18. Złamane serce

3.3K 142 114
                                    

Mieć złamane serce to jakby żyć z świadomością tego, że zaraz umrzemy. Niby jest dobrze, a w środku tak niesamowity chaos. I wciąż nas pochłania. Nieprzerwanie, a skutecznie. Tracimy każdą cząstkę duszy, która zostaje poszarpana na strzępy. I w tym wszystkim ta osoba. Kochana osoba, dla której tą duszę moglibyśmy sprzedać. To ona właśnie wbija nam nóż i kaleczy duszę. Z uśmiechem, jak najgorszy psychopata. 

Skoro masz złamane serce, to znaczy, że się starałaś.

-Elizabeth Gilbert 

Wstałam z ogromnym bólem głowy i katarem. Niemal od razu sięgnęłam po tabletki przeciwbólowe, które miałam w szafce i łyknęłam dwie na raz. 

-Jezus -westchnęłam i znów opadłam na łóżka próbując pociągnąć nosem. 

-Julka, gotowa...

Marcysia przerwała w pół słowie widząc mój stan. 

-Aż tak źle wyglądam? -spytałam. Mój głos przypominał starą, niedołężną babcię przez zatkany nos. 

-Patrz -podała mi lusterko, które leżało na toaletce. Kiedy zobaczyłem swoje odbicie o mało nie zakrztusiłam się powietrzem.

Mój nos był dwa razy większy i czerwony jak pomidor. Oczy miałam spuchnięte, a usta do bólu suche. 

-Gdzie ty się tak załatwiłaś? -usiadła koło mnie. Popatrzyła na mnie ze współczuciem. 

-Nie mam bladego pojęcia -rzuciłam zdenerwowana -Masz jakieś leki? 

-Jasne, zaraz Ci przyniosę. Powiem Karolowi, że nie jedziesz z nami do San Francisco. 

Cholera, zapomniałam o tym 

-Dzięki, Marcucha. 

Tak, więc cały dzień spędziłam na leżeniu w łóżku. Dosłownie. Raz tylko się ruszyłam, aby pójść do toalety. Czułam się naprawdę okropnie, a wciąż nie znałam przyczyny swojego przeziębienia. Kichałam, prychałam i kaszlałam, a leki, które dała mi Marysia wciąż nie pomagały. Zostałam wyłączona z pracy, a to denerwowało mnie najbardziej. Powinnam załatwiać inne rzeczy, a nie leżeć chora w łóżku i czytać jakieś tanie romansidło. 

-Przyjechaliśmy! -usłyszałam krzyk z dołu na co zasmarkałam. Zeszłabym na dół, ale czy mam na to siłę? Oczywiście, że nie. 

-Hejka -rzucił Kamil, który stanął w progu moich drzwi -Przeziębiła się kobita? 

-No i to strasznie. Jak tam było w San Francisco? 

-Bardzo fajnie, dużo drogich samochodów -uśmiechnął się na co parsknęłam śmiechem. Już od dawna wiadomo, że Poczciwy ma obsesję na punkcie drogich i ładnych samochodów. Zastanawiam się czy kiedyś mu to przejdzie. 

-Chcesz zejść na dół? Kupiliśmy Ci jakąś ciepłą zupę i leki. 

-Nie mam siły, ale dziękuję -uśmiechnęłam się lekko. 

Chłopak popatrzył na mnie, a jego wzrok wskazywał na to, że coś wymyślił. 

-Mogę Cię zanieść. Nie będziesz musiała schodzić, a odizolowana od świata być nie możesz -zaproponował i podszedł do mnie. Zachichotałam na ten pomysł, ale poparta słowami chłopaka przysunęłam się bliżej niego. Złapał mnie pod udami, a ja w tym samym momencie zawiesiłam ręce na jego szyi. Pachniał ostrymi perfumami i... frytkami? 

-Jadłeś frytki? -spytałam kiedy wychodziliśmy z pokoju. 

-Tak, czuć? 

-I to bardzo -zachichotałam i oparłam swoją głowę o jego bark. Nasze klatki się stykały przez co czułam jak chłopakowi bije serce. Emanował wewnętrznym ciepłem, więc kiedy byłam tak blisko niego nie czułam zimna, które towarzyszyło mi od samego rana. 

Może i jestem głupkiem, ale Cię kocham/Patecki (POPRAWIANE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz