Lubił usprawiedliwiać ich działania. Tak było łatwiej i wygodniej.
Stres związany z Marble Hornets zżerał każdego z nich, a na Alexie zdawał się odbijać najbardziej. Stąd jego ciągła złość i irytacja. Dlatego cały czas, delikatnie mówiąc, przypierdalał się, do czego tylko mógł.
Na początku wyżywał się jedynie na ekipie filmowej, ale nie minęło długo, kiedy dawał upust swojej frustracji na każdym, kto tylko się napatoczył. Jedynie Amy wydawała się łagodzić jego temperament. Przy niej był taki jak przed kręceniem, spokojny i uśmiechnięty.
Było tak, do dnia, w którym zjawił się u progu mieszkania Jaya.
— Pokłóciłem się z Amy. — Wyznał. — I mam wódkę.
Przyjaciel bez słowa wpuścił go do środka. Wiedział, że nie należy pytać, bo i tak to nic nie da.
Nawet nie wypili tak dużo, jednak Merrick jak bardzo by nie próbował, nie potrafił przywołać w pamięci momentu, który doprowadził ich do jego sypialni.
Rozmawiali, pijąc drinka z wódki i soku pomarańczowego (bo tylko to było w lodówce), a w kolejnej chwili leżał już nagi na swoim łóżku, z językiem, zębami i dłońmi okularnika badającymi każdy cal jego ciała.
Oddychał ciężko, za wszelką cenę starając się zignorować myśl o miłej blondynce, którą poznał zaledwie kilka miesięcy temu. Myśl o niej płaczącej teraz, z powodu kłótni z chłopakiem, która kłębiła się z tyłu jego głowy.
Alex był zestresowany i zły.
Jay zdesperowany i głodny dotyku.
Kralie musiał odreagować.
Merrick chciał jedynie, by drugi odwzajemnił jego uczucie.
Po wszystkim blondyn ubrał się i wyszedł. Nie rozmawiali o tym przez kilkanaście kolejnych dni.
Pojawił się u jego progu dokładnie po osiemnastu dniach. Jay liczył.
Znowu to samo “pokłóciłem się z Amy”, a jego oczy wydawały się szatynowi ciemniejsze niż zwykle.Zawsze, kiedy przychodził do przyjaciela jego oczy były ciemniejsze, niż na planie Marble Hornets, czy gdziekolwiek indziej.
To ciągnęło się tygodniami; może nawet miesiącami. Po czasie przestał nawet mówić tę klasyczną formułkę, po prostu, kiedy pojawiał się sam z Tym konkretnym wyrazem twarzy, Jay wiedział już, o co chodzi.
Z czasem przestali również dbać o dotarcie do sypialni, robili to wszędzie. W kuchni, salonie, przedpokoju, gdziekolwiek.Kralie czasem był czuły, delikatny, a niebieskooki czuł się wtedy, jakby mężczyzna naprawdę coś do niego czuł.
Innym razem był brutalny, oschły i szybki, sprawiając przyjacielowi ból.
A Jay czuł się jak masochista, z przyjemnością przyjmując wszystko, co daje mu przyjaciel.Nawet nie pamięta ich ostatniego razu, ich relacja skończyła się tak szybko, jak zaczęła.
Pamięta jednak dokładnie, jak sfrustrowany był, kiedy odbierając kasety, widział przyjaciela ostatni raz. Dopiero wtedy doszło do niego jakim był idiotą. Dla Alexa to nie miało większego znaczenia, po prostu go wykorzystywał.Mimo że doskonale wiedział, że nie powinien liczyć na nic więcej niż seks, do ostatniej chwili miał nadzieję na inne zakończenie. Wolał się łudzić, bo to było łatwiejsze i wygodniejsze niż zderzenie się z rzeczywistością.
Dzięki nagraniom, które znajdował przez cały ten czas, wszystko miało być bardziej klarowne, a zamiast tego zasiały jedynie więcej wątpliwości w jego umyśle.
Teraz, stojąc z nim twarzą w twarz; z bronią wycelowana prosto w niego przestał pojmować cokolwiek.
Miał ochotę wymiotować, myśląc o tym, że Alex nie był do końca sobą za każdym razem, kiedy do niego przychodził. Obrazy z tamtych nocy, teraz tak żywe pojawiały się kolejno w jego umyśle, sprawiając, że czuł się tak cholernie obrzydliwie.Potem usłyszał wystrzał i poczuł niewyobrażalny ból. Patrząc jeszcze chwilę na Alexa, czując gorącą, lepką ciecz wypływającą z jego brzucha, a przerażająca myśl wbiła się w jego głowę, niczym kolejny pocisk.
Uświadomił sobie bowiem, że niezależnie co właśnie mu zrobił, Jay mu wybaczał, bo wciąż go kochał.
CZYTASZ
mere monstrosity 「ᴍᴀʀʙʟᴇ ʜᴏʀɴᴇᴛs」
FanfictionAlex był zestresowany i zły. Jay zdesperowany i głodny dotyku. Kralie musiał odreagować. Merrick chciał jedynie by drugi odwzajemnił jego uczucie. jay x alex; srogi angst Tytuł wzięłam z generatora → Random Fanfic Title, Featuring Hozier Lyrics...