Sara

11 1 0
                                    


Reakcję mężczyzny dało się przewidzieć, jednak była dla mnie jakiegoś rodzaju szokiem. Mieszkał i nadzorował miejsce, gdzie ginęła masa ludzi, ale najwidoczniej nie musiał nawet zaprzątać sobie głowy tak oczywistą sprawą jak pochówek. Miał od tego swoich ludzi, a moje pytanie w równym stopniu zbiło go z tropu, co rozśmieszyło i wcale nie wiedziałam, która opcja jest tą gorszą. Czułam na sobie jego wzrok. Oglądał mnie, poddawał kontroli i wnikliwej ocenie. Odnosiłam wrażenie, jakby po mojej skórze przemykały maleńkie mrówki. Gilgotały, ale także irytowały i gryzły. Nie drgnęłam jednak ani odrobinę, tylko jeszcze bardziej zacisnęłam powieki. Komendant powtórzył moje ostatnie słowo, jakby chcąc upewnić się, czy aby na pewno dobrze mnie zrozumiał, a potem kazał nam spalić zmarłą dziewczynę. Myślałam, że żartuje, ale szybko dotarła do mnie myśl, że nie. Przekonałam się już, że lubi zabawę, a taki rozkaz bez żadnego udowadniania można było takową nazwać. Totalnie zapomniałam, aby po prostu wyjść z gabinetu, kiedy dowiem się już wszystkiego, po co przyszłam zawracać komendantowi głowę. Przypomniał mi o tym jego wciąż spokojny głos, drgnęłam więc wyrwana z letargu i ruszyłam ku drzwiom. Szybko jednak kazano mi się zatrzymać. Niemal roześmiałam się słysząc pytanie o moje imię, ale w porę zatkałam sobie gębę.
- Sara, panie komendancie. - Powiedziałam cichym, acz pewnym głosem i rzuciłam niewiele starszemu mężczyźnie przelotne spojrzenie. Wystarczyło, abym przekonała się, że niczego więcej już ode mnie nie chce. Po wyjściu z gabinetu od razu skierowałam się do baraku, w którym zostali mężczyźni, aby tuż po uzyskaniu informacji, po które zwróciłam się do Hansa pochować zmarłą dziewczynę. Powiedziałam im, że mamy ją zwyczajnie spalić. Że jej ostatnią przysługą będzie ogrzanie nas. Nie zareagowali na te słowa i to chyba dobrze, ale widziałam jak pod nosem mruczą obelgi w stronę młodocianego SS-mana. Temu akurat się nie dziwię. Mam nadzieję, że kiedyś poszczęści mi się do tego stopnia, że dosięgnie go moja ręka. Jestem pewna, że będzie to dzień najpiękniejszy w moim życiu... We trójkę naprędce zbudowaliśmy stos ze starych patyków, na którym położyliśmy skatowaną dziewczynę. Jeden z mężczyzn, sprowadził SS-mana, aby ten osobiście podłożył ogień. My nie mieliśmy czym. Stałam tam chwilę obserwując, jak ogień coraz bardziej się rozprzestrzenia. Jak obejmuje coraz więcej ciała zakrytego białym płótnem. Kiedy naszych nozdrzy dosięgnął smród palonych włosów i powoli topiącego się mięsa wszyscy posłusznie wróciliśmy do pracy. [...]
Już następnego dnia odczułam wyraźną zmianę. Jak zwykle przed pracą wszyscy razem udaliśmy się na śniadanie, a ja stanęłam w kolejce z nimi; tak samo jak za każdym razem, jednakże jeden z młodych SS-manów podszedł do mnie i zaprowadził do wolnego okienka. Okienka, z którego posiłki wydawane były tylko oficerom. Czekało już tam na mnie śniadanie znacznie lepsze niż reszty służby i o wiele większe. Bardzo się zdziwiłam, jednak szybko przypomniałam sobie wczorajszą rozmowę z komendantem. Pamiętałam tylko jego uważny wzrok, a wiele bym dała, żeby poznać jej przebieg, kiedy już opuściłam pomieszczenie. Czasu jednak cofnąć się nie da, lecz można obserwować wydarzenia, które zaczęły dziać się wraz z jego upływem. Większa i pożywniejsza porcja śniadania okazała się jedynie wstępem. Kiedy powtórzyło się to za którymś już z kolei razem, zaczęły się pytania od reszty grupy. Co zrobiłaś, że dają ci tyle jedzenia? Nie umiałam na to odpowiedzieć, bo sama nie wiedziałam. Od czasu do czasu podawano mi kieliszek wina, nową pościel czy poduszki do spania. Puszczano płazem moje błędy i nie musiałam już martwić się o występki żydowskiego 7-latka, który jednak wciąż nie odpuszczał mnie na krok. Pytania nie mijały. Zaczęły robić się jednak wręcz ironiczne i stać na równi z plotkami.
Mówiono, że sypiam z komendantem i przysięgam, że gdybym tylko dowiedziała się kto wypuścił tę informację w obóz, rozprawiłabym się z nim tak samo jak z Klausem. Byłam przecież Niemką, a to żadna ujma dla komendanta. Inna sprawa, gdyby wziął sobie za kochankę Polkę, albo Żydówkę... Byłam szpiegiem, ale nie tolerowałam dwulicowości. Może to i hipokryzja, ale jeśli dam komuś coś od siebie, a potem on wypnie się na mnie, nie może liczyć na moją litość. Gdybym jeszcze chociaż widywała komendanta... Szczerze mówiąc nie widziałam go od rozmowy w gabinecie, po której spaliliśmy pobitą dziewczynę, chyba że należy wliczyć krótkie, zdawkowe rozmowy na korytarzu lub polecenia przekazywane przez Franza, który stał się jakoby moim cieniem. Byłam skłonna dzielić się jedzeniem, oddać koc lub jedną ze zbędnych poduszek, ale ludzie woleli widzieć teraz kochanicę SS-mana i nikt nie został przy mnie, jedynie mały Beniamin i Jurek, który czasami nabierał ochotę na rozmowę. Nie zapominał, że uratowałam jego rękę. Już dawno przejrzałam motywy komendanta, nie sądziłam jednak, że ludzie tak odporni na wojenne niedogodności poddadzą się tak łatwo zwykłej zazdrości. Zaczęto nawet na mnie donosić, wrabiać w przewinienia, aby tylko pogorszyć moją sytuację. Za każdym razem jednak SS-man dawał mi tylko pouczenie, które kwitowałam uśmiechem i szybko wracałam do pracy. Nauczyłam się ignorować tych, którzy ignorują mnie i czas jakoś mijał. [...]
Tym razem Franz przyszedł po mnie w czasie posiłku. Jego zawsze elegancko wypastowane oficerki słyszałam już z korytarza. Nie musiał już szukać mnie wzrokiem wśród ludzi. Siedziałam bowiem sama w kącie; na widoku. Zdążyłam przełknąć ostatni kęs sytego posiłku, akurat wtedy, kiedy drzwi otworzyły się, a wysoki SS-man ruszył w moją stronę. Wstałam i od razu bez słowa ruszyłam za nim. Czułam na sobie zawistne spojrzenia dawnych przyjaciół, ale teraz jedynie mnie śmieszyły. Franz nigdy nie mówił mi, dokąd mnie zabiera. W ogóle odzywał się tylko wtedy, kiedy musiał. Za każdym razem, kiedy prowadził mnie po domowych korytarzach czułam lekki stres, nie przewidywałam jednak śmierci. Gdyby chcieli mnie zabić, zrobiliby to już dawno temu. W końcu zatrzymaliśmy się przed drzwiami, które widywałam dosyć często, nigdy jednak nie miałam okazji ich przekroczyć. Franz nawet się nie zatrzymując, z biegu wszedł do pomieszczenia, a mnie ogarnęło totalne zaskoczenie. W środku bowiem znajdowała się... krawcowa. Wszystkie stoliki, jakie tylko odszukano w pomieszczeniu stały zakryte przeróżnymi materiałami. Róże, błękity, żółcie, dosłownie wszystko. Postawiono tu także wysokie lustro, przed którym stała na oko 50-kilkuletnia kobieta. Odpowiednio pozdrowiła Niemca, który wyjątkowo zadowolony usiadł na pobliskiej leżance i odpalił papierosa. Po tym kobieta zwróciła się do mnie. Z uśmiechem złapała mnie za rękę i pociągnęła do siebie. Byłam tak otępiała, że nawet nie stawiałam oporu, wciąż nic do mnie nie docierało. Prędko zrzuciła ze mnie ubrania, zostawiła jedynie bieliznę i od razu zaczęła dopasowywać do mnie materiał. Sprawdzała, który kolor prezentuje się najlepiej i jeśli zdecydowała się na coś, prędko zapisywała to w małym notesiku. Spojrzałam zdezorientowana na przyjaciela komendanta, który uważnie się nam przyglądał. Odnosiłam wrażenie, że czasem jego wzrok zawiesza się zbyt długo w pewnych miejscach, ale nic nie mogłam z tym zdziałać.
- Co się dzieje? - zapytałam tylko. Franz spokojnie zaciągnął się papierosem i po chwili wypuścił z ust chmarę białego dymu. Spojrzał na mnie i chyba pierwszy raz uśmiechnął się najzupełniej szczerze.
- Hans otrzymał zaproszenie na bankiet. Szczerze mówiąc bardzo ważny bankiet. Postanowił zabrać ze sobą ciebie, ale nie przyzwyczajaj się. Robi to tylko dlatego, żeby uniknąć wścibskich pytań i natrętnych kobiet. Zapewne rozumiesz co mam na myśli. - Mruknął SS-man i na powrót skupił się na papierosie i pracy kobiety.
Kobieta uwijała się przy mnie bardzo prężnie i w końcu najwidoczniej zrobiła wszystko, co potrzebowała. Podziękowała za współpracę, a ja szybko ubrałam się i zostałam odprowadzona przez Franza do baraku. 5 dni później wezwano mnie ponownie. Tym razem jednak w pomieszczeniu oprócz Franza czekał sam komendant. 

"A wszystko zaczęło się od... ciasteczka"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz