Szłam szybkim krokiem do wioski w samotności po drodze słuchając śpiewu ptaków, a moje włosy kołysał delikatny wietrzyk. Patrzyłam w bezchmurne niebo, a promyki słońca ogrzewały moją twarz.
- Hej, Cordelia!
Spojrzałam do tyłu, i zobaczyłam jak Rylan do mnie podbiega.
- Gdzie tak będziesz? - stanął obok mnie lekko dysząc.
- Chcę się przejść.
- Więc, może chciałabyś się przyłączyć do jazdy konnej?
Nigdy przedtem nie jeździłam konno, I nawet boję się dużych zwierząt. Jestem za duża na kucyka, więc pewnie dostałabym wysokiego konia.
- Przepraszam, ale nie - powiedziałam zdecydowanie. Ruszyłam przed siebie, a Rylan dotrzymywał mi kroku.
- Dlaczego nie?
- Nie umiem jeździć.
Przedtem gdy byłam mała zobaczyłam jak zwierzę potrafi nadepnąć na stopę, a nawet zacząć wierząc i zwalić jeźdźca wyrządzając mu krzywdę. Od tego czasu, nie chciałam wsiąść, bo się bałam, że stanie się ze mną tak jak z koleżanką moich przyszywanych rodziców. Że przez chwilę nie uwagi, stracę kontrolę nad zwierzęciem i wyląduje w szpitalu ze złamaną nogą i obojczykiem.
- Nie ma problemu, nauczę cię - nalegał.
- Ale ja naprawdę nie chcę - próbowałam mu wyjaśnić, żeby dał mi z tym spokój.
- Zaufaj mi są tu tylko konie bardzo łagodne i posłuszne. Nieraz widzę, że rozumieją co się do nich mówi.
Zaczęłam to rozważyć.
- Obiecuje że nie stanie Ci się krzywda, dopilnuje tego.
- No niech będzie.
Rylan kierował mnie do miejsca z którego mieliśmy wyruszyć konno w teren. Trochę się stresowałam ale postanowiłam zaufać Alfie.
Minęliśmy wioskę, I trochę dalej stał niewielki, skromny domek drewniany. Na przeciwni niego stała zapewne stajnia z słupkami siana i opartymi obok widłami.
Mój wzrok powędrował nieco dalej do pastwiska na którym spacerowały konie.- To mój znajomy, hoduje tu swoje rumaki i daje mi na nich pojeździć.
Z domku wyszedł starszy mężczyzna w kraciastej bluzce i ogrodniczkach.
- Witaj Algo, trochę cię tu nie było - uśmiechnął się mężczyzna.
- Hej, na szczęście teraz mam trochę czasu - podali sobie dłonie na przywitanie - no wiesz praca.
Mężczyzna zwrócił swoją uwagę na mnie.
- A kogo to dzisiaj przyprowadziłeś ze sobą? - założył ręce na klatkę.
Rylan klepnął mnie delikatnie w ramię. Teraz to obaj byli wpatrzeni we mnie.
- To jest Cordelia, będzie się dopiero uczyła.
- A rozumiem. Tak więc nie zatrzymuję.
Ukłonił się Rylanowi i zniknął za stajnią.
- Dobra, to idziemy po nie.
Weszliśmy, do stajni a cały kusz poleciał prosto na nas. Przecierałam oczy, gdy Alfa podawał mi coś do ręki.
- Ale ja...
- Jak chcesz jeździć musisz najpierw osiodłać.
Wzięłam od niego uwiąz i Spojrzałam na Karego konia.
- Chyba, że chcesz żebym ja to zrobił.
- Nie, spoczko dam radę.
Rylan wskazał na gniadego konia z gwiazdką na środku głowy pokazując, że na nim będę się szkolić.
Zaczepił uwiąz o ciemny kantar karego rumaka i otworzył boks. Wyszedł, a ja wraz z koniem trzymanym na uwięzi podążyłam w ślad za nim.- Będziesz dla mnie dobrym konikiem, prawda? - pogłaskała do po pysku.
- Zmień stronę - powiedział Rylan, kiedy zobaczył, że prowadzę konia po drugiej stronie. Wykonałam jego polecenie.
Uczyłam się kiedyś o sprzętach jeździeckich oraz umaszczeniu maści koni i zapewne teraz moja wiedza się przyda.
Przywiązaliśmy konie do słupków i poszliśmy po sprzęt jeździecki jak i szczotki.
Gdy przynieśliśmy już cały potrzebny sprzęt, wzięliśmy się za wyszczotkowanie naszych wierzchowców.- To jest Moli - wskazał na gniadą klacz.
Stała spokojnie, i nie ruszała się z miejsca tylko przez cały czas machała ogonem nie raz uderzając mnie szorstkim włosiem.
Koń, którego wybrał chłopak był bardzo niespokojny i kręcił się, przez co Rylan musiał uważać na stopy.
Dokładnie wyszczotkowałam sierść, ogon oraz grzywę i zajęłam się siodłaniem.
Gdy nakładałam ogłowie klacz posłusznie otworzyła pysk i przyjęła wędzidło. Bardzo łatwo poszło, jednak z siodłem było gorzej. Było ciężkie i nie dawałam rady zarzucić go na jej grzbiet.
Na szczęście podszedł Rylan i pomógł mi poprawiając tym samym czaprak i zapinając popręg.
Gdy konie były już gotowe do jazdy, Rylan złapał mnie w Tali i wsadza na siodło, dopasowując do mnie strzemiona.- Znasz się na jeździectwie - powiedziałam, gdy złapał mnie za kostkę i mierzył długość strzemiona.
- Jazda konna jest moją pasją od dziecka, więc nic dziwnego, że się na tym znam.
Gdy i on wszedł na konia nieco wyższego od Moli, podał mi toczek i spokojnym stępem wyruszyliśmy w teren.
Jechaliśmy po polanie i z daleka omijaliśmy las, ponieważ przebywało tam dużo wilkołaków i nie chcieliśmy, żeby konie się spłoszyły.
Dopiero się uczę i nie mam zamiaru spaść.- Dobrze Ci idzie - uśmiechnął się Rylan.
Jego mięśnie były spięte a palce mocno trzymał na wodzy. Czarny rumak nie był zadowolony z faktu, że się na nim jeździ i na każdym kroku dawał to Rylanowi do odczucia. Był niespokojny, i szarpał a nawet wyrywał się mu do przodu.
- Dziękuję, to jest wspaniały koń - odwzajemniłam uśmiech.
Jeździliśmy już kilka godzin, a ja byłam tak spokojna, że mogłabym odrzucić wodzę i dać Moli wolną rękę.
Była bardzo posłuszna bo w zasadzie nic nie robiłam, a ona sama podążała obok konia Alfy.- To najbardziej spokojny koń w całej stajni, dlatego Ci ją dałem.
Na samym początku obiecał, że nie stanie mi się krzywda i dotrzymuje słowa.
- Dziękuję, że mnie namówiłeś na jazdę. To jest bardzo fajne.
- No oczywiście, że jest, następnym razem jak będę tu szedł, też zabiorę cię ze sobą.
Za pagórka zobaczyliśmy jak jakiś chłopak biegnie w naszą stronę.
Moli skuliła uszy, zaczynając się cofać. Na to sama stałam się nie spokojna, co nie uszło uwadze Rylana.- Nie biegnij, chyba że chcesz za chwilę Cordelie z ziemi podnosić. - krzyknął do chłopaka, który na jego słowa zwolnił, a klacz się uspokoiła.
- Wybacz Alfo. - ukłonił się - Chcę Cię poinformować, że wszystko jest już gotowe.
Rylan skinął mu głową i uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Co jest gotowe?
- Powinniśmy już wracać, zaraz sama zobaczysz.
CZYTASZ
Należysz do mnie KOCHANIE
VampirCordelia żyła w przeświadczeniu, że jest zwyczają dziewczyną z trudną przeszłością. Nawiedzały ją w nocy koszmary o śmierci kobiety, a ona sama była jeszcze dzieckiem. Nagle zostaje porwana i zmuszona do życia w obcym dla niej miejscu. Życie Cordel...