#21 - Domek na drzewie

90 16 37
                                    


— O Boże, Serafin, przepraszam! — Zakryłam usta dłonią, widząc, że chłopak naprawdę skręca się z bólu. Był aż tak mało odporny, czy to ja zdzieliłam go tą szpilką zbyt mocno? — Było mnie nie zachodzić od tyłu!

— No tak, to zawsze jest moja wina! — syknął przez zęby, stawiając powoli nogę na lekko ośnieżonym trawniku. — Jak nie wiesz, na kogo zrzucić, to Serafin zawsze jest gotowy wziąć to na klatę!

— No przecież mówię, że przepraszam. Chodź, zaprowadzę cię do środka i znajdziemy jakiś lód.

Wzięłam go pod rękę i tak prowadziłam kuśtykającego wielkoluda, zwracając na nas uwagę wszystkich ludzi dookoła. Patrząc na jego skwaszona minę, trochę mi przeszła złość za to, że spał z inną dziewczyną. Wciąż chciałam się dowiedzieć, na co mu te jego szemrane interesy, ale sprawa ta była na tyle delikatna, że mogła poczekać.

Posadziłam chłopaka na najbliżej stojącym wejścia krześle i pobiegłam (a raczej starałam się biec) do kuchni w poszukiwaniu lodu. Nie wiem, jakim cudem na imprezie, na której znajdowała się tona alkoholu i gazowanych napojów, nigdzie nie mogłam znaleźć choć kostki lodu. W końcu, zdenerwowana, złapałam jakieś mięso z zamrażarki i kawałek ścierki rzuconej koło zlewu i z takim pakunkiem wróciłam do Serafina. Nie marszczył już czoła, ba – roześmiał się, widząc zestaw ratunkowy, który udało mi się skompletować.

Rzuciłam w niego zmielonym kurczakiem, a sama przysiadłam na kanapie obok. Przyglądałam się Glińskiemu, mrużąc oczy.

— No i czego się tak gapisz, Szawluk? — prychnął. Oho, zawsze robi się nieciekawie, kiedy ktoś nazywa cię po nazwisku. — Nigdy nie widziałaś cierpiącego faceta?

— Myślałam tylko, że Gliński to nieczuły dupek. Nie sądziłam, że można go zranić nieszkodliwym butem. — Starałam się naśladować jego ton głosu.

Chciałam coś dodać, ale wtedy sprzed budynku zaczęto wypuszczać fajerwerki. Spojrzałam na zegarek, a potem na wstającego z krzesła Serafina. Właśnie mieliśmy nowy rok, a ja spędzałam go, próbując udawać obrażoną na cały świat dziewczynkę.

— Szczęśliwego Nowego Ro... — zaczęłam, ale wtedy Serafin mnie pocałował.

Chłopak miał jakiś kompleks przerywania mi. Może nie podobał mu się mój ton głosu? Nie lubił, jak mówię? Co mówię? A może po prostu kręciło go, gdy urywałam wpół zdania?

Ten pocałunek był inny niż ten pierwszy, który mi skradł. Tamten był gwałtowny i niepochamowany. Teraz Serafin po prostu musnął ustami moje usta i ich nie odrywał, czekając na moją reakcję i pozwolenie. A ja, pamiętając jego uśmiech w czasie wigilii teatralnej, pozwoliłam się całować dalej, choć nie wiedziałam, czy robię to tak, jak powinnam. W szpilkach byłam odrobinę wyższa, więc pozwoliłam sobie objąć go za szyję i palcami w końcu pogładzić te jego niesforne, lekko kręcące się nad karkiem kosmyki.

Za wielkim oknem ludzie cieszyli się z nadejścia nowego roku, a ja bezwstydnie oddawałam się swojemu prawdziwemu pocałunkowi z Serafinem Glińskim, który chciał zmusić mnie do miauczenia, od którego dostałam kinky zestaw kocich akcesoriów. Serafinem, który uratował mnie przed Adamem, który, gdy potrzebowałam, odwiózł mnie do domu czy pojechał do sklepu.

Gdy w końcu odsunęliśmy się od siebie, on pogładził mnie na policzku.

— Właśnie odebrałeś mi pierwszy, prawdziwy pocałunek, Gliński — powiedziałam, patrząc prosto w jego ciemne oczy.

Nie taki #badboy strasznyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz