Chapter Nine

2.4K 138 9
                                    

Toledo, godzina 20:30

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Toledo, godzina 20:30

W domu było słysząc tylko dźwięk moich obcasów. Jedna część domowników pojechała na festyn, a reszta siedziała w swoich pokojach. Schodząc po schodach na dół tak naprawdę to nie wiedziałam czego się spodziewać. Nadal plułam sobie w brodę, że przegrałam z mężczyzną. Najwyraźniej on też nie marnował czasu i trenował. Słyszałam szybkie bicie mojego serca, a to nie był dobry znak. Musiałam się uspokoić, żeby mężczyzna nie pomyślał, że się stresuje. Zamierzam przetrwać te kilka godzin w jego towarzystwie i wyciągnąć z niego całą prawdę. Tylko ta myśl powodowała, że tak ochoczo tam szłam. Dzięki alkoholowi, który spojrzałam nie stresowałam się aż tak bardzo. Gdy dotarłam na dół, ruszyłam w stronę jadalni i ustałam przed wejściem do niej. Odetchnęłam kilka razy głęboko i poprawiłam włosy oraz wygładziłam sukienkę.

Gdy weszłam od razu w oczy rzucił mi się stół z przygotowaną kolacją. Przeniosłam zdezorientowany wzrok na mężczyznę, który szedł w moim kierunku. Miał na sobie czarny garnitur, który doskonale opinał jego szczupłą sylwetkę. A ja byłam pod naprawdę dużym wrażeniem. Wyglądał dobrze, a wręcz mogłabym powiedzieć, że nawet bardzo dobrze. Szedł do mnie i widziałam jak na mnie patrzył. Jego wzrok błądził po moich odkrytych nogach i lekko odsłoniętym biuście. Specjalnie wybrałam tą sukienkę, ponieważ odsłaniała tyle, żeby zawiesić wzrok i jednocześnie pozwolić działać wyobraźni. A sądząc po minie mężczyzny bardzo odpowiadała mu taka kreacja.

—Wyglądasz przepięknie, cariño.—widziałam te radosne ogniki w jego oczach. Czyli jednak się nie myliłam i gust mu się nie zmienił. Na jego komplement poczułam miłe ciepło rozlewające się po całym ciele.

—Dziękuję.—posłałam mu lekki uśmiech, nie zamierzałam być w stosunku co do niego niekulturalna. Moja świętej pamięci mama zawsze mówiła, że nieważne z kim będę rozmawiała, każdemu człowiekowi należy się szacunek.

Wskazał ręką miejsce przy niewielkim stole, a ja ruszyłam w wyznaczonym przez niego kierunku. Berlin szedł za mną, a gdy poczułam jego ciepłą rękę na moich odkrytych plecach znowu moje ciało wypełniło jakieś dziwne ciepło. Serce mi przyspieszyło i poczułam suchość w gardle. Odsunął mi krzesło jak prawdziwy gentlemen, a gdy usiadłam przysunął je bliżej stołu.

Spojrzałam na talerz przede mną i byłam naprawdę zdziwiona, gdy ujrzałam na nim jedno z moich ulubionych włoskich dań, czyli rigatoni. Uwielbiałam włoską kuchnię, a Andres doskonale o tym wiedział.

—Sam to przygotowałeś?—spytałam zdziwiona. Nie spodziewałam się tego po mężczyźnie.

—Oczywiście, dlaczego to Cię dziwi?—nalał mi i sobie do kieliszka wina. Było to również moje ulubione wino i smakowało znacznie lepiej niż to od Tokio.

—Nigdy nie przepadałeś za gotowaniem.—przypominałam mu, a on w tym czasie zajął miejsce naprzeciwko mnie.

Gdyby nie to wszystko co mi zrobił, pomyślałabym, że jest to jedna z moich ulubionych randek. Jednak nie da się wymazać przeszłości i nie ukrywając, to nie jest żadna randka.

Bella Ciao || La casa de papelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz