tak, jak szybko zaczęło nam na sobie zależeć, tak szybko się to wszystko skończy. Wtedy nikt jeszcze nie wiedział, że szczęście miało niedługo przestać istnieć.

    Już na pierwszym spotkaniu zainteresował mnie swoją osobą, byłam ciekawa jaki jest. Chciałam go poznać. W jego osobie było coś przyciągającego, coś obcego. Coś, co pragnęłam odkryć, poznać.
Po pierwszym spotkaniu nastąpiło kolejne, i kolejne. Stały się one dla nas codziennością. Codziennie rano zastanawiałam się czym tym razem mnie zaskoczy, a wieczorem wspominałam każdy dzień jaki z nim przeżyłam z wielkim uśmiechem na twarzy.
Wieczorami szliśmy nad jezioro, które mi pokazał. Nie było tam ludzi, a my siedzieliśmy wpatrując się w taflę czystej wody i paliliśmy papierosy. Jeden po drugim. Wtedy każdy to robił, nieważne gdzie się znajdował. Innym razem leżeliśmy wypatrując pierwszych gwiazd. W obu sytuacjach rozmawialiśmy. O niczym i o wszystkim. Pewnego dnia, obserwując niebo, powiedział mi, że jego marzeniem jest mieć tutaj dom. Dokładnie nad tym jeziorem, żeby codziennie rano wychodząc przez niego z kawą, patrząc na wodę z myślą, że ten dzień może być naprawdę udany, a kolejny jeszcze lepszy.

wilted flowers | one shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz