Rozdział 1

442 22 7
                                    

Jednego z wielu, chłodnych wieczorów 22 letni student architektury udał się na samotny spacer, w swoje ulubione miejsce. Leśńa polana, z dala od miasta. Jedno z niewielu miejsc, w których brunet zaznał by ciszy i spokoju. Po drodze mijał różnych ludzi, zakochanych i tych samotnych. Nie był on towarzyski, wolał obserwować. Od kiedy pamiętał wiele ludzi chciało się z nim przyjaźnić, ale on był samotny, z własnego wyboru. Nie lubił tłumów i imprez. Szedł z myślą, że jak zawsze uda mu się odpocząć. Cisza i spokój była tym, czego młody student teraz potrzebował. Jego ulubiona polana mieściła się w niewielkim lesie. Rzadko uczęszczanym przez ludzi. Niestety w drodze do jego królestwa musiał przejść przez miasto. Była godzina 16, więc dużo ludzi kończyło prace a na ulicach powstawał tłok. Na nie szczęście bruneta jego  brzuch zaczął domagać się obiadu. Niezbyt zachwycony tym faktem, udał się do najbliżej piekarni. Niechętnie wszedł do środka i ustawił się w kolejce. Kiedy nadeszła jego kolej obdarzył sprzedawczynię swoim klasycznym zimnym wzrokiem. Widać było że trochę ją to zmartwiło ale Levi nie zwracał na to większej uwagi. Po 4 minutach wyszedł z piekarni. Mimo że był tam tylko chwilę miał już dość. Szedł pośpiesznym krokiem w kierunku lasu. Po drodze zgłodniał jeszcze bardziej więc usiadł na pobliskiej ławce i wyjął swój posiłek. Rozkoszował się smakiem świeżo upieczonych bułek. Po paru minutach dosiadła się do niego kobieta. Rude włosy do ramion, dosyć zgrabna. Levi nie przyglądał się jej jakoś szczególnie, ponieważ jej osoba kompletnie go nie interesowała. Kobieta była wyraźnie zawiedziona że młody student nie poświęca jej uwagi. Levi nie lubił kiedy ktoś się narzucał i zmuszał go do rozmów, niestety rudowłosa okazała się tym typem człowieka o czym on zaraz miał się przekonać.

- Jak się nazywasz? Ja jestem Petra Ral.- rudowłosa bawiła się przy tym wlosami i spoglądała na Levi'a zalotnie.

- Levi. Więcej nie musisz wiedzieć.- Odpowiedział jak zawsze swoim zimnym tonem. Miał szczerą nadzieję że kobieta odpuści rozmowę z nim. Jak w wielkim był błędzie.

- Cudowne imię Levi. A powiedz mi mogę dostać twój numer telefonu?- zapytała kobieta i zrobiła maślane oczy.

Brunet niechętnie obdarzył ją spojrzeniem. Nie cierpiał takich ludzi i nie miał zamiaru dawać jej swojego numeru.

Wstał z ławki i na odchodne powiedział typowe dla siebie "tch!.." i ruszył w dalszą podróż do lasu. Był zdenerwowany, że nie mógł w spokoju zjeść. Niestety, takie sytuacje przytrafiały się mu się dosyć często z czego niekoniecznie był zadowolony. Kiedy od celu dzieliło go niespełna 500m zaczęło kropić. Brunet zmartwił się czy nie nadchodzi burza ale na szczęście tylko padało. Gdy dotarł do lasu był kompletnie przemoczony. Czarne dżinsy i koszulka przyklejały się do jego dobrze zbudowanego ciała. W drodze na polane powoli przestawało padać, kiedy dotarł na miejsce, w ogóle nie kropiło. W powietrzu unosił się zapach wilgoci a on chodził bo mokrej trawie. Brunet wyjął koc piknikowy i rozłożył pod jakimś drzewem. Usiadł i oparł się plecami o pień drzewa. Zamknął oczy i rozkoszował się błogą ciszą. Siedział tak z dobre 10 minut kiedy coś właśnie miało mu przeszkodzić. Coś trzasnęło, dźwięk jakby łamanej gałęzi i szmer liści pod nogami. Brunet niechętnie otworzył oczy i ujrzał postać wbiegającą na polanę.

Until we meet again. Riren/EreriWhere stories live. Discover now