Prezes Miau nieszczególnie przepadał za nowymi lokatorami w jego lofcie. Już wystarczyło, że tego Łowcę musiał jakość znieść... W prawdzie Sługa przestał od tamtej pory co rusz opuszczać mieszkanie i wracać z coraz dziwniejszym wyrazem twarzy, jakby mu ktoś co najmniej kocimiętki zaserwował, ale teraz naćpanych miłością tumanów było razy dwa.
Ale to to jeszcze nic! Sługa numer Dwa (bo Miau bardzo szybko zorientował się, że Nephillim są dużo lepsi w usługiwaniu od Podziemnych) okazał się być ledwo zalążkiem, pierwszą łyżeczką cukru w cieście w tym przepełnionym słodyczą małym świecie. Bardzo szybko okazało się, że kiedy pomioty ludzko-podobne łączą się w pary, na dłużej niż jedną noc, to wkrótce z tego połączenia powstaje kolejny pomiot. Mniejszy i dużo słodszy i, jak się później okazuje, wcale nie staje się on nowym sługą… Ba! Sługa numer Jeden zaczyna zapominać o swoich obowiązkach, wciąż ganiany przez czas oraz pluszowe kuwety, które z jakiegoś powodu mały pomiot ma zawsze przy sobie. Prezes Miau musiał przyznać, że bardzo to pomysłowe.
Ale pomimo całej tej pomysłowości małych istot, początkowo nie pałał do nich miłością. Był zazdrosny, zresztą miał o co być. Dwunożne, które czasem okazywały się być czworonożne, zabrały całą uwagę Sługi numer Jeden oraz Sługi numer Dwa, ale nie to było najgorsze! Razem z tą uwagą poszła w niepamięć cisza i coś, co Prezes nazywał „równowagą w domu”. Komoda w przedpokoju jest zawsze pusta, bo na niej lubił uciąć sobie popołudniowe drzemki w czwartki oraz wtorki. Fotel w rogu tarasu wyłożony był miękkimi poduszkami, a szklany stół w salonie znajdował się w odległości czterdziestu-dwu centymetrów od żółtej sofy wyłożonej bordowymi, czarnymi oraz granatowymi poduszkami. I miska w kuchni! Szklana. Z wyszlifowanymi wzorami w kształcie rybek. Ona zawsze była pełna suchej karmy.
I NAGLE TO WSZYSTKO ZNIKNĘŁO, DO CHOLERY.
Szafka w holu jest teraz tak zawalona, że nawet on, kot (!) nie jest w stanie jej oczyścić z tego syfu. Co innego zrzucić fiolkę brokatu na ziemię ku złości Sługi numer Jeden, a co innego zrobić to samo z pudełkiem pełnym pieluszek. Awykonalne. I fotel również zniknął. Zabrali go do sypialni i co najgorsze, pokój ten został przed prezesowym nosem zamknięty na wiele tygodni. Skandal. Już nawet nie przejął się tak przemeblowaniem w salonie, nawet nie tym, że w jego misce nie zawsze jest karma. Ale jemu, JEMU, zabroniono wstępu do SYPIALNI. Bo pomiot w niej jest. Leży tam i drze się niemal co noc. I potem Słudzy chodzą niewyspani i stąd inne problemy.
Po dłuższym zastanowieniu, Prezes Miau doszedł do wniosku, że to płacz małego pomiotu jest powodem, dla którego jego Słudzy się zepsuli. Dlatego, kiedy ci oddali się dziwnemu zwyczajowi kąpieli wieczornej w tej diabelskiej misce zwanej wanną, Miau postanowił wziąć sprawy w swoje łapki. Ostrożnie podszedł do drzwi sypialni bacząc na najmniejszy szmer. Stanął na swych tylnych łapach i dokonując wielkiego poświęcenia, sięgnął klamki, uchylając lekko wejście do pokoju.
Sypialnia tonęła w mroku. Grube zasłony uniemożliwiały ulicznemu światłu dostęp do wnętrza pokoju. Nawet gwar ucichł. Nagle wszystko tonęło w nicości. A szkoda. Dla kociego wzroku nietrudno było dostrzec sporą szafę Sługi oraz toaletkę pełną butelek, które aż kuszą by zostać zrzucone przez jego ogon. Prezes jednak wolał uniknąć późniejszego szorowania futra, które wymagać tego będzie po kontakcie z paskudnymi proszkami koloryzującymi twarze ludzkich istot. Przeszedł przez gruby dywan, w którym często lubił się wylegiwać w czasach, kiedy nie musiał obawiać się wykopania z pokoju. Piękne czasy. Zajrzał pod łóżko, gdzie wciąż powinna się znajdować jego różowa mysz z doczepianym, brokatowym ogonem. NIE BYŁO JEJ TAM.
Miau prychnął z oburzeniem.
I ku jego zdziwieniu odpowiedziało mu kichnięcie.
W rogu pokoju znajdowała się kołyska. Biała, pokryta koronkową (bleh) narzutą w zielone groszki. W kołysce coś zawzięcie ruszało zasłonką, która pokrywała szczebelki łóżeczka. I, co gorsza, to coś zaczęło wydawać coraz bardziej irytujące dźwięki. Prezes obrócił głowę w stronę dużego łóżka, a następnie z powrotem w stronę jego mniejszej wersji. Naprawdę nie rozumiał jaki sens jest w trzymaniu czegoś równie głośnego tak blisko łoża. Jak to musi koszmarnie przeszkadzać w kopulacji! Gdyby to od niego zależało, kociątko znajdowałoby się w nieco… innym miejscu. Oczywiście na czas kilku dni pierwszych pozostałoby w kojcu rodziców, którzy dbaliby o jego ciepło, ale te kilka dni powinno pozostać kilkoma dniami, a nie przeradzać się w miesiące!
Miau stracił ważne sekundy na tym rozmyślaniu, a przez ten czas pomiot zdążył się już całkowicie obudzić. A to oznaczało nagłe przybycie pomiotów w wersji XXL. A TO z kolei oznaczało, że Prezes ma przesrane u Sługi za wejście do sypialni. Te wszystkie czynniki skłoniły Miau to podejścia do kołyski, a następne wdrapania się na parapet, z którego mógł obserwować ludzkie kociątko.
Dziwna to była istotka, zdaniem Prezesa. Niebieska cała, zupełnie nie tak jak większość ludzi, a Miau widział w swym życiu różne indywiduum. Dziecko miało małe, pulchne rączki, którymi próbowało zdjąć czepek z głowy. A kiedy już mu się to udało, ukazała się burza czarnych loków, spośród których wystawały dwa małe różki. Błysnęły oczy, czarne jak węgielki, kiedy dwa spojrzenia się starły. Prezes Miau przyglądał się dziecku z parapetu. Lekko uchylona przez niego zasłona wprowadzała do pomieszczenia światło księżyca. Biała poświata otoczyła zwierzę ciekawskie małej istotki.
Obcej.
Bo ona nie powinna się tu znajdować. To nie był jej dom, jeszcze nie, jeszcze przez chwilę. Dopiero, kiedy Prezes zrobi to co zrobić powinien każdy kot domu, dopiero wtedy mały pomiot może być w domu. Ale Miau nie chciał tego robić. Te drobne, różowe usta, teraz rozdziawione, zbyt często wyrzucały z siebie krzyk, płacz oraz ogólną rozpacz, doprowadzając tym samym wszystkich do szaleństwa. I teraz też zaczęły się wykrzywiać! Do płaczu!
NIE. Prezes Miau nie zamierza tego tolerować. Wskoczył do kołyski, przytupując tuż obok dziecka chlipiącego pod nosem. Spojrzał na nie groźnie swoimi wielkimi, złotymi oczami. Nikt nie ma prawa w tym domu podnosić głosu na jego osobę i on ma zamiar to udowodnić tu i teraz. Załzawione oczy znieruchomiały spoglądając na kota. I nagle Miau dostrzegł coś, czego oczekiwał od swoich sług.
Podziw.
Miau mruknął zadowolony, a na ten dźwięk ludzkie kociątko się uśmiechnęło. Jeszcze będzie z niego dobry Sługa – postanowił Prezes, sadowiąc się przy główce malucha – trzeba go tylko dobrze podszkolić. I z tą myślą Prezes Miau zasnął na poduszce chłopca ostatecznie akceptując go jako nowego domownika. Ciche mruczenie powoli uśpiło kociątko i wkrótce oboje spali otoczeni przez biel i zielone groszki.
- Mówiłem ci, że nie masz co się obawiać Prezesa? Mówiłem. Masz dowód. Teraz możemy już przenieść Maksa do jego sypialni? Miau się nim zajmie, ja też tego potrzebuję…
A witam was w nowym... Czymś o.O
Jak wam się podoba? :3
Rozdział krótki i takie też będą kolejne o.O Małe, do bólu urocze i głównie z perspektywy Prezesa <3
So... Miłego, czy coś xD dobrej zabawy!
CZYTASZ
Prezes Miau
FanfictionW lofcie na Brooklynie pojawili się nowi, mali lokatorzy. W mieszkaniu najsłynniejszego czarownika w Nowym Jorku wprowadzono zasadę ciszy, szafki z alkoholem zyskały zamki, a fiołki z eliksirami odpowiednio zabezpieczono. Wszystko to, jak się zdawał...