𝗢𝗢𝟰. welcome

454 36 19
                                    

Wyglądała... inaczej.

Jej włosy były odrobinę ciemniejsze, ale nadal były w kolorze blondu. Piegi były trochę bardziej widoczne i Leo mógłby przysiądz, że teraz delikatnie wychodziły poza teren nosa. Jej postura nadal była chuda, a rysy twarzy wciąż pozostawały delikatne. Niemniej jednak jej twarz zdobiły dwie blizny - pierwsza, ciągnąca się nieco wyżej niż góra prawej brwi, przez nią samą do połowy powieki. Druga rozciągała się na lewym policzku i wyglądała na świeższą niż pierwsza. Jednak jej oczy w ogóle się nie zmieniły; wciąż heteronomiczne, jedno niebieskie, a drugie zielone.

Sparaliżowani patrzyli na siebie w otępieniu. Wpatrywali się oboje prosto w swoje oczy, ona w te piękne, czekoladowe tęczówki, a on w te nietypowe, ale nadzwyczaj urocze. Leo powoli wstał, a wszyscy gryfoni w milczeniu spoglądali na nich z zaciekawieniem. Podszedł i stanął tuż przed nią, po czym bez słowa rozchylił ramiona.

Valentin miała jednak inne plany - z całej siły dała mu soczystrgo plaskacza w twarz.

- Ty debilny debilu! - krzyknęła w jego stronę. - Co ty sobie myślałeś uciekając!? Wiesz, jak ja się martwiłam!?

- Myślałem, że już mnie nie lubisz po tym, co zrobiłem - odparł trzymając się za policzek Valdez.

- No oczywiście, że nadal cię lubiłam! Co w ogóle pojawiło się w tym twoim tępym łbie! - gdy złość jej już nieco minęła, przytuliła latynosa z całych sił, wtulając się w jego klatkę piersiową.

Obojgu w tej chwili towarzyszyły różne emocje; radość, żal i największe z nich wszystkich, zaciekawienie.

Hogwart był ostatnim miejscem, jakie Leo podejrzewałby o spotkanie Jones. W jego brzuchu znów jakby przebudziły się tysiące motylów wirujących mu w brzuchu. Chociaż nie, to kiepskie określenie. Bardziej stado wściekłych os. Niemniej, był jednak tak samo zszokowany, co zadowolony.

- To... wy się znacie? - spytal z dozą niepewności Percy stając koło latynosa.

- Gdybyśmy się nie znali, to byśmy się chyba tak nie witali - mruknęła sarkastycznie

***

W tym samym czasie, w obozie herosów, Annabeth niemalże świrowała.

Kolejny raz oddzielona od Percy'ego.

Tak samo czuł się Jason, Frank i Will. Choć w sumie Solace nie powinien się aż tak przejmować, bo Nico często robił takie niezapowiedziane wypady do Hadesu, bądź obozu Jupiter. Jednak, gdy jego siostra przybywała do obozu, to nie ważył się stamtąd ruszać. W dodatku syn Apolla bardzo szybko powiązał to ze zniknięciem Piper, Hazel i Leona.

Jason sam dokładnie nie wiedział, jak ma się czuć. W obecnej chwili był trochę jak małe, zdezorientowane dziecko bez swojej ukochanej zabawki.

Frank tradycyjnie się zamartwiał. Gdyby wiedział, że istnieje coś takiego jak magia i Hogwart, byłby stu procentowym puchonem. Troskliwy, opiekuńczy, uprzejmy, pracowity, sprawiedliwy, koleżeński, wierny, lojalny oraz cierpliwy - te cechy najlepiej go opisywały. Oczywiście, był także niesamowicie odważny i silny, ale to nie było jego priorytetem. Najważniejsza była dla niego Hazel.

Annabeth... cóż, bardzo mocno to przeżywała. Kolejny raz go straciła. Swoją największą, glonomóżdżkowatą miłość. Żadnego liściku, niczego. Po prostu... puf. Chase wszyscy postrzegali za twardą i mądrą dziewczynę, ale w środku... w dodatku bez Percy'ego... czuła się taka pusta. Chciała się rozpłakać i wyżalić, ale była silna. Musiała to wszystko przetrwać i nie dać się załamać innym.

Musiała wierzyć, że wszystko będzie dobrze.

Aż dwa rozdziały jednego dnia, nadrabiam zaległości.

509 słów, trochę krótki, ale ważne, że mi aię podoba. Taki bardziej... emocjonalny.

Raczej nie jestem dobra w pisaniu takiego typu rzeczy, ale... myślę, że wypadło całkiem całkiem.

Meeeediaaaa ❤ (sorki za to, że to screen, ale nie chciało mi się przycinać)

No ale przynajmniej wiecie, jak viria nazywa się naprawdę na instagramie.

DON'T FORGET ABOUT YOUR OLD FRIEND. . . leo valdez (zawieszone?)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz