Hans

23 1 0
                                    


Zatrzymałem się jeszcze na schodach, słysząc krótki bieg. Obejrzałem się za siebie i gdy chłopiec wolno podążył do kuchni, znalazła się też osoba odpowiedzialna za niego.
Przyjrzałem jej się krótko i uniosłem brew.
Jako jedyna z wszystkich służących miała w sobie tyle odwagi by się otwarcie sprzeciwiać i wyrywać kiedy SS-mani praktycznie mogliby ją zabić. Bo skąd mogli wiedzieć, że wyrywa się do chłopca a nie próbuje zbiec? W takich wypadkach każdy będzie zastrzelony, niezależnie od tego kim jest, jakiej jest aparycji i kto się postarał aby ta osoba mi służyła.
Widząc przez krótką chwilę krew na policzku dziewczyny przygryzłem lekko dolną wargę i spojrzałem gdzieś w sufit, starając się pozbierać cierpliwość, która lada chwila gdzieś by się zawieruszyła i byłby pogrom. Należę do osób cierpliwych w momencie, w którym sam to sobie zaplanuję. W innych wypadkach... jest mi bardzo ciężko.
Klaus stanął bliżej drzwi, wyprostowany i spojrzał w moim kierunku. Postanowiłem zawrócić, bo jeśli nie zacznę tego tematu teraz- w przyszłości mogę się tylko bardziej irytować. Zszedłem znów na niższe piętro i powolnym acz pewnym krokiem wszedłem do jadalni, w której jeść mogliśmy tylko my. Służba miała swój mały kącik na zapleczu przy kuchni, ale pojedyncze jednostki, którym trafił się "dyżur" stały w kątach naszej jadalni, będąc na każde nawet najmniejsze skinienie.
Kiedy wszedłem do środka, wszyscy SS-mani podnieśli się z miejsc. Od niechcenia spojrzałem po ich twarzach i zaraz zwróciłem wzrok w stronę Klausa nakazując mu wejście do środka i zamknięcie drzwi. Kiedy to zrobił a służba opuściła pomieszczenie, zajął odpowiednie miejsce a ja mogłem zacząć mówić.
Wpierw odetchnąłem jakby miało to odgonić wszelkie nerwy, które tak naprawdę mi towarzyszyły. Oczywiście- nie widzę nic złego w karaniu służby, ale muszę dbać o estetykę w tym miejscu. Jeśli będę miał przyjemność gościć ważne osobistości- jak zaprezentują im się moi służący? Wyjdą tak z rozciętymi policzkami? Na pewno nie.
- Myślicie, że mało mam na głowie, prawda..? - zapytałem spokojnie, patrząc po nich z uwagą. Moje czarne oczy gotowały się od chęci stworzenia tu totalnego pobojowiska.
- Co w tej chwili powinienem robić? - mruknąłem, jednak mój ton powoli stawał się nerwowy - Zająć się obowiązkami czy może powinienem przejmować się losem tych gnid!?
Spojrzałem po nich wszystkich i choć nie każdy się przyczynił do wyglądu zewnętrznego służby- każdy będzie musiał o tym pamiętać.
- Najłatwiej dać komuś w pysk, prawda? - ton mojego głosu znów nieco się uspokoił. Po tych słowach mogłoby się wydawać, że naprawdę się przejmuję. Ale kolejne słowa totalnie to wyparły.
- Bijcie tam, gdzie nie widać... - rozłożyłem niewiele ręce i spojrzałem na nich jak na bandę osłów - Czy to takie trudne?
Zapytałem i dostrzegłem w oczach moich ludzi pewną ulgę. Ba, byli nawet szczęśliwi, że nie powiedziałem nic o bezpodstawnym karaniu a jedynie o tym, by ich twarze- wizytówki, były nieskazitelne. Bo co mnie obchodzi jak noszą się pod ubraniami?
Sam uśmiechnąłem się całkiem szczerze, lecz cwanie, w momencie, w którym skończyłem mówić. Życząc dobrego posiłku opuściłem jadalnię a wszyscy ponownie usiedli na miejscach i kontynuowali rozmowę jak gdyby nigdy nic.
Powróciłem na górę, gdzie przesiedziałem aż do wieczoru.
W godzinach kolacji wraz z Franzem zeszliśmy na dół. SS-man dołączył do mnie krótko po swoim obiedzie i towarzyszył mi następne godziny.
Kiedy zjawiła się cała reszta, udaliśmy się do jadalni i jednocześnie zasiedliśmy do stołu.
Przy tej kolacji służącymi były Anna wraz z jedną Polką.
Wszystko przygotowane było bardzo starannie. Kobiety najwyraźniej wiedziały, że każdy najmniejszy szczegół, który nie będzie odpowiadał któremukolwiek z nas- może się źle skończyć.
Kiedy Anna zjawiła się z czerwonym winem, skinąłem głową, a ta nalała go do kielicha, po który zaraz sięgnąłem.
Spojrzałem w krwistą czerwień i uśmiechnąłem się pod nosem, chwilę milcząc.
Podniosłem spojrzenie i odetchnąłem cicho, spoglądając po towarzyszach.
- Po otrzymaniu raportów Reichsfuhrer Heinrich Himmler wydał inspektorowi Oberfuhrerowi Richardowi Glucksowi rozkaz założenia obozu koncentracyjnego w Auschwitz.. - powiedziałem i kiwnąłem nieznacznie głową.
- Kolejne wielkie przedsięwzięcie - uśmiechnął się Johann na co reszta entuzjastycznie skinęła głową.
Spojrzałem na niego i uniosłem brew z szerszym uśmiechem, podnosząc nieco kieliszek.
- Kolejne wielkie i doskonałe przedsięwzięcie - poprawiłem go i nisko się zaśmiałem, upijając nieco czerwonego wina.
W momencie, w którym większość z nas pogrążyła się w rozmowie na temat powstałego planu, Klaus milczał i jedynie słuchał, choć w głowie kręciły mu się zupełnie inne myśli.
Spoglądałem co jakiś czas w jego kierunku, dość kontrolnie, jednak ten nawet na nas nie patrzył a wzrok wbity miał w talerz.
Przeniosłem wzrok przed siebie, na Franza i uśmiechnąłem się krzywo, złączając ręce oparte łokciami o brzeg stołu.
- Nie podzielasz naszego entuzjazmu, Klaus? - mruknąłem a wszyscy spojrzeli w jego kierunku. On sam lekko się poderwał i spojrzał na mnie jakbym go dopiero co obudził.
- Jak najbardziej podzielam, komendancie. Przepraszam, zamyśliłem się.. - powiedział i sięgnął po serwetkę, przecierając usta po najwyraźniej skończonym posiłku.
Nie patrząc na niego a wciąż wbijając wzrok w Franza, kiwnąłem głową.
- Zauważyliśmy.. - mruknąłem z uśmiechem a reszta zareagowała cichym śmiechem.
- Przepraszam, nie czuję się najlepiej. Za pozwoleniem.. - powiedział, powoli się podnosząc. Spojrzałem na niego kątem oka i chwilę mu się przyjrzałem jednak ponawiając kiwnięcie głową- zgodziłem się na jego opuszczenie jadalni.
Odetchnąłem ciężko i spojrzałem gdzieś w górę, a krótko po tym kontynuowałem posiłek.
Klaus oczywiście symulował. Uznał, że będzie to jedyny moment by złapać służącą i dopiec jej za to, co miało miejsce po obiedzie. Najwyraźniej ciężko mu przyszło znosić moje złe spojrzenie i karcące słowa przy pozostałych. Siedziało to w nim resztę dnia i postanowił to z siebie wyrzucić. Na dodatek ma możliwość ukarania służby w sposób nie rzucający się w oczy.
Wyszedł na zewnątrz by znaleźć dziewczynę w chacie obok rezydencji lub na nią zaczekać. Co chwilę się rozglądał jakby ktoś miał go zaskoczyć ale wkrótce nieco się wyluzował i opierając się o zimną ścianę, odpalił papierosa i czekał na ofiarę, w ten zimny, kwietniowy wieczór. 

"A wszystko zaczęło się od... ciasteczka"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz